[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwili, gdy zamierzała udać się do swego pokoju, jakaś biała, smukła postać mignęła jej przed oczami.- Czy bardzo jesteś zmęczona, cioteczko?- Ależ na Boga dziecino, to ty jeszcze nie śpisz? Tak bardzo byłaś znużona.- Nie mogę zasnąć.Proszę, zajdź jeszcze na chwilkę do mnie.- Właściwie nie powinnam tego zrobić, lecz cię porządnie wyłajać.Pani majorowa, objąwszy ramieniem młodą dziewczynę, poprowadziła ją z powrotem do sypialni.Było to rozkoszne gniazdko, utrzymane w jasnoniebieskim tonie, z bladoliliowymi firankami w oknach.- Tak, moja mała, a teraz jazda do łóżka! Co widzę, tyś już leżała?- Owszem, ale nie mogłam usnąć.Trzeba mi było jeszcze przedtem powiedzieć ci, jak pięknie było dzisiejszego wieczoru.Staruszka się uśmiechnęła.- Az początku to narzekałaś.- Bo ta prezentacja była wściekle nudna.Ale potem się zmieniło.Mam takie uczucie, jak gdybym przeżyła coś niewypowiedzianie pięknego.A jutro idziemy z mamą i Fredem do Schultego.Pani Grotthus uśmiechnęła się.Jakiś ciepły promień zajaśniał na jej twarzy.- I cieszysz się z tego dziecino?- Niewypowiedzianie.Ale widzę, że jesteś zmęczona, cioteczko, nie powinnam więc dręczyć cię moimi głupstwami.Nie gniewaj się o to na mnie.- Jakżebym mogła, moje dobre, kochane dziecko.Ale śpij już, śpij, i niech ci się marzy dzisiejsza zabawa.- Tak, niewątpliwie będę o niej śnić.Lecz powiedz mi, ile właściwie lat ma twój syn?- Dwadzieścia osiem.Ruth leżała, uśmiechając się błogo.Zasypiając, rzekła słodko:- On taki dobry i miły.Te słowa spłynęły z jej warg, jak gdyby już bez udziału świadomości.Pani majorowa siedziała cichutko przy jej łóżku, dopóki Ruth nie zasnęła.Marzyła przy tym o wielkim, pełnym szczęściu dla swego jedynaka.***Minęło parę tygodni.W rodzinie konsula nic się na pozór nie zmieniło.Panią Ernę pochłonął całkowicie wir towarzyskiego życia.Pędziła z jednej zabawy na drugą, nie spostrzegłszy nawet, że zachowanie jej męża stawało się coraz to powściągliwsze i chłodniejsze.Nie mogła tego zauważyć, ponieważ intensywny tryb życia zabijał wszelką refleksję.Mąż pozostawiał jej najzupełniejszą swobodę, spełniając przy tym każde jej życzenie.Była więc zadowolona.To zaś, że z dnia na dzień stawał się mizerniejszy i coraz bardziej podrażniony, nie zwróciło nawet jej uwagi.Spostrzegła to jedynie Ruth, która nie omieszkała natychmiast o tym donieść pani Grotthus.- Nie powinno cię to martwić - odpowiedziała staruszka.-’ Ojciec twój odwykł już od nadmiernego życia towarzyskiego, i prawdopodobnie to go męczy - rzekła uspokajająco.Ale jej doświadczone oko dostrzegało niejedno, co ją zatrważało.Miała ona bowiem niejednokrotnie sposobność, w ciągu tych wszystkich lat, dokładnie poznać konsula Waldecka, którego uważała za silną, skoncentrowaną w sobie i świadomą swoich celów indywidualność.Jego spokojny, zrównoważony, lecz zdecydowany charakter napawał ją zawsze największym szacunkiem.Byle jaka drobnostka nie byłaby z pewnością w stanie wytrącić go z równowagi, czyniąc zeń nerwowego i roztargnionego człowieka.A była przekonana, że przyczyny te są jej dobrze wiadome i że się nie myli.Nazbyt częste wizyty barona Soltenaua dawały jej dużo do myślenia, tym bardziej, że stale miały miejsce pod nieobecność pana domu.Nie ulega więc wątpliwości, że odwiedziny te nie były Waldeckowi miłe, gdyż pewnego razu, gdy wrócił nadspodziewanie wcześniej niż zwykle do domu i zastał barona Soltenaua, na twarzy jego pojawił się wyraz zgnębienia oraz głębokiej zadumy.***Serce Ruth ochotnie pospieszyło naprzeciw budzącemu się uczuciu miłości, wypełniając je po brzegi niewysłowioną słodyczą i radością.Jakkolwiek uczucia swe wstydliwie zatajała przed światem, niemniej Fred Grotthus stał się obecnie jedyną treścią jej istnienia.Najbardziej jednakże ukrywała je przed samym porucznikiem.Z obawy, żeby się nie zdradzić, stała się wobec niego bardzo powściągliwa.Jej czystość i surowość narzucała jej pewne hamulce, których przekroczyć nie było mu wolno.Przychodził często, by posłuchać jej śpiewu.W pieśni te wkładała całą potęgę uczucia, które rozpierało jej serce, wskutek czego śpiew jej zyskał ogromnie na piękności, co stwierdzili zarówno Waldeck jak i pani Grotthus.Fred, wtulony w najciemniejszy róg pokoju, wchłaniał z bijącym sercem piękny głos umiłowanej dziewczyny.Pewnego dżdżystego popołudnia przyszedł jak zwykle.Wchodząc, zastał Ruth grającą jakiś nokturn Chopina.Podszedłszy na palcach, wsparł się łokciem o odwrócone wieko fortepianu, patrząc w jej jasną twarz oraz na delikatne, wypielęgnowane ręce.Ruth, skończywszy nokturna, wyciągnęła ku niemu swą dłoń.- Dzień dobry, panie Fredzie.Proszę, niech pan siada.Ojca dziś nie będzie, ale pańska matka zaraz się pojawi.- Właśnie przed chwilą z nią mówiłem, panno Ruth i ona mnie tu przysłała.Gdybym tylko mógł wiedzieć, co wybrać: pani grę czy też śpiew.Jest pani błogosławionym człowiekiem, któremu jest dane zdobywać serca słuchaczy.Uczyniła zaprzeczający ruch ręką.- Serca? Czy aby nie uszy, chce pan powiedzieć?- Nie, zarówno gra jak i śpiew pani przemawiają do serc.Pani majorowa weszła i bezgłośnie usadowiła się koło kominka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •