[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Im prędzej zawiniemy, tym szybciej będzie można wypłynąć.Poza tym nie sądzę, żeby chłopakom było aż tak tęskno na gdański brzeg.Złożona z Amerykanów, Brytyjczyków i Norwegów załoga gazowca miała już za sobą jeden podobny rejs.Wobec faktu, że dla oszczędności przymusowo wyłączano w całym mieście wszystkie światła, nocne życie Gdańska mogło się podobać tylko nietoperzom.Poza tym załoga „North Star” nie myślała o rozrywkach.Wszyscy wiedzieli, że kiedy zacumują, nie będzie ani chwili czasu na spódniczki.- Coś jeszcze, kapitanie?Calabrese pokręcił głową.- Nie.Przynajmniej nie w tej chwili - odrzekł i gestem nakazał pierwszemu, by wracał do kabiny.- Nie masz co tutaj ze mną marznąć, Charlie.Lepiej się wyśpij, bo jutro nie będzie czasu - dodał i znów podniósł do ust kubek z gorącą kawą.Sto metrów przed nadbudówką przyciśnięta do kadłuba „North Star” mina magnetyczna eksplodowała nagle, wyrywając dziurę w podwójnym kadłubie i ciskając do środka falę słonej wody, rozgrzanego powietrza i gorących stalowych odłamków.Odłamki przebiły warstwy izolacji i naruszyły wewnętrzną ścianę drugiego z potężnych, chłodzonych zbiorników z gazem.Najpierw zasyczało.Przez kadłub przebiegł wstrząs, a cały statek zakolebał się jak gdyby wpadł na podwodną skałę.Kapitan Frank Calabrese zrobił wielkie oczy i mrucząc - Co, do cholery.? - znowu uchwycił się relingu.- Charlie, idź sprawdzić.Ostatnie słowa utonęły w nagłym jęku syren, ostrzegających przed wyciekiem.Gdzieś głęboko przy zęzach „North Star” jęzor skroplonego gazu ziemnego pod ciśnieniem wyrwał się z rozdartego zbiornika i w zetknięciu z ciepłym, natlenionym powietrzem, zaczął wracać do naturalnego stanu skupienia.Gaz zakipiał i zmienił się w lotną, łatwopalną chmurę.Jeszcze kilka sekund i kipiący obłok dotknął przewodu pod napięciem, przerwanego wybuchem miny.Gazowiec eksplodował.Calabrese, MacLeod i czterdziestu siedmiu pozostałych członków załogi „North Star” straciło życie w ułamku sekundy - spłonęli, ogarnięci skłębioną, ognistą kulą, która rozświetliła nagle nocne niebo w promieniu setek kilometrów.Nie oni jedni zginęli.Gnana przerażającym ciśnieniem i temperaturą wybuchu fala uderzeniowa zaczęła rozbiegać się na wszystkie strony od oślepiającej kolumny płomienia, dziurawiącej niższe warstwy atmosfery.Powietrzna pięść trafiła i zgniotła dwa zbiornikowce zakotwiczone w pobliżu, zatapiając je i chmarą rozżarzonych odłamków zapalając ich ładunek, rozpylony po morzu podmuchem o prędkości prawie stu metrów na sekundę.Tych spośród marynarzy, którzy znajdowali się na pokładzie, fala uderzeniowa zmiotła do wody albo zgruchotała o stal nadbudówek i rurociągów.Reszta, uwięziona pod pokładem utonęła albo spłonęła żywcem.Dwanaście kilometrów od miejsca eksplozji fala wybuchu uderzyła z huraganową siłą w ulice Gdańska, wywracając drzewa w Trójmieście.Wszystkie szyby w oknach od strony wybuchu zmieniły się w rozpryskujące się po wnętrzach chmury śmiercionośnych odłamków.Trafieni szklanymi lawinami mężczyźni, kobiety i dzieci - wszyscy, którzy znaleźli się przypadkiem na drodze eksplozji - z krzykiem padali na ziemię, okaleczeni i broczący krwią.Wiele osób zginęło w pożarach, jakie wybuchły od iskier poprzerywanych przewodów energetycznych.Kilka starszych domów i źle zaprojektowanych bloków od strony zatoki rozsypało się w gruzy, grzebiąc mieszkańców pod zwałami cegieł i pokruszonego betonu.Gdy umilkł pierwszy ogłuszający grzmot, tysiące odrętwiałych Polaków wyległo przed uszkodzone budynki i w przerażeniu zwróciło oczy tam, gdzie nad północnym horyzontem pełgała niesamowita, pomarańczowa poświata.20 lutego - plaża w pobliżu Grand Hotelu, Sopot Ross Huntington bez większej ochoty człapał po nadmorskim piasku w ślad za przewodnikiem, krępawym i dość otyłym oficerem w granatowym mundurze polskiej marynarki wojennej.Po czterech paskach na naramiennikach oficera Amerykanin poznał, że ma do czynienia z komandorem.Pułkownikowska ranga była polskim odpowiednikiem stopnia capitain we flocie amerykańskiej.Za polskim oficerem i Huntingtonem szła czwórka żołnierzy w pełnym oporządzeniu i z karabinkami AKM.Błękitne tarcze z białą kotwicą na rękawach mundurów oznaczały, że żołnierze są z 7.Dywizji, czyli z wojsk obrony wybrzeża.Inni żołnierze z tej samej formacji uwijali się przy działach przeciwlotniczych, okopanych wzdłuż brzegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]