[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzył prosto na nią, chociaż odezwał się do Edith.- Lady Edith, wygląda na to, że twoja przyjaciółka coś zgubiła.O tak, zgubiłam serce.- Nie coś, lecz kogoś.- Edith wyjęła z paczuszki figę i dodała obojętnym tonem: - Wypatruje jakiegoś mężczyzny.- Wbiła zęby w owoc.- Podobno przystojnego.Rycerz wybuchnął głośnym, dudniącym śmiechem.Gdyby mogła wepchnąć całą torbę fig, albo lepiej całą tacę, cały stragan fig w niewyparzoną buzię Edith, zrobiłaby to z rozkoszą.Zamiast tego jedynie na moment odwróciła wzrok, na tyle, by wykonać pierwszy krok z dziesięciu, jakie musiała zrobić, żeby zejść z tego przeklętego muru.Pierwszy krok był w porządku.Następny już nie.Kamienie zagrzechotały i usunęły jej się spod nóg.Potknęła się, wydała z siebie pisk przestrachu i spadła.Wszystko działo się tak szybko.Zamknąwszy oczy, czekała na moment zderzenia z ziemią; w głowie kołatała jej się tylko jedna myśl - że zapewne skręci sobie kark i umrze akurat w chwili, gdy znalazła upragnionego mężczyznę.Ale nie uderzyła o ziemię.Wylądowała w silnych męskich ramionach.Jego ramionach.Zamrugała patrząc na niego z bliska, świadoma, że nie zdołała ukryć swego zaskoczenia.Złapał ją tak swobodnie, jakby ważyła nie więcej niż piórko.Odetchnęła parę razy głęboko, szukając w głowie odpowiednich słów.W tej samej chwili poczuła jego zapach w nosie, w ustach, w głowie i w sercu i nie była już w stanie w ogóle myśleć.Pachniał czystym mężczyzną, hiszpańską skórą i spełnionymi marzeniami.- Szuka jakiegoś mężczyzny, tak? - Miał głos tak głęboki, jakby pochodził z jego duszy lub z nieba, a może raczej prosto z piekła, pomyślała, dojrzawszy dziwny błysk w jego oczach.Nie była w stanie powiedzieć nic mądrego.Jakby ustało połączenie mózgu z ustami.Żadnej zgryźliwej uwagi.Żadnego dowcipu, którym by się mogła wykpić z niezręcznej sytuacji.Sofia Howard miała związany język.Nigdy by nie przypuszczała, że to możliwe, bo dotąd zawsze miała ostatnie słowo.Nie była nawet pewna, czy w ogóle zdoła i wydobyć z siebie głos.Jakby zdolność mówienia uleciała z niej wraz z przyśpieszonym oddechem i unosiła się gdzieś wysoko ponad jej głową, pozostając poza zasięgiem.Przycisnął ją mocniej do siebie, przesuwając dłonią po zewnętrznej stronie jej uda i podciągając przy tym nieco jej spódnicę.- Ja jestem mężczyzną - rzekł spokojnie.Nie potrafiła oderwać od niego oczu.Nie była w stanie się odezwać.Czas jakby stanął w miejscu.Niema i całkowicie bezbronna patrzyła z bliska w jego niebieskie oczy; serce waliło jej mocno, oddech stał się szybszy.Jego oczy miały taki sam kolor jak tunika, były błękitne niczym poranne letnie niebo.Nagle dostrzegła w nich coś jeszcze - błysk rozbawienia, który zdradzał, że piękny nieznajomy wie, kogo wypatrywała.Modliła się, żeby nie odgadł jej myśli.A myślała o tym, że niełatwo jest patrzeć w oczy temu pierwszemu mężczyźnie, na którym jej zależało.Sofia nie miała zwyczaju się rumienić.Rumieniec był jej obcy i wiele razy w życiu była wdzięczna losowi, że oszczędził jej tej przypadłości.Pozwalało jej to okazywać odwagę nawet w chwilach, gdy wcale nie czuła się odważna.A także ukrywać przed światem to, co czuła naprawdę.W tym momencie również przybrała na twarz maskę chłodu, żeby ukryć prawdę.Spotkała tego jedynego człowieka na świecie, którego pragnęła, i ta świadomość dosłownie nią wstrząsnęła.- Proszę mnie postawić.- Zdołała jednak wydobyć z siebie głos, który w dodatku brzmiał niespodziewanie spokojnie.Oczekiwała, że od razu spełni jej polecenie.Nie spełnił.- Natychmiast.- Z zadowoleniem stwierdziła, że jej ton jest odpowiednio surowy.Zmienił się na twarzy, jakby chciał coś powiedzieć, ale się nie odezwał.Opuścił jedno ramię, to, którym trzymał ją pod kolanami.Nogi zwisły jej bezwładnie.Wciągnęła gwałtownie powietrze, ale zaraz przycisnął ją do siebie drugim ramieniem, którym obejmował ją w pasie.Czuła się jak zwierzę schwytane w sidła.Nie dość, że zgniatał ją mocnym uściskiem, to jeszcze miała wrażenie, że przeszywa ją wzrokiem.W jego oczach dojrzała ten sam wyraz, z jakim patrzył na nią wcześniej ponad zatłoczonym placem.Westchnęła; wydawało jej się, że to westchnienie było głośne jak krzyk.Przymrużył oczy, przenosząc wzrok na jej usta, a potem zwolnił uścisk, pozwalając, by się po nim wolno zsunęła i dotknęła stopami ziemi.Odskoczyła od niego jak oparzona.Czuła nieznośną suchość w ustach.Nie podnosząc wzroku, podziękowała mu szybkim dygnięciem.Gdyby odkrył jej prawdziwe uczucia, chybaby się zapadła pod ziemię, tam na miejscu, pośrodku placu.Zniknęłaby pod trawą i nie zostałby nawet ślad po jej istnieniu.- Powinnaś podziękować sir Tobinowi za uratowanie życia - pouczyła ją Edith.Skrzywiła się, stwierdziwszy, że w paczuszce nie został już ani jeden owoc.Sofia zesztywniała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]