[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brandt przewrócił się na plecy i przeciągnął ręką po włosach.– Kelly – starał się nie okazywać niezadowolenia – to nie fair.– Życzyłabym sobie, żeby pan teraz wyszedł, panie Madison.– Zmrużyła oczy.Podniósł się powoli.– Często tak robisz, Kelly? Rozpalasz się jak pożar, a potem zamieniasz w bryłę lodu?Jego gniew rósł, podsycany przez niezdrowe emocje.Tak gwałtowne było to przejście od słodkiej obietnicy spełnienia do zimnej, ostrej odmowy.Wyszła z sypialni.Brandt patrzył na burzę kasztanowych włosów spadających na jej ramiona.Podeszła prosto do drzwi wyjściowych i otworzyła je.– Wyjdź! – rozkazała.Wpatrywał się w nią, zapamiętując jej rozpłomienioną twarz i wilgotne, nabrzmiałe od jego pocałunków usta.– Kelly – zaczął.Nie wiedział, czy ma potrząsnąć mą tak, żeby znowu była sobą, czy też złapać ją w ramiona i doprowadzić do powtórnej ekstazy.Rzuciła mu płaszcz i torbę i czekała przy otwartych drzwiach.– Do widzenia, panie Madison.Nagle skądś pojawił się Butter i wybiegł za drzwi.– Butter! – Kelly pobiegła za nim.– Butter, wracaj.Kot zbiegł po schodach do zaułka przy drzwiach frontowych budynku, Kelly zaraz za nim, a na końcu Brandt Duże drewniane drzwi otworzyły się w momencie, gdy do nich dotarli.Lodowaty wiatr momentalnie nawiał do środka tuman winiącego śniegu.Butter miauknął przeraźliwie i pognał po schodach do góry.Do korytarza weszli Donna i Dave Everingham, sąsiedzi z pierwszego pięta.Kelly przedstawiła im Brandta i wyjrzała na zewnątrz.Poprzez gęsty, szybko spadający śnieg nie było nic widać.W bezlistnych gałęziach drzew przed domem szalał wiatr.– Zrobiła się prawdziwa zawierucha – zauważył Dave, strząsając śnieg z butów i przyglądając się Brandtowi z zaciekawieniem.Brandt spojrzał na swój samochód, całkowicie skryty pod pokrywą śniegu.– Jak wyglądają drogi? – zapytał.– Okropnie.Donna zdjęta czapkę i szalik i otrzepywała je ze śniegu.– Dojechaliśmy do trzeciego bloku i zawróciliśmy.Jezdnia jest tak śliska, że samochody tańczą, przez tumany śniegu nie widać dalej niż na odległość metra.Z całą pewnością nie jest to odpowiednia noc na jazdę dokądkolwiek.– Susan jest w Evanston – zaniepokoiła się Kelly.– Czy sądzicie państwo, że będzie miała kłopoty z dotarciem do domu?– Dziś na pewno nie wróci.– Dave był pewien.– Nigdzie nie można dotrzeć w tej śnieżnej burzy.Będzie musiała zostać w Evanston.– Jakie mam szansę dotrzeć do Lake Short Drive? – spytał Brandt ze wzrokiem utkwionym w wirujących płatkach.Dave’a i Donnę rozbawiło jego pytanie.– Dziś nigdzie pan nie dojedzie – zapewnił go mężczyzna.Pożegnali się i poszli do swego mieszkania.Kelly i Brandt zostali sami.Stali bez słowa, gdy Brandt zakładał płaszcz.Otworzył drzwi i do korytarza wtargnął potężny podmuch wiatru.– Kelly, nawet nie widzę swojego samochodu, jak mam prowadzić? – Zamknął drzwi i odwrócił się od niej.– Obawiam się, że ugrzęzłem tu na noc.– Nie możesz zostać w moim mieszkaniu! Nie po tym, co się zdarzyło! – perspektywa ta przerażała ją.– Chyba będę musiał – odparł ponuro.Spojrzał gniewnie na jej przerażoną minę.– Wierz mi, chcę tu zostać nie bardziej niż ty tego pragniesz, ale nie mam wyboru.Nie zamierzam wyruszać w tę zamieć i narażać się na poważne kłopoty.Nie mam też zamiaru spędzić nocy, zamarzając w samochodzie.Chociaż wiedziała, że ma rację, nie chciała, żeby został.Odwróciła się, nic nie mówiąc i ruszyła na górę.Brandt pospieszył za nią, nie zniechęcony brakiem zaproszenia.Butter siedział na wycieraczce przed drzwiami.Sprawiał wrażenie zaniepokojonego.Kelly wzięła go na ręce.W chwili gdy weszli do środka zadzwonił telefon.Pobiegła, by go odebrać.– Zgadnij, kto jest unieruchomiony w Evanston na dzisiejszą noc? – Usłyszała pogodny głos Susan.– Och, Susan, gdzie jesteś?– Nic się nie martw.Jest ze mną fotograf i operatorzy kamer.Mamy miejsca w Holiday Inn.Właśnie lecimy do baru na dół, żeby opić tę zawieruchę.Kelly odłożyła słuchawkę.Też chciałaby tak się niczym nie przejmować.Rzuciła ukradkowe spojrzenie na Brandta.Głaskał niezadowolonego kota.Podniósł głowę i napotkał jej wzrok.– Susan zostaje w Evanston?Kelly potaknęła.– Możesz spać w jej pokoju.Przyniosę ci nową pościel.– Dziękuję.Zdjął płaszcz i usiadł na sofie.– Ale nie chcę się kłaść.Jeszcze nie ma dziesiątej.– Zmienię pościel.Sztywnym krokiem przeszła przez pokój i wzięła książkę.– Potem poczytam trochę w łóżku.Czuj się swobodnie, możesz włączyć telewizor i obsłużyć się w kuchni.– Doceniam pani wielką gościnność.Spojrzała na niego z wyrzutem.Jeżeli chciał być złośliwy, ona nie będzie rewanżować się tym samym.– Zatem, dobranoc.– Kelly!Brzmienie jego głosu, niskiego, głębokiego i lekko drżącego zatrzymało ją natychmiast.Starała się opanować.– Tak?– Nie chcę być karany za winy innych.Odwróciła się do niego.– Słucham?Patrzył na nią.– Zamieniłaś się dzisiaj w bryłkę lodu.Stałaś się nagle taka obca.Nie sądzę, żebym to ja spowodował tę całkowitą odmianę twojego zachowania.– Czy aby na pewno? – Skrzyżowała ręce na piersi.– Nie sądzisz, że po prostu doszłam do wniosku, że pójście z tobą do łóżka będzie złym posunięciem? Uważasz, że muszę mieć jakieś głęboko ukryte psychologiczne motywacje, żeby nie iść do łóżka z mężczyzną, którego w ogóle nie znam i który ma zamiar mnie wykorzystać dla zaspokojenia.szybkiego zaspokojenia swej potrzeby?– Nie wykorzystywałem cię, Kelly.Pragnąłem cię, a ty pragnęłaś mnie.– Pragnąłeś kobiety – poprawiła go.– Każda by się nadała.– Łaskawie przyjmij do wiadomości, że jestem trochę bardziej wymagający – odburknął.– A ty? Sprawiałaś wrażenie zadowolonej, dopóki.– Dopóki nie ocknęłam się – przerwała mu szybko.– Jak pan zapewne wie, jest pan technicznie doskonały.Niezwykle przekonywający i skuteczny.Zanim do mnie dotarło, co się święci, już leżałam na tym łóżku.– Po co grasz niedoświadczoną dziewicę, oszołomioną pierwszym w życiu namiętnym zbliżeniem.Oboje pragnęliśmy siebie, Kelly.Nie ma sensu zaprzeczać i nie ma się czego wstydzić.Podniosła głowę i spojrzała na niego.– Więc uważasz, że nie jestem niedoświadczoną dziewicą, oszołomioną pierwszym w życiu namiętnym zbliżeniem?Brandt zaśmiał się ironicznie.– Ile masz lat? Dwadzieścia cztery? Dwadzieścia pięć?Przytaknęła.– Tak cudowna i namiętna kobieta nie może być dziewicą w wieku dwudziestu pięciu lat.Ukryła zadowolenie.Gdyby wiedział.– Cóż za spostrzegawczość!– Jestem spostrzegawczy.Wstał i podszedł do niej.Trzymała się dobrze i nie cofnęła się przed nim.Nawet wtedy, gdy ujął jej dłonie.– Uważam się za bystrego pisarza, obdarzonego dużą intuicją i nie wydającego opinii pochopnie.Spędzimy z sobą dużo czasu – będziemy pracować.Nie chciałbym, żebyśmy mieli przed sobą jakieś sekrety i jakieś do siebie pretensje.Zamarła na chwilę.– Do czego właściwie zmierzasz?– Znów jesteś podenerwowana – stwierdził.– Nie musisz ukrywać prawdy przede mną.Domyślam się wszystkiego.Jej usta były zupełnie suche.Zwilżyła je końcem języka.– Prawdy? – wyszeptała.– O twoim dziecku.– O moim dziecku? – powtórzyła głucho.– Mówiłem ci, że jestem spostrzegawczy.Kiedy rozmawialiśmy o matkach oddających swe dzieci do adopcji, wyczytałem prawdę w twoich oczach, Kelly.Widziałem ból, smutek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]