[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobry pomysł - pochwaliła bez tchu.Naprawdę zamierzał to zrobić czy stosował jakąś sztuczkę psychologiczną? Przyjrzała się jego twarzy, w poszukiwaniu oznak premedytacji, ale nic nie dostrzegła.- A to na później - dodał Paul, pokazując paczkę ciasteczek czekoladowych.Na później! Alice nie mogła dobyć głosu.- A to dla ciebie, nie dla mnie.- Uniósł butelkę wina.Alice była poruszona.Miała ochotę się rozpłakać.- Denerwujesz się? - zapytał.- Chcesz trochę wina? Przyniosłem również korkociąg.- Chyba wszystko w porządku - wykrztusiła Alice.Paul dotknął jej ramienia, przysunął twarz do jej ucha.- Musimy zrobić to właściwie.Nie sądzisz?Rozłożył koc.Na szczęście wiatr tej nocy był ledwo wyczuwalny.Paul wybrał miejsce na ziemi niczyjej pomiędzy ich wioską i sąsiednią, w zagłębieniu między dwiema wydmami.Nikt nie powinien im tam przeszkodzić.Alice wyglądała teraz na przestraszoną, natomiast on był całkiem spokojny.Nie chciał jednak deprymować jej jeszcze bardziej swoją pewnością siebie.Ułożył wszystkie rzeczy i usiadł.- Chodź do mnie - powiedział.Opadła na koc obok niego.Wyszedł księżyc, chyba po to, żeby pokazać, jak uroczo Alice wygląda w dopasowanej sukience w zielone i fioletowe kwiatki.Paulowi nasunęło się skojarzenie z ładnie zapakowanym prezentem i od tego momentu był w stanie myśleć tylko o tym, co jest w środku.Pozwolił sobie czuć radość, a nie ból na widok jej urody.Miała w sobie dobrą moc, choć bał się w to uwierzyć.- Jeśli jesteś zdenerwowana, nie przejmuj się - powiedział cicho.- Nie ma pośpiechu.- Kim jesteś i co zrobiłeś z Paulem? - wyszeptała.- Przyprowadziłem go.Jest tutaj z Alice.To prawda.Nareszcie.Był zaskoczony własną pewnością.Wystarczającą za nich dwoje.Właśnie tego pragnął.Kiedy w końcu się zdecydował, nie mógł się doczekać przyszłości.Uwaga na siłę nawróconego, pomyślał.Jednocześnie wiedział, że czeka go wielka i wyjątkowa przyjemność.Rozkosz, której doświadcza się tylko raz w życiu, i tylko głupiec zmarnowałby taką chwilę.Miał już dość bycia głupim.- Jesteś gotowa? - W ciemności ledwo widział jej złociste oczy.Chciał widzieć.Chciał, żeby ona widziała jego.Teraz, kiedy już się zdecydował.- Zmusiłam cię do tego? - spytała Alice nieśmiało.- Wyglądam na zmuszonego?- Nie.Ale naprawdę nie musisz.Nie będę zła.Możesz nadal spać w moim łóżku.- Chcę spać w twoim łóżku.- Nachylił się i pocałował ją.Najpierw w policzek, potem w brodę.- Chcę robić dużo rzeczy.Kochał Alice od dawna, ale jeszcze nigdy jej nie pocałował.Może bał się tego, co może się stać później.Musnął wargami jej szyję i dekolt po lewej stronie krzyżyka.Obojczyk i ucho.Alice! Tak dobrze znał te miejsca, ale nigdy ich nie dotykał.Na razie nie sięgał do jej ust.Czekał.Bo kiedy to zrobił, niemal stracił głowę.Tak jak się spodziewał.Alice odwzajemniła pocałunek, a wtedy zatracił się i już nie próbował się odnaleźć.Pocałował ją tak, jakby to był jego pierwszy raz.I był pierwszy, w pewnym sensie.Przyszło mu do głowy, żeby jej powiedzieć o tym i o innych ważnych rzeczach, ale wtedy musiałby oderwać wargi od jej ust, a bardzo tego nie chciał.Dłońmi i ustami zaczął odkrywać miejsca, które wcześniej znały tylko jego oczy.Skąd mógł wiedzieć, co go czeka?Podobnie było z ubraniem.Niektórych jego części nigdy wcześniej u niej nie widział.Serce mu dudniło jak czternastolatkowi.Przeszłość i teraźniejszość mieszały się ze sobą, ale kiedy Alice ściągnęła sukienkę przez biodra i kopnęła ją na bok, skupiły się obie w obecnej chwili.Drżącymi rękami, niecierpliwie zdjęła z niego koszulę i sięgnęła do guzików dżinsów.Choć ubierał się w pośpiechu, jeszcze szybciej został pozbawiony odzienia.Pociągnął ją na siebie i poczuł, że piasek układa się pod jego plecami, dostosowując do kształtu ciała.Plaża była miejscem, gdzie to nie powinno się stać i gdzie musiało się stać.Alice oczywiście o tym wiedziała.Kiedy przytuliła się do niego, ogarnęło go radosne i jednocześnie niemal bolesne pożądanie.Obejmowało całe spektrum doznań, od agonii po rozkosz.Alice miała szeroko otwarte oczy, on również.Jej zmieniły się w jedno cyklopowe, kiedy pocałował ją w nasadę nosa.W takich sytuacjach istniała pewna konwencja wstydu i rezerwy, ale między nimi ich nie było.Nie zamierzali niczego tracić.Oplotła go silnymi nogami i razem pomknęli do przodu z szybkością, przy której już nie można się zatrzymać.Pas startowy się kończy i trzeba wzbić się w powietrze, za wszelką cenę, nawet gdyby miały odpaść silniki.Alice zadrżała.A może to on?- Możemy poczekać - szepnął, choć to nie była prawda.Opanowało go uczucie zatracenia i ją chyba również, bo powiedziała albo przynajmniej tak mu się wydawało:- To nie jedyny raz.Tylko pierwszy.Wchodząc w nią, miał wrażenie, że rozpada się na części i w tej samej chwili zostaje stworzony na nowo.Objął ją rękoma, chyba zbyt mocno.Oczy napełniły mu się łzami innego rodzaju niż te, które przelewał wcześniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]