[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna na dole zaryczał jak zarzynana świnia.W chwilę później odchrząknął.- Było ci dobrze, dziecinko?- Nie i nie zamierzam udawać, że było.- Nie martw się, zaraz się tobą zajmę.Mam pełno gumek i czterdzieści pięć minut, nim będę musiał pojechać do pracy.Czterdzieści pięć minut!Gray nie mógł wytrzymać tak długo.A co z Barrie? Czy na nią też to tak podziałało? Czuł jej szybki i gorący oddech na szyi.Strach czy podniecenie?Jakby czytając w jego myślach, poruszyła się nieznacznie.Jej kolana przyciągnięte prawie do piersi zaczęły się prostować, ale tak powoli, że w pierwszej chwili pomyślał, że mu się zdawało.Wreszcie znalazły się na wysokości paska od jego spodni, a potem ruszyły w dół.Wstrzymał oddech, gdy powolutku przesuwała kolana obok jego męskości.W końcu wyciągnęła nogi wzdłuż jego nóg.Leżeli teraz obok siebie, brzuch przytulony do brzucha, kobieta i mężczyzna.Lekko przechyliła głowę.Już nie czuł jej oddechu na szyi, lecz na wargach.Chociaż pod kocem było ciemno, wiedział, że patrzy na niego, na jego usta.Będziesz głupcem, jeśli to zrobisz, pomyślał i zaraz potem pochylił głowę i pocałował ją.Rozchyliła wargi pod naporem jego ust, tylko trochę, lecz wystarczyło, by dał się ogarnąć żądzy.Nie rób tego, Bondurant, nakazał sobie surowo.Jednak ledwie to pomyślał, już jego język znalazł się we wnętrzu jej ust, słodkich i jedwabistych.Powoli przesunął dłonią po jej plecach, dotarł do pośladków i przyciągnął mocno do siebie.Tylko jedna warstwa jedwabiu dzieliła ją teraz od spęczniałego rozporka jego spodni.Nie wykonała żadnego gwałtownego ruchu, tylko łagodnie pokręciwszy biodrami otarła się o niego.Niski gardłowy dźwięk, bardziej drżenie niż dźwięk, wydobył się z jego ust.Zamarła, a on znieruchomiał.Przytulił policzek do jej twarzy i starał się bezgłośnie oddychać, chociaż było to niemal niewykonalne, bo serce waliło mu jak młot.Ale nikt ich nie usłyszał ani nie zauważył.Para na dole prowadziła głupiutką grę słowną, przerywaną piskliwym chichotem kobiety.Nic to nie obchodziło Graya.Skupił się wyłącznie na całowaniu Barrie, żarliwie, namiętnie.Stracił rachubę pocałunków, nie liczył, ile razy jego język zawędrował do wnętrza jej ust.Nie odrywał się od jej warg, nawet gdy musieli przestać, by zaczerpnąć powietrza, bo w przeciwnym razie groziło im uduszenie.Ona również nawet wówczas podnosiła głowę i koniuszkiem języka pieściła górną wargę Graya.Pozwalał jej bawić się, drażnić i uciekać, aż wreszcie już dłużej nie mógł wytrzymać.Wsunął język głęboko w jej usta.Trzymał ją mocno przy sobie, ułożył się między jej udami i kochał się z nią w wyobraźni.Nigdy nie doświadczył tak intensywnego, rozdzierającego doznania, nic nie dałoby mu większej satysfakcji.Na przemian chciał skończyć lub ciągnąć bez przerwy.Ale ani jemu, ani Barrie nie było dane spełnienie, które stało się udziałem pary na podłodze.Dopiero gdy otworzyły się drzwi samochodu i zapalono światło, Gray wrócił do rzeczywistości.Potem drzwi zatrzaśnięto i zamknięto od zewnątrz.Para kochanków stała tuż przy wozie i planowała następną randkę.Kobieta postawiła na swoim: mężczyzna, choć niechętnie, zgodził się zawieźć ją do motelu.Barrie i Gray leżeli nieruchomo, czekając cierpliwie, aż tamci się pożegnają.Wreszcie mężczyzna wsiadł do samochodu i ruszył.Kiedy wóz już jechał i radio znowu ryczało na cały regulator, Gray ściągnął koc.Unikał spojrzenia Barrie.Chwila bliskości już się skończyła i czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy pastor przyłapał go ze swoją córką w brzoskwiniowym sadzie.Zsunął się z koi.- Zejdź i ubierz się.Zdawał sobie sprawę ze swojego szorstkiego tonu, ale uważał, że nie może zachować się inaczej.Przez Barrie zapomniał o swoim wyszkoleniu.Wiedział, jak przetrzymać tortury wroga, jak uodpornić umysł na fizyczny ból.Jednak nie nauczono go, jak uodpornić się na Barrie Travis.Udało jej się zeskoczyć z koi bez jego pomocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]