[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karzeł również patrzył w jego stronę, na wpół odwrócony, jakby chciał uciekać z umocnień.Na jego pokrytej bliznami twarzy malowało się przerażenie.- Pełzacz, Morgan.Pełzacz, po tylu latach.Czy wiesz, co to oznacza?Morgan nie miał czasu się nad tym zastanowić.Nagle stanął obok nich Padishar Creel, który usłyszał słowa karła.Schwycił Steffa za ramiona i obrócił go twarzą do siebie.- Powiedz mi szybko! Co wiesz o tym potworze?- To pełzacz - powtórzył Steff zduszonym i nienaturalnym głosem, j akby samo wymówienie nazwy starczało za całe wyjaśnienie.- Tak, tak, to już słyszałem! - niecierpliwie syknął Padishar.- Nie obchodzi mnie, co to jest! Chcę wiedzieć, jak to powstrzymać!Steff wolno pokręcił głową, jakby był zamroczony i chciał odzyskać jasność myśli.- Nie można go powstrzymać.Nie ma na to sposobu.Nikt go jeszcze nie wymyślił.Od strony ludzi stojących najbliżej nich dobiegły pomruki, kiedy usłyszeli słowa karła, i przez szeregi obrońców Występu przebiegła fala złych przeczuć.Morgan oniemiał; nigdy przedtem nie widział Steffa tak upadłego na duchu.Spojrzał na Teel.Odsunęła Steffa do tyłu, osłaniając go przed Padisharem.Jej oczy pod maską wyglądały jak twarde, połyskujące kamyki.Padishar nie zwrócił na nią uwagi i odwrócił się w stronę swoich ludzi.- Zostańcie na miejscach! - krzyknął gniewnie do tych, którzy zaczęli szemrać i cofali się do tyłu.Szepty i ruch ustały natychmiast.- Obedrę ze skóry pierwszego, który mnie nie posłucha! - Posłał Steffowi piorunujące spojrzenie.- Nie ma sposobu, powiadasz? Może dla ciebie, chociaż sądziłem inaczej i miałem o tobie lepsze mniemanie.- Mówił niskim i opanowanym głosem.- Nie ma sposobu? Zawsze jest jakiś sposób!Z dołu dobiegł głośny chrobot i wszyscy przypadli z powrotem do przedpiersi.Pełzacz dotarł do podnóża ściany skalnej i zaczął piąć się w górę, czepiając się pęknięć i szczelin, wśród których ludzkie dłonie i stopy nie znalazłyby punktów oparcia.Światło słoneczne połyskiwało na płytach pancerza i kawałkach stalowych prętów, a mięśnie owadziego cielska poruszały się złowrogo.Zagrzmiały marszowe bębny federacji, wybijające miarowy rytm towarzyszący zbliżaniu się potwora.Padishar wskoczył wojowniczo na umocnienia.- Chandos! Dwunastu łuczników do mnie.Natychmiast! Łucznicy pojawili się od razu i na pełzacza posypał się deszcz strzał.Nie zwolnił nawet na chwilę.Strzały odbijały się od jego pancerza albo pogrążały się w jego grubej skórze, nie robiąc na nim wrażenia.Nawet jego oczy, ohydne czarne ślepia, które obracały się i przesuwały leniwie wraz z poruszeniami jego ciała, zdawały się odporne na ich groty.Padishar wycofał łuczników.Wśród szeregów federacji rozległ się radosny okrzyk i żołnierze zaczęli skandować w rytm uderzeń bębnów.Herszt banitów wezwał włóczników, lecz nawet ciężkie, drewniane dzidy z żelaznymi szpicami nie były w stanie powstrzymać zbliżającego się potwora.Łamały się albo roztrzaskiwały na skałach i pełzacz piął się coraz wyżej.Przytoczono potężne głazy i zepchnięto je z krawędzi urwiska.Kilka z nich trafiło bestię.Otarły się o niego albo uderzyły z pełnym impetem, lecz efekt był ten sam.Potwór wciąż posuwał się w górę.Znów rozległy się pomruki, zrodzone ze strachu i zawodu.Padishar krzyczał gniewnie, usiłując je uciszyć, lecz stawało się to coraz trudniejsze.Zawołał, żeby zniesiono naręcza chrustu, polecił je zapalić i zepchnąć na pełzacza, lecz to również nie dało skutku.Rozsierdzony kazał przynieść beczkę gotującej się oliwy, rozbić ją i wylać jej zawartość na ścianę urwiska, a potem podpalić.Oliwa płonęła wściekle na nagiej skale, pogrążając zbliżającego się pełzacza w kłębach czarnego dymu i płomieniach.Wśród szeregów federacji rozległy się okrzyki, a bębny ucichły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •