[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mam zamiaru udawać zgrozy, której nie czuję, i podejrzewam, że pan też nie, choćby bardzo pan chciał.Ale jeśli pan sobie życzy, możemy uczcić ich pamięć minutą ciszy.–Nie będzie to konieczne.–Oczywiście, że nie.Milczenie jest potrzebne tylko wtedy, kiedy nie ma się nic ważnego do powiedzenia.Milczenie sprawia, że nawet głupcy przez chwilę zdają się mędrcami.Coś jeszcze pana martwi?–Policja podejrzewa, że mam z tym wszystkim coś wspólnego.Pytali mnie o pana.Corelli pokiwał głową znużony.–Policja ma swoje zmartwienia, a my mamy swoje.Nie obrazi się pan, jeśli uznamy temat za zakończony?Przytaknąłem bez przekonania.Corelli uśmiechnął się.–Przed chwilą, kiedy na pana czekałem, uświadomiłem sobie, że musimy odbyć jeszcze małą, retoryczną rozmowę.Im prędzej to zrobimy, tym szybciej będziemy mogli przejść do sedna – oznajmił.– Na początek chciałbym zapytać pana: czym jest dla pana wiara.Zastanawiałem się przez chwilę.–Nigdy nie byłem religijny.Zamiast wierzyć albo nie wierzyć, wątpię.I wątpienie jest moją religią.–To bardzo roztropny i mieszczański punkt widzenia.Dlaczego, pana zdaniem, w ciągu dziejów wierzenia pojawiają się i znikają?–Nie wiem.Podejrzewam, że dzieje się tak za sprawą czynników społecznych, ekonomicznych i politycznych.Rozmawia pan z kimś, kto zakończył edukację szkolną w wieku dziesięciu lat.Historia nie jest moją mocną stroną.–Historia jest tylko śmietnikiem biologii, mój przyjacielu.–Coś mi się zdaje, że nie było mnie w szkole, kiedy to przerabialiśmy.–Tego się w szkołach nie przerabia.Uczy nas tego rozum i obserwacja rzeczywistości.Ale jest to lekcja, której nikt nie chce wziąć i którą dlatego powinniśmy przeanalizować jak najuważniej, by wykonać nasze zadanie.Podstawą każdego interesu jest cudza niezdolność do rozwiązania prostych, acz nieuniknionych problemów.–Rozmawiamy o religii czy o ekonomii?–Do pana należy wybór nomenklatury.–Jeśli dobrze pana rozumiem, sugeruje pan, że religia, wiara w mity, nadnaturalne ideologie i legendy wynika z biologii?–Dokładnie tak.–Pogląd ten brzmi dość cynicznie w ustach wydawcy tekstów religijnych – zauważyłem.–To racjonalna opinia profesjonalisty – odparł Corelli.– Istota ludzka wierzy tak samo, jak oddycha, po to, by przetrwać.–To pańska teoria?–To nie teoria, to statystyka.–Podejrzewam, że przynajmniej trzy czwarte ludzi nie zgodziłoby się z panem – zauważyłem.–I nie ma w tym nic dziwnego.Gdyby się ze mną zgadzali, nie byliby potencjalnymi osobami wierzącymi.Ludzie mogą uwierzyć tylko w to, do czego zmusza biologiczny imperatyw.–Utrzymuje pan więc, że dajemy się oszukiwać, gdyż leży to w naszej naturze?–W naszej naturze leży przetrwanie.Wiara jest instynktowną odpowiedzią na te aspekty egzystencji, których nie potrafimy wyjaśnić w inny sposób, może to być moralna pustka, którą znajdujemy we wszechświecie, pewność śmierci, pozostające bez odpowiedzi pytanie o początek wszystkiego, o sens naszego życia lub jego brak.To aspekty zupełnie podstawowe, niezwykle proste, ale nasze własne ograniczenia nie pozwalają nam rozstrzygnąć tych kwestii w sposób jednoznaczny, dlatego, w akcie samoobrony, wytwarzamy odpowiedź emocjonalną.Dzieje się tak tylko i wyłącznie za sprawą biologii.–Według pana wszelkie wierzenia i ideały są jedynie fikcją?–Jest nią, w sposób nieunikniony, każda interpretacja czy obserwacja rzeczywistości.W tym wypadku problem bierze się stąd, że człowiek jest istotą moralną wrzuconą w niemoralny wszechświat i skazaną na egzystencję, która nieuchronnie się kończy i nie ma innego sensu niż zachowanie gatunku.Nie da się żyć zbyt długo w realnym świecie.W każdym razie istota ludzka nie potrafi.Większą część życia spędzamy, śniąc, przede wszystkim na jawie.Jak mówiłem, to kwestia czysto biologiczna.Westchnąłem.–I mimo wszystko chce pan, bym wymyślił dla pana bajkę, która sprawi, iż nieroztropni padną na kolana, przekonani, iż ujrzeli światłość, pewni, że istnieje coś, w co warto wierzyć, w imię czego warto żyć, umierać, a nawet zabijać.–Właśnie.Nie proszę pana, by wymyślił pan coś, czego wcześniej, w ten czy inny sposób, nie wymyślono.Proszę tylko, by pomógł mi pan napoić spragnionego.–To szlachetny i godny podziwu cel – powiedziałem z przekąsem.–Nie, zwykła handlowa propozycja.Natura to jeden wielki wolny rynek.Prawo podaży i popytu funkcjonuje nawet na poziomie molekularnym.–Być może do tej pracy powinien był pan znaleźć sobie jakiegoś intelektualistę.A skoro już jesteśmy przy molekułach i wolnym rynku, zapewniam pana, że większość intelektualistów nie widziała stu tysięcy franków na raz przez całe swoje życie i założę się, iż większość z nich za ułamek tej sumy sprzedałaby własną duszę, albo ją wymyśliła.Metaliczny błysk w oczach Corellego kazał mi się domyślać, że szykował dla mnie kolejne ze swoich gorzkich kazań dla ubogich.Stanęło mi przed oczami saldo na moim rachunku w Banku Hispano Americano i powiedziałem sobie, że sto tysięcy franków warte jest mszy albo zbioru homilii.–Intelektualista to ktoś, kto się specjalnie nie wyróżnia intelektem – zawyrokował Corelli.– Określa siebie tym mianem, by skompensować naturalny brak zdolności, z którego zdaje sobie sprawę.To tak stare jak powiedzenie: powiedz mi, czym się chlubisz, a powiem ci, czego ci brakuje.Powszechna prawda.Dyletant zawsze chce uchodzić za eksperta, sadysta za samarytanina, grzesznik za świętoszka, prześladowca za dobroczyńcę, sprzedawczyk za patriotę, arogant za skromnisia, ordynus za eleganta, a głupiec za mędrca.I znowu wszystko za sprawą natury, która nie ma nic wspólnego z opiewaną przez poetów rusałką.Jest ona raczej okrutną i żarłoczną matką, która, aby przeżyć, pożera własne dzieci.Od słuchania Corellego, z tą jego poetyką dzikiej biologii, zaczynało mi się już robić niedobrze.Bijąca z jego słów tłumiona pasja i gniew sprawiały, że czułem się nieswojo i zacząłem się zastanawiać, czy na tym świecie istnieje coś, łącznie ze mną samym, co nie wydawało mu się godne pogardy i odrażające.–Powinien pan jeździć w Niedzielę Palmową z umoralniającymi pogawędkami po szkołach i parafiach.Sukces murowany – zasugerowałem.Corelli zaśmiał się cynicznie.–Proszę nie zmieniać tematu.Ja szukam przeciwieństwa intelektualisty, to znaczy kogoś inteligentnego.I już znalazłem.–Schlebia mi pan.–Nawet więcej, płacę panu.I to bardzo dobrze, co jest jedynym i prawdziwym pochlebstwem na tym sprzedajnym świecie.Niech pan nigdy nie przyjmuje odznaczeń, którym nie towarzyszy odpowiednia kwota na czeku.Korzysta na nich tylko ten, kto je przyznaje.A skoro panu płacę, oczekuję, że będzie mnie pan słuchał i wykonywał moje polecenia.Proszę mi wierzyć, nie mam żadnego interesu w tym, by tracił pan czas.Dopóki otrzymuje pan ode mnie wynagrodzenie, pański czas jest również moim czasem.Przemawiał do mnie miłym tonem, ale stalowy blask oczu nie pozostawiał żadnych wątpliwości.–Nie musi mi pan o tym przypominać co pięć minut.–Proszę wybaczyć, że się powtarzam.Jeśli pana męczę tymi wszystkimi peryfrazami, to wyłącznie po to, by jak najprędzej przejść do sedna.Oczekuję od pana formy, nie treści.Treść jest zawsze ta sama, wymyślona, od kiedy istnieje człowiek.Jest wypisana w jego sercu niczym numer seryjny.Chcę, by pan znalazł inteligentny i uwodzicielski sposób odpowiedzi na pytania, które wszyscy sobie stawiamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •