[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mog³a tam pomieœciæ osiemnaœcioro dzieci od dwóch do siedmiu lat.Dziecipochodzi³y nie tylko z ubogich domów, ale równie¿ z nieodpowiednich rodzin.By³y sierotami lub nieœlubnymi dzieæmi, których matki nie zamierza³y daæ siêewakuowaæ i by³y znudzone opiek¹ nad potomstwem.Pochodzi³y te¿ z domów, wktórych bito je i zaniedbywano.Troje czy czworo z nich by³o kalekami.Dlaleczenia ortopedycznego zaanga¿owa³a oprócz s³u¿by szwedzk¹ masa¿ystkê i dwiewykwalifikowane szpitalne pielêgniarki.Ca³y dom by³ nie tylko wygodny, alenawet luksusowy.Raz jeden zaprotestowa³.— Nie mo¿esz zapominaæ, Rachel, ¿e te dzieci bêd¹ musia³y wróciæ do warunków, zktórych je wziêliœmy.Nie powinnaœ im tego utrudniaæ.— Nic nie jest za dobre dla tych biednych maleñstw.Nic!— Tak, ale one bêd¹ musia³y wróciæ, pamiêtaj — upiera³ siê.Machnê³a rêk¹.— To nie musi byæ konieczne.Mo¿e… zobaczymy jeszcze w przysz³oœci.Wojnawkrótce przynios³a zmiany.Pielêgniarki szpitalne, niespokojne, ¿e zajmuj¹ siêzupe³nie zdrowymi dzieæmi, kiedy ich praca potrzebna jest gdzie indziej,zmienia³y siê czêsto.W koñcu zosta³a tylko Kirsten Lindstrom i jedna starszasiostra.Brakowa³o te¿ s³u¿by i Kirsten sta³a siê ratunkiem równie¿ pod tymwzglêdem.Pracowa³a z wielkim poœwiêceniem i bezinteresownoœci¹.A Rachel by³a zapracowana i szczêœliwa.Od czasu do czasu zdarza³y siê jednakmomenty k³opotliwe.Ten dzieñ, kiedy Rachel zaskoczy³o zachowanie ma³egoch³opca, Micky’ego, który traci³ na wadze i nie mia³ apetytu.Wezwany doktornie znalaz³ nic z³ego, ale zasugerowa³ pani Argyle, ¿e ch³opiec mo¿e têskniæ zadomem.Odrzuci³a ten pomys³.— To niemo¿liwe! Nie wie pan, z jakiego domu on pochodzi.By³ bity,zaniedbywany.To musia³o byæ dla niego piek³o.— Mimo wszystko — odpar³ doktor MacMaster — nie by³bym zaskoczony.To by³a jegomatka.Trzeba pozwoliæ mu mówiæ.I pewnego dnia Micky zacz¹³ mówiæ.Szlochaj¹c w ³Ã³¿ku, krzycza³ odpychaj¹cRachel pi¹stkami.— Ja chcê do domu.Chcê do domu, do naszej mamusi i do naszego Ernie.Rachel by³a zdenerwowana i nie wierzy³a w³asnym uszom.— On nie mo¿e chcieæ powrotu do matki.Nie obchodzi³ jej ani trochê.T³uk³a go,jak tylko by³a pijana.A on odpowiedzia³ ³agodnie:— Wystêpujesz przeciwko naturze, Rachel.Ona jest jego matk¹ i ch³opiec j¹kocha.— Nie by³a ¿adn¹ matk¹!— To jej krew.On to czuje.Nic nie mo¿esz zmieniæ.— Teraz powinien widzieæ we mnie swoj¹ matkê.Biedna Rachel — pomyœla³ Leo.Biedna Rachel, która potrafi³a kupiæ tak wielerzeczy… Nie dla siebie, dla niechcianych dzieci, którym pragnê³a daæ mi³oœæ,opiekê, dom.Wszystko to umia³a kupiæ, oprócz ich mi³oœci do siebie.Potem wojna siê skoñczy³a.Dzieci zaczê³y wracaæ do Londynu na ¿¹danie rodzicówalbo krewnych.Jednak nie wszystkie.Kilkoro z nich pozosta³o i w³aœnie wtedyRachel zdecydowa³a.— Wiesz, Leo, one s¹ teraz jak nasze w³asne dzieci.To jest moment, w którymmo¿emy stworzyæ prawdziw¹ w³asn¹ rodzinê.Czworo — piêcioro tych dziecizostanie z nami.Adoptujemy je, zabezpieczymy i stan¹ siê naprawdê naszymidzieæmi.Czu³ jak¹œ mglist¹ niepewnoœæ, której nie rozumia³.Nie mia³ nic przeciwko tymdzieciom, ale wyczuwa³ instynktownie fa³sz.Mylne za³o¿enie, ¿e mo¿na ³atwostworzyæ sobie w³asn¹ rodzinê sztucznymi œrodkami.— Nie s¹dzisz — zapyta³ — ¿e to trochê ryzykowne?— Ryzykowne? I co z tego? Warto to zrobiæ.Tak, przypuszcza³, ¿e warto by³o to zrobiæ, ale nie by³ równie pewny jak ona.Do tego czasu odszed³ daleko, w jakiœ w³asny, ch³odny, mglisty kraj, wiêc niesprzeciwia³ siê.Powiedzia³, jak to mówi³ wiele razy:— Zrobisz, jak zechcesz, Rachel.By³a przepe³niona triumfem, szczêœciem, robi³a plany, radzi³a siê prawników,za³atwiaj¹c sprawy w zwyk³y, rzeczowy sposób.I tak zdoby³a rodzinê.Mary,najstarsza córka, przywieziona z Nowego Jorku; Micky, ch³opiec, który p³aka³przez wiele nocy, dopóki sen go nie zmorzy³, têskni¹c do mieszkania w ruderze ido swojej zaniedbanej, niedobrej matki; Tina, ciemna, pe³na wdziêku Metyska,córka prostytutki i hinduskiego marynarza; Hester, której m³oda irlandzka matkaurodziwszy nieœlubne dziecko chcia³a zacz¹æ ¿ycie od nowa.I Jacko, mi³ych³opiec o twarzy ma³pki, którego b³azeñstwa zmusza³y wszystkich do œmiechu,umiej¹cy zawsze wykrêciæ siê od kary i wyczarowaæ trochê dodatkowych s³odyczynawet od wzbudzaj¹cej pos³uch panny Lindstrom.Jacko, którego ojciec odsiadywa³wyrok w wiêzieniu, a matka odesz³a z jakimœ innym mê¿czyzn¹.Tak, to by³o warte zachodu: wzi¹æ te dzieci, daæ im dom, mi³oœæ, ojca i matkê.Rachel mia³a prawo triumfowaæ.Tylko ¿e to nie wysz³o ca³kiem tak, jakprzypuszcza³a… Poniewa¿ te dzieci nie by³y tymi, które on i Rachel mielibyrazem.Nie p³ynê³a w nich ani krew pracowitych, uczciwych przodków Rachel, aninie by³o w nich pêdu i ambicji, dziêki którym mniej szacowni cz³onkowie jejrodziny zdobywali bezpieczne miejsce w spo³eczeñstwie, ani zapamiêtanejdobrotliwoœci i prawoœci jego w³asnego ojca, dziadka i babki, aniintelektualnej b³yskotliwoœci dziadków z drugiej strony.Co tylko mo¿na by³o dla nich zrobiæ, zosta³o zrobione.Mo¿na by³o zrobiæ bardzowiele, ale nie wszystko.Istnia³o ziarno s³aboœci, które przynieœli z sob¹ dodomu opieki, i to ziarno pod wp³ywem nacisku mog³o zaowocowaæ.Najpe³niejszyprzyk³ad stanowi³ Jacko.Jacko, uroczy, zwinny Jacko, z weso³ymi psikusami,umiej¹cy owin¹æ ka¿dego wokó³ palca, by³ z natury typem przestêpczym.Ujawni³osiê to bardzo wczeœnie w dzieciêcych kradzie¿ach, w k³amstwach; wszystkok³adziono na karb jego pierwotnego z³ego wychowania.Rachel uwa¿a³a, ¿e tomo¿na naprawiæ.To siê nigdy nie uda³o.W szkole uczy³ siê Ÿle.Wyrzucono go z uniwersytetu i od tego czasu zaczê³a siêseria bolesnych incydentów, po których wraŸ z Rachel robili co siê da³o,próbowali zapewniæ ch³opca o swojej mi³oœci i zaufaniu, próbowali znaleŸæ mupracê, która by mu odpowiada³a, w której móg³by osi¹gn¹æ sukces, gdyby siêpostara³.Mo¿e — pomyœla³ Leo — byli dla niego zbyt ³agodni.Ale nie.Czy siêby³o ³agodnym, czy ostrym, w przypadku Jacko koniec by³ zawsze taki sam.Musia³mieæ to, czego ¿¹da³.— Jeœli nie za³atwi³ tego legalnymi œrodkami, siêga³ powszelkie inne.Nie by³ doœæ sprytny, by odnieœæ sukces w przestêpstwie, nawet wdrobnych wykroczeniach.I w koñcu, ostatniego dnia, przyby³ za³amany, zagro¿onywiêzieniem, gniewnie ¿¹daj¹c pieniêdzy i gro¿¹c.Odszed³ krzycz¹c, ¿e wróci i¿eby lepiej przygotowa³a mu pieni¹dze — bo!…I sta³o siê — Rachel nie ¿y³a.Jak odleg³a wydawa³a mu siê przesz³oœæ.Wszystkie te lata wojny, z rosn¹cymi dzieæmi.A on sam? Tak¿e daleki,bezbarwny.By³o tak, jakby ca³a energia i chêæ ¿ycia zosta³a po¿arta przezRachel, a on zosta³ s³aby i zmêczony, potrzebuj¹cy — och, jak bardzo — ciep³a imi³oœci.Nawet teraz nie potrafi³ sobie przypomnieæ, kiedy uœwiadomi³ sobie, jak bliskoniego s¹ te rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]