[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Meiners - rzekł Hirsch.- Michel Meiners.Człowiek, do którego te słowa zostały skierowane, podniósł się z krzesła gwałtownie i jakby w samoobronie, tak się przynajmniej Hirschowi wydawało.Potrącił stół.Kufel z piwem przewrócił się, jego zawartość utworzyła na marmurowym blacie stolika kałużę.Wyglądało to groteskowo i paskudnie, jak gdyby ktoś nalał na blat uryny.W oczach zaczepionego człowieka była udręka, zdawały się patrzeć poprzez Hirscha w nieskończoną dal.Chwiejąc się nieco, człowiek ten powiedział:- Kiedy to wszystko widzę, robi mi się niedobrze! Tak, rzygać się chce!- Michel Meiners - powtórzył Hirsch.Ale tamten gwałtownie się odwrócił i znikł w drzwiach, na których widniał napis: „Dla panów”.Po chwili Hirsch miał wrażenie, że go tu nigdy nie było.RAPORT NR 2STENOGRAM PRZESŁUCHANIA POLICYJNEGO WILLEGO KERZE,przeprowadzonego przez inspektora policji kryminalnej Sanda dnia 1 maja 1961 r.w związku z wypadkami w dniu 20 kwietnia 1945 r.Na wezwanie stawił się Willy Kerze.Poinformowany o przedmiocie śledztwa i upomniany, żeby mówił prawdę, podaje, co następuje:.Personalia:Nazywam się Willy Kerze, mam lat czterdzieści siedem, jestem z zawodu fabrykantem.Odnośnie do sprawy:A więc drużyna Schulza prezentowała się chwacko! Toteż cieszyła się wielkim poważaniem, potwierdzi to każdy, kto ją jeszcze pamięta.W kompanii, nawet w pułku, nazywano nas „jak z żelaza”.Zawdzięczaliśmy to przede wszystkim naszej stałej gotowości.Kiedy trzeba było paru tęgich chłopów, zwracano się do naszej drużyny.Mogę śmiało powiedzieć: zawsze można było na nas liczyć.Oczywiście nie byliśmy białymi krukami, na pewno nie.Ale przeciętniakami też nie byliśmy.Karl Schulz był typowym, solidnym podoficerem zawodowym, Gisenius miał główkę na karku, Frammler nie cofał się przed najbrudniejszą robotą, Hirsch nawet na pustyni potrafił na zawołanie zorganizować kawior.Krótko mówiąc: były z nas chłopy na medal, czemu często dawano wyraz.Pytanie: Czy przy wyliczaniu nie zapomniał pan o kimś z waszej drużyny?Odpowiedź: Ma pan zapewne na myśli Michela Meinersa.No cóż, trzeba panu wiedzieć, że on w gruncie rzeczy nie bardzo do nas pasował.Miły, kochany chłop, to prawda, ale nowicjusz.Był w drużynie dopiero od paru tygodni.Ja przynajmniej nie mogę powiedzieć, żebym go bliżej znał.A więc owego wieczoru, przed tą przebrzydłą sprawą, przyszliśmy do jakiejś paskudnej dziury, zdaje się, że się nazywała Steinwiesen.Zabita deskami, piach, szyszki.Zakwaterowaliśmy się w jakiejś budzie na skraju wsi.Była już mocno sfatygowana, ale tylko od zewnątrz, bo wewnątrz była jeszcze całkiem znośna.Pan przecież wie, taki chłop wszystkie wojny przeżyje.Natknęliśmy się tam na kupę ludzi.Rodzina chłopa, trochę uciekinierów.Wśród tych uciekinierów uderzyły mnie z miejsca dwie postacie: matka i córka.Nie wiadomo było, na którą naprzód patrzeć.Przypominam sobie dokładnie, że na ich widok Hirsch gwizdnął.Miał wówczas takie maniery.Amerykanie, którzy wkrótce potem przyszli, nie musieli mu ich wpajać.Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć nic złego na Hirscha.Ani na Amerykanów.Jedno tylko chciałem od razu podkreślić: nasza koleżeńskość była wręcz wzorowa.Jeśli o to chodzi, to nie można nam nic wytknąć ani zarzucić.Można śmiało powiedzieć: to te trudne czasy skuły nas tak ze sobą.Tygodnie, miesiące przeżyte razem w twardych warunkach nie pozostały bez śladu.I choć czasami jeden nie mógł znieść zapachu drugiego, wiedzieliśmy, że w każdej chwili musimy i możemy liczyć na siebie.Ostatecznie nie mieliśmy wyboru.Tak, koleżeńskość nasza była szczera i prawdziwa.Dowodem tego był również ów wieczór.Hirsch, w takich rzeczach nieprześcigniony, zorganizował kosz butelek, oczywiście pełnych.Zdobył również kilka puszek wołowiny i kiełbasę myśliwską.Nawiasem mówiąc, takie rzeczy zdarzały się w ostatnich dniach wojny częściej niż w ciągu całych pięciu, sześciu lat wojennych.Dzięki likwidacji składów zaopatrzeniowych.Nie chcę przez to, jak mi Bóg miły, pomniejszać wyjątkowych zasług Hirscha, naprawdę organizował dla nas, gdzie i co tylko mógł.A więc znowu mógł się odbyć jeden z naszych kolejnych „wesołych wieczorów”.Wiem, zdarzenia tego rodzaju nie są niczym nadzwyczajnym.Jeżeli o tym mówię, to tylko po to, by pokazać, w jakiej znajdowaliśmy się sytuacji.Naprawdę, nie mogło być mowy o jakimś szaleństwie, byliśmy w nastroju nie najlepszym, choć dalekim od skrajnej rozpaczy.Chciałbym to podkreślić z całym naciskiem.Czegoś takiego u nas nie było!Uprzejmie poprosiliśmy cywilów, aby wzięli udział w naszej małej uroczystości.Długo się nie ociągali.Mam wrażenie, że to Hirsch ich zaprosił, mogę się jednak mylić.Wiem tylko, że Hirsch bardzo się interesował obu uciekinierkami, zarówno matką, jak i córką.Palił się do kobiet również mały Meiners, ale ten kierował swe afekty wyraźnie ku córce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •