[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrza³ na mnie z ukosa i milcza³ chwilê, jakby siê namyœla³.„Widzê, ¿e droga rozs¹dku nie zyska³a twojego uznania – rzek³.– A mo¿ewstrzymujesz siê z wyborem? Wstrzymujesz siê, bo kto wie, czy nie ma lepszegowyjœcia? – Zbli¿y³ siê i po³o¿y³ swoj¹ d³ug¹ d³oñ na moim ramieniu.– Czemu¿ bynie? – szepn¹³.– Pierœcieñ W³adzy! Gdybyœmy nim rozporz¹dzali, potêgaprzesz³aby w nasze rêce.Oto, po co ciê naprawdê wezwa³em.Mam bowiem wiele paroczu na swoje us³ugi i jestem przekonany, ¿e ty wiesz, gdzie siê znajduje ówklejnot.Nie mylê siê, prawda? Dlaczegó¿ to Dziewiêciu dopytuje siê o Shire? Coty masz wci¹¿ do roboty w tym kraiku?”Kiedy to mówi³, oczy mu nagle zap³onê³y po¿¹dliwoœci¹, której nie zdo³a³ ukryæ.„Sarumanie – powiedzia³em odsuwaj¹c siê od niego.– Jedynym Pierœcieniem mo¿erozporz¹dzaæ tylko jedna rêka, wiesz to dobrze, nie zadawaj wiêc sobie trudumówi¹c „my”.Nie, ja Pierœcienia nie wydam, nic ci o nim nie powiem, skoro ju¿pozna³em twoje myœli.By³eœ g³ow¹ Rady, lecz teraz ods³oni³eœ wreszcie swojeprawdziwe oblicze.Rozumiem ju¿, mam do wyboru poddaæ siê Sauronowi albo tobie.Nie pójdê ¿adn¹ z tych dwóch dróg.Czy masz trzeci¹ do ofiarowania?”Saruman by³ teraz zimny i groŸny.„Tak – odpar³.– Nie spodziewa³em siê, byœ wybra³ rozumnie, nawet we w³asnyminteresie.Da³em ci mimo to mo¿liwoœæ przyjœcia mi z pomoc¹ dobrowolnie, bo wten sposób oszczêdzi³byœ sobie du¿o cierpieñ i k³opotów.Trzecia droga?Zostaniesz tutaj a¿ do koñca”.„Do jakiego koñca?”„Póki nie wyznasz mi, gdzie jest Jedyny Pierœcieñ.Znajdê pewnie œrodki, ¿ebyci rozwi¹zaæ jêzyk.Ale dopóty, dopóki nie odszukam Pierœcienia bez twojejpomocy, dopóki póŸniej W³adca nie bêdzie móg³ poœwiêciæ cennego czasu na³atwiejsze sprawy, takie jak na przyk³ad obmyœlenie stosownej zap³aty dlaGandalfa Szarego za jego opór i zuchwalstwo”.„To siê mo¿e okazaæ wcale nie³atwe” – rzek³em, ale on wyœmia³ mnie, wiedz¹c, ¿eto s¹ czcze s³owa.Zawlekli mnie na szczyt wie¿y i zostawili samego na miejscu, z którego Sarumanzazwyczaj œledzi gwiazdy.Nie ma stamt¹d innego zejœcia jak w¹skimi schodami otysi¹cu szczebli, a dolina wydaje siê z góry bardzo odleg³a.Patrz¹c w ni¹,zobaczy³em, ¿e gdzie dawniej by³o zielono i piêknie, teraz zia³y szyby i dymi³ykuŸnie.Wilki i orkowie zaludnili Isengard, bo Saruman na w³asn¹ rêkê gromadzi³wielk¹ armiê, rywalizuj¹c z Sauronem, któremu jeszcze siê nie odda³ na s³u¿bê.Znad warsztatów bi³ czarny dym i spowija³ mury wie¿y Orthank.Sta³em samotny nawyspie poœród morza chmur.Nie by³o dla mnie ucieczki, dni pêdzi³em gorzkie wtej niewoli.Kostnia³em z zimna, na ciasnym tarasie ledwie parê kroków mog³emzrobiæ, rozmyœlaj¹c w zgnêbieniu o jeŸdŸcach, którzy d¹¿yli na pó³noc.Nie w¹tpi³em, ¿e Dziewiêciu naprawdê kr¹¿y po œwiecie, jakkolwiek nie s³owaSarumana, które mog³y byæ k³amstwem, przekona³y mnie o tym.Na d³ugo przedprzybyciem do Isengardu spotyka³em wœród swoich wêdrówek znaki nieomylne.Sercemoje drêczy³ lêk o przyjació³ z Shire’u, a jednak nie straci³em reszteknadziei.Myœla³em, ¿e mo¿e Frodo wyruszy³ w drogê niezw³ocznie, pos³usznynaleganiom mojego listu, i dotar³ do Rivendell, zanim okrutni przeœladowcyodnaleŸli jego trop.Ale zarówno lêk, jak nadzieja okaza³y siê nieuzasadnione.Nadziejê bowiem opiera³em na pewnym grubasie z Bree, a lêk na przeœwiadczeniu ochytroœci Saurona.Tymczasem grubas handluj¹cy piwem mia³ za wiele na g³owie, amoc Saurona nie by³a jeszcze tak wielka, jak j¹ mój strach malowa³.Leczzamkniêtemu w murach Isengardu samotnemu wiêŸniowi nie³atwo by³o uwierzyæ, ¿e wdalekim Shire szczêœcie zawiedzie ³owców, przed którymi wszystko, co ¿yje,ucieka lub pada.- Widzia³em ciê! – krzykn¹³ Frodo.– Chodzi³eœ tam i sam.Ksiê¿yc b³yszcza³ natwoich w³osach.Gandalf umilk³ i w zdumieniu spojrza³ na hobbita.- Widzia³em to tylko we œnie – rzek³ Frodo – ale teraz nagle sobie ten senprzypomnia³em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]