X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.� Kochanek Pani � oskar�y� mnie.By�em bardziej zdumiony ni� w�ciek�y.� Nieprawda � odpar�em.� A gdyby nawet, to co?Poruszy� si� niespokojnie.Co chwil� spogl�da� na opart� o mnie Pupilk�.Chcia�, �eby st�d posz�a, nie potrafi� jednak ubra� tego w mo�liwe do przyj�cias�owa.� Najpierw ca�y czas liza�e� ty�ek Duszo�apowi, a teraz Pani.Co ty wyrabiasz,Konowa�? Kogo chcesz sprzeda�?� Co?Tylko obecno�� Pupilki powstrzyma�a mnie od rzucenia si� na niego.� Do�� tego � powiedzia� Goblin.� Jego g�os by� twardy, bez �ladu pisku.� Tojest rozkaz.Dla obu.Tu i teraz.Idziemy do Kapitana, �eby to obgada�.Wprzeciwnym razie pozbawimy ci� cz�onkostwa w Kompanii, Kruk.Konowa� ma racj�.Zachowujesz si� jak ostatnia �winia.Nie potrzeba nam tego.Mamy do�� k�opotówz nimi � wskaza� palcem na buntowników.Ci odpowiedzieli g�osem tr�b.Nie dosz�o do pogaw�dki z Kapitanem.By�o oczywiste, �e dowództwo obj�� kto� nowy.Nieprzyjacielskie dywizjemaszerowa�y powoli jedna za drug� z tarczami ustawionymi w porz�dnego �ó�wia,od którego odbija�a si� wi�kszo�� naszych strza�.Szept dostosowa�a si� szybkodo ich nowej taktyki.Skoncen�trowa�a ogie� Gwardzistów na jednej formacji ikaza�a �ucznikom czeka�, a� ci�kie balisty rozbij� �ó�wia.To by�o efektywne,lecz w niewystarczaj�cym stopniu.Wie�e obl�nicze i rampy toczy�y si� naprzód z turkotem, tak szybko, jak tylkoludzie nad��ali je ci�gn��.Gwardzi�ci robili, co mogli, zdo�ali jednakzniszczy� zaledwie kilka.Szept stan�a wobec dylematu.Musia�a dokona� wyborucelów.Postanowi�a skupi� si� na rozbijaniu �ó�wi.Tym razem wie�e zbli�y�y si� bardziej.Nieprzyjacielscy �ucznicy byli w staniedosi�gn�� naszych ludzi.To oznacza�o, �e nasi mogli z kolei dosi�gn�� ich, astrzelali oni celniej.Nieprzyjaciel przekroczy� najbli�szy wykop.Napotka� zmaso�wany ogie� pociskówz obu poziomów.Dopiero w chwili gdy dotarli do �ciany podtrzymuj�cej, z�amaliszyk i pop�yn�li ku s�abszym punktom, gdzie nie odnie�li jednak szczególnychsukcesów.Wówczas zaatakowali we wszystkich punktach jednocze�nie.Ich rampyspó��nia�y si�.Ludzie z drabinami pognali naprzód.Schwytani nie oci�gali si�.Rzucili do boju wszystkie swe si�y.Czarodziejebuntowników walczyli z nimi przez ca�y czas i mimo szkód, jakie odnie�li, uda�oim si� w znacznym stopniu zneutra�lizowa� ich dzia�ania.Szept nie bra�a w tymudzia�u.By�a zbyt zaj�ta.232233Przyby�a Pani wraz ze swymi towarzyszami.Znowu mnie wezwa�no.Wdrapa�em si� nakonia i do��czy�em do nich, trzymaj�c �uk przed sob�.Nieustannie parli naprzód.Od czasu do czasu spogl�da�em na Pani�.Wygl�da�ajak królowa lodu z twarz� absolutnie bez wyrazu.Buntownicy zdobywali przyczó�ek za przyczó�kiem.Zburzyli ca�e odcinki �cianypodtrzymuj�cej.Ludzie z �opatami sypali ziemi� przed siebie, tworz�c naturalnerampy.Te wykonane z drewna nadal posuwa�y si� naprzód, nie mia�y jednakprzyby� zbyt szybko.W�ród tego wszystkiego istnia�a tylko jedna wyspa spokoju, otaczaj�caukrzy�owanego forwalak�.Atakuj�cy omijali go szerokim �ukiem.�o�nierze dostojnego Jaleny zacz�li si� chwia�.Mo�na by�o dostrzec gro��ce tamza�amanie, zanim jeszcze ludzie odwrócili si� w stron� �ciany podtrzymuj�cejznajduj�cej si� za ich plecami.Pani skin�a d�oni�.Podró� spi�� konia i zjecha� na dó� po powierzchnipiramidy.Dotar� do ludzi Szept, min�� ich i ustawi� si� na samej kraw�dzipoziomu za dywizj� Jaleny.Uniós� w�óczni�, która zacz�a gorze�.Nie wiemdlaczego, ale wojownicy Jaleny nabrali otuchy, wzmocnili si� i zacz�li spycha�buntowników do ty�u.Pani wskaza�a w lew� stron�.Piórko zjecha�a w dó� stoku, odwa�na jak diabe�.Zad�a w róg.Jego srebrzysty d�wi�k zag�uszy� g�os tr�b buntowników.Min�a�o�nierzy trzeciego poziomu i ze�skoczy�a na koniu ze �ciany.Taki upadekzabi�by ka�dego konia, jakiego zna�em.Ten wyl�dowa� ci�ko, odzyska� równowag�i zar�a� triumfalnie, gdy Piórko ponownie zad�a w róg.Tak jak na prawymskrzydle, �o�nierze nabrali otuchy i zacz�li odpiera� buntowników.Ma�a posta� koloru indygo wdrapa�a si� na �cian� i pogna�a ku ty�owi, omijaj�cpodstaw� piramidy.Pobieg�a a� do samej Wie�y.Wyjec.Zmarszczy�em brwizdumiony.Czy go odwo�ano?�rodek naszej linii sta� si� sercem bitwy.Duszo�ap walczy� zaciekle, byobroni� pozycj�.Us�ysza�em jakie� d�wi�ki.Spojrza�em w tym kierunku i do�strzeg�em, �e podrugiej stronie Pani pokaza� si� Kapitan.Siedzia� na koniu.Obejrzawszy si�ujrza�em, �e sprowadzono wi�ksz� liczb� wierzchowców.Popatrzy�em w dó�d�ugiego, stromego zbocza na w�ski przesmyk trzeciego poziomu.Opu�ci�a mnieodwaga.Nie mog�a chyba planowa� szar�y kawalerii?Piórko i Podró� stanowili dobre lekarstwo, lecz nie wystarczaj�co dobre.Zdo�ali wzmocni� opór jedynie do chwili, w której podci�gni�to rampybuntowników.Stracili�my poziom.Trwa�o to d�u�ej, ni� przewidywa�em, ale tak si� sta�o.Niewi�cej ni� tysi�c ludzi zdo�a�o uciec.Spojrza�em na234Pani�.Nadal mia�a twarz z lodu, poczu�em jednak, �e nie by�a niezadowolona.Szept sypa�a strza�ami w t�um na dole.Gwardzi�ci strzelali z balist zbliskiego dystansu.Jaki� cie� pojawi� si� niespodziewanie nad piramid�.Spojrza�em w gór�.DywanWyjca sp�yn�� ponad wrogie wojska.Nad jego kraw�dziami przykucn�li �o�nierze,którzy zrzucali w dó� kule wiel�ko�ci ludzkich g�ów.Spada�y one w t�umbuntowników bez �adnego widocznego efektu.Dywan pope�zn�� w stron�nieprzyjacielskiego obozu, zrzucaj�c te ob�e przedmioty.Ustanowienie porz�dnych przyczó�ków mostowych na trzecim poziomie zaj�obuntownikom godzin�.Min�a nast�pna, zanim sprowadzili wystarczaj�c� liczb�ludzi, by przypu�ci� atak.Szept, Piórko, Podró� i Duszo�ap masakrowali ichbezlito�nie.Nadchodz�cy �o�nierze wspinali si� na sterty cia� swychtowarzyszy, by dosta� si� na szczyt.Wyjec przeniós� si� ze sw� robot� do obozu buntowników.W�tpi�em, �eby kto� tamjeszcze by�.Wszyscy czekali na sw� kolejk�, by zabra� si� za nas.Fa�szywa Bia�a Ró�a siedzia�a na koniu w okolicy drugiego wykopu.L�ni�a.Otacza�a j� nowa rada buntowników.Zamarli oni bez ruchu.Poruszali si� jedyniewtedy, gdy który� ze Schwytanych u�ywa� swych mocy.Nie uczynili nic w sprawieWyjca.Najwyra�niej nie potrafili nic na to poradzi�.Spojrza�em na Kapitana, który co� knu�.Ustawia� je�d�ców w poprzek piramidy.Naprawd� mieli�my przyst�pi� do szar�y w dó� zbocza! Co za idiotyzm!G�os wewn�trz mej ja�ni powiedzi� mi: �Moi wierni nie potrze�buj� si� obawia�".Spojrza�em na Pani�.Obdarzy�a mnie ch�od�nym, królewskim spojrzeniem.Ponowniezwróci�em si� w stron� bitwy.To nie potrwa d�ugo.Nasi �o�nierze od�o�yli �uki i porzucili ci�k� bro�.Przygotowywali si� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.