[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ledwie zmieni³em pozycjê, klepanie w szyjê usta³o.Po d³ugiej, mêcz¹cej ciszyus³ysza³em odleg³e ³amanie ga³êzi.Ha³asy nie dochodzi³y ju¿ z bliska.Jakbywycofa³y siê na inn¹ pozycjê, z dala ode mnie.Odg³os ³amanych ga³êzi zmiesza³siê po chwili z szumem poruszanych wiatrem liœci, jakby uderza³ silny wiatr wewzgórze.Wszystkie krzewy dooko³a zdawa³y siê trz¹œæ, jednak wiatru nie by³o.Szum i pêkaj¹ce ga³êzie sprawia³y wra¿enie, jakby ca³e wzgórze p³onê³o.Mojecia³o by³o sztywne jak ska³a.Poci³em siê obficie.Robi³o mi siê coraz cieplej.Przez chwilê by³em absolutnie przekonany, ¿e wzgórze siê pali.Nie zerwa³em siêna nogi i nie pobieg³em, poniewa¿ by³em tak zdrêtwia³y, ¿e niemalsparali¿owany, nie mog³em nawet otworzyæ oczu.Wszystko, czego wtedy pragn¹³em,to wstaæ i uciec od ognia.¯o³¹dkiem wstrz¹sa³y okropne skurcze, które zaczê³yprzeszkadzaæ mi w oddychaniu.Skoncentrowa³em siê na próbach oddychania.Pod³ugiej walce znowu mog³em wzi¹æ g³êboki oddech, zauwa¿y³em tak¿e, ¿e szelestusta³.Od czasu do czasu rozlega³y siê tylko jakieœ trzaski.Odg³os pêkaj¹cychga³êzi oddala³ siê coraz bardziej, by³ coraz rzadszy, a¿ w koñcu zupe³nieusta³.Uda³o mi siê otworzyæ oczy.Popatrzy³em spod pó³-przymkniêtych powiek na ziemiêpode mn¹.Zrobi³ siê ju¿ dzieñ.Zaczeka³em jeszcze chwilê, nie poruszaj¹c siê,po czym zacz¹³em siê przeci¹gaæ.Przewróci³em siê na plecy.S³oñce znajdowa³osiê nad górami na wschodzie.Rozprostowanie nóg i zwleczenie siê na dó³ zajê³o mi kilka godzin.Ruszy³em wkierunku oddalonego o milê miejsca, gdzie zostawi³ mnie don Juan.PóŸnymrankiem dotar³em ledwie na skraj jakiegoœ lasu, jeszcze oko³o æwieræ mili odcelu.Za nic w œwiecie nie mog³em iœæ dalej.Przypomnia³em sobie o pumach ispróbowa³em wdrapaæ siê na drzewo, ale rêce nie mog³y unieœæ mojego ciê¿aru.Opar³em siê o ska³ê i postanowi³em tutaj umrzeæ.By³em przekonany, ¿e stanê siêprzek¹sk¹ pum albo innych drapie¿ców.Nie mia³em nawet si³y rzuciæ kamieniem.Nie by³em ani g³odny, ani spragniony.Ko³o po³udnia znalaz³em ma³y strumyk,wypi³em mnóstwo wody, ale woda nie przywróci³a mi si³.Kiedy tak siedzia³em tampogr¹¿ony w ca³kowitej beznadziei, czu³em siê raczej przybity ni¿ przera¿ony.By³em tak zmêczony, ¿e nie dba³em ju¿ o to, co siê ze mn¹ stanie.Zasn¹³em.Obudzi³em siê, kiedy coœ mn¹ potrz¹snê³o.Don Juan pochyla³ siê nade mn¹.Pomóg³ mi usi¹œæ, da³ mi wody i kleiku.Rozeœmia³ siê i powiedzia³, ¿e marniewygl¹dam.Chcia³em mu opowiedzieæ, co siê sta³o, ale uciszy³ mnie i stwierdzi³,¿e nie trafi³em do celu, bo miejsce, w którym mia³em siê z nim spotkaæ, jestoddalone o jakieœ sto jardów.Potem prawie zniós³ mnie ze wzgórza.Powiedzia³,¿e zabiera mnie nad du¿y strumieñ, gdzie mnie umyje.Po drodze zatka³ mi uszyliœæmi, które trzyma³ w torbie, po czym zakry³ mi oczy, k³ad¹c na ka¿dym pojednym liœciu i zawi¹zuj¹c je kawa³kiem materia³u.Kaza³ mi zdj¹æ ubranie itrzymaæ rêce na uszach dla pewnoœci, ¿e niczego nie us³yszê.Don Juan natar³ mi ca³e cia³o liœæmi, a nastêpnie zanurzy³ mnie w rzece.Czu³em, ¿e jest to du¿a rzeka.By³a g³êboka.Stopami nie mog³em siêgn¹æ dna.Don Juan trzyma³ mnie za prawy ³okieæ.Z pocz¹tku nie czu³em zimna wody, alewkrótce zacz¹³em siê trz¹œæ, a potem zimno sta³o siê nie do wytrzymania.DonJuan wyci¹gn¹³ mnie z wody i wytar³ jakimiœ liœæmi o dziwnym zapachu.Ubra³emsiê, a on mnie poprowadzi³.Szliœmy doœæ d³ugo, a¿ w koñcu zdj¹³ mi liœcie zuszu i z oczu.Zapyta³, czy mam doœæ si³y, ¿eby wracaæ do samochodu.Dziwne,ale czu³em siê bardzo silny.Aby to udowodniæ, wbieg³em nawet na stromewzgórze.Po drodze do samochodu trzyma³em siê bardzo blisko don Juana.Ci¹gle siêpotyka³em, a on siê œmia³.Zauwa¿y³em, ¿e jego œmiech jest szczególniewzmacniaj¹cy, przez co sta³ siê podstaw¹ mojego powrotu do dobrej formy.Imwiêcej siê œmia³, tym lepiej siê czu³em.Nastêpnego dnia opowiedzia³em don Juanowi, co siê wydarzy³o od chwili, kiedymnie zostawi³.S³uchaj¹c mojego opowiadania, ca³y czas siê œmia³.Szczególnierozbawi³o go, kiedy mu powiedzia³em, ¿e pos¹dza³em go o zmajstrowanie kolejnejsztuczki.– Zawsze uwa¿asz, ¿e ktoœ ciê oszukuje – powiedzia³.– Za bardzo sobie ufasz.Zachowujesz siê, jakbyœ zna³ wszystkie odpowiedzi.Niczego nie wiesz, mój ma³yprzyjacielu, niczego.Po raz pierwszy don Juan nazwa³ mnie swoim ma³ym przyjacielem.Zaskoczy³ mnie.Zauwa¿y³ to i uœmiechn¹³ siê.W jego g³osie by³o wiele ciep³a, a to mniezasmuci³o.Powiedzia³em mu, ¿e by³em nieuwa¿ny i niekompetentny, poniewa¿ takiemam sk³onnoœci i ¿e nigdy nie zrozumiem jego œwiata.By³em bardzo wzruszony.Don Juan zapewni³ mnie, ¿e dobrze mi posz³o.Zapyta³em go o znaczenie mojego doœwiadczenia.– Nie ma ¿adnego znaczenia – odrzek³.– To samo mog³o siê przytrafiæ ka¿demu, aszczególnie komuœ, kto ju¿ ma otwart¹ szczelinê.To ca³kiem zwyczajna rzecz.Ka¿dy wojownik, który uda³ siê na poszukiwanie sprzymierzeñców, opowie ci o ichwyczynach.To, co zrobili tobie, by³o bardzo ³agodne.Jednak masz otwart¹szczelinê i dlatego jesteœ taki nerwowy.Nie mo¿na staæ siê wojownikiem z dniana dzieñ.Teraz musisz jechaæ do domu i nie wracaj, dopóki nie wyzdrowiejesz, atwoja szczelina nie zamknie siê.17Nie wraca³em do Meksyku przez kilka miesiêcy.Wykorzysta³em ten czas nauporz¹dkowanie notatek.Po raz pierwszy od dziesiêciu lat, kiedy to zosta³emuczniem don Juana, jego nauki zaczê³y mieæ dla mnie sens.Czu³em, ¿e d³ugieokresy, kiedy musia³em siê trzymaæ z dala od niego, wp³ynê³y na mnie bardzokorzystnie.Da³y mi okazjê do zrobienia przegl¹du tego, co odkry³em iuporz¹dkowania wszystkiego intelektualnie, zgodnie z moim wykszta³ceniem izainteresowaniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]