[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WeŸmy od razuostatni¹.- Smutna historia - rzek³ wreszcie.- Obawiam siê, ¿e spotka³ ich okropnykoniec.S³uchajcie! Nie mo¿emy siê wydostaæ.Nie ma wyjœcia.Zajêli most idrug¹ salê.Frar, Loni i Nali zginêli.Potem cztery wiersze nieczytelne, prócztych s³Ã³w: woda siêga do murów Zachodniej Bramy.Czatownik z wody porwa³ Oina.Nie mo¿emy siê wydostaæ.Zbli¿a siê koniec.Dalej: bêbny, bêbny graj¹ wg³êbinach.Co to mo¿e znaczyæ? Ostatnie s³owa nakreœlone widocznie wpoœpiechu, pismem elfów: ju¿ nadchodz¹.Wiêcej nie ma nic.Gandalf umilk³ i pogr¹¿y³ siê w myœlach.Wszystkich dreszcz przebieg³ odgrozy, jak¹ wia³o z k¹tów pieczary.- „Nie mo¿emy siê wydostaæ” - mrukn¹³ Gimli.- Nam siê uda³o, ¿e woda trochêopa³a i ¿e czatownik zaspa³ u jej po³udniowego brzegu.Gandalf podniós³ g³owê i rozejrza³ siê po sali.- Do ostatka bronili tych dwóch wejœæ - rzek³.- Ale wtedy by³a ich ju¿ tylkogarstka.Tak siê skoñczy³a próba odzyskania Morii.Próba odwa¿na, lecz szalona.Jeszcze nie czas na to! Teraz niestety musimy po¿egnaæ Balina, syna Fundina.Niech spoczywa w domu swoich ojców.WeŸmiemy z sob¹ tê ksiêgê, Ksiêgê Kronik,¿eby j¹ potem dok³adnie przestudiowaæ.Pilnuj jej, Gimli, a jêsli to bêdziemo¿liwe, oddaj j¹ Dainowi.Dla niego jest szczególnie ciekawa, chocia¿ zasmucigo bardzo.ChodŸmy! Ranek ju¿ mija.- Któr¹ drog¹ pójdziemy? - spyta³ Boromir.- Wracamy do poprzedniej sali - odpar³ Gandalf - ale nie strwoniliœmy czasu namarne odwiedzaj¹c tê.Teraz wiem, gdzie jesteœmy.Gimli ma racjê: to jest salaMazarbul, a miejsce, w którym nocowaliœmy, to dwudziesta pierwsza salapó³nocnego skrzyd³a.Z tego wniosek, ¿e nale¿y z niej wyjœæ przez wschodniedrzwi i kierowaæ siê na prawo, ku po³udniowi, i w dó³.Dwudziesta pierwsza salaznajduje siê, o ile pamiêtam, na siódmym poziomie, to znaczy o szeœæ piêterpowy¿ej bramy.Dalej¿e! Wracamy do sali.Ledwie Gandalf wymówi³ te s³owa, gdy rozleg³ siê straszliwy dŸwiêk: grzmi¹cedum, dum dobieg³o jak gdyby z g³êbi podziemi, a¿ ska³a zadr¿a³a pod stopamiwêdrowców.Wszyscy w przera¿eniu rzucili siê do drzwi.Nowy grzmot - dum, dum -przetoczy³ siê, jakby piêœci olbrzymów wali³y w wydr¹¿one ska³y Morii niby wogromny bêben.Potem rozniós³ siê echem g³os rogu.W sali ktoœ zad¹³ potê¿nie wróg, a z daleka odpowiedzia³y mu inne rogi i ochryp³e wrzaski.Korytarzezadudni³y jakby od spiesznych kroków tysiêcy stóp.- Nadchodz¹! - krzykn¹³ Legolas.- Nie ma wyjœcia - powiedzia³ Gimli.- Jesteœmy w pu³apce! - zawo³a³ Gandalf.- Ach, czemu¿ siê nie pospieszy³em!Schwytali nas w potrzask tak, jak przed laty tamtych.Ale wtedy mnie tu nieby³o.Zobaczymy jeszcze.Dum, dum - zagrzmia³y bêbny, a¿ zatrzês³y siê œciany komory.- Zatrzasn¹æ drzwi i zabarykadowaæ! - krzykn¹³ Aragorn.- Póki siê da, niezrzucajcie baga¿y, mo¿e zdo³amy siê przebiæ.- Nie! - rzek³ Gandalf.- Nie powinniœmy daæ siê tu zamkn¹æ.Niech wschodniedrzwi zostan¹ otwarte na oœcie¿.tamtêdy uciekniemy, jeœli siê uda.Znów zagra³ ochryple róg i buchn¹³ przeraŸliwy wrzask.Z korytarza dobieg³tupot nóg.Szczêknê³y i zadzwoni³y miecze, gdy je osaczeni dobywali z pochew.Glamdring zajaœnia³ bladym œwiat³em, ostrze ¯¹de³ka rozb³ys³o.Boromir podpar³ramieniem zachodnie drzwi.- Nie zamykajcie jeszcze! - powiedzia³ Gandalf.Jednym skokiem znalaz³ siê uboku Boromira i wyprostowa³ siê dumnie.- Kto jesteœcie, ¿e przychodzicie zak³Ã³caæ spoczynek Balina, W³adcy Morii? -krzykn¹³ donoœnie.W odpowiedzi ochryp³y œmiech zagrzechota³, jakby gruz sypa³ siê do studni.Ponad wrzaski wzbi³ siê g³os komendy.Dum, dum, dum - grzmia³y gdzieœ w dolebêbny.Szybkim ruchem Gandalf podsun¹³ siê do w¹skiej szpary uchylonych drzwi iwytkn¹³ przez ni¹ swoj¹ ró¿d¿kê.Oœlepiaj¹ca b³yskawica oœwietli³a salê iprowadz¹cy do niej korytarz.Czarodziej na sekundê wychyli³ g³owê za drzwi.Jêknê³y ciêciwy, z g³êbi korytarza œwisnê³y strza³y, Gandalf uskoczy³ wstecz.- Orkowie, ca³¹ chmar¹ - rzek³.- S¹ miêdzy nimi olbrzymi, najz³oœliwsi, czarniUrukowie z Mordoru.Na chwilê ich wstrzyma³em, ale id¹ z nimi jeszcze jakieœinne stwory.Olbrzymi jaskiniowy troll, zdaje siê, mo¿e nawet kilku.Odwróttêdy by³by beznadziejny.- Wszystko jest beznadziejne, je¿eli id¹ tak¿e drugim korytarzem - powiedzia³Boromir.- Z tej strony na razie nic nie s³ychaæ - odpar³ Aragorn, który nads³uchiwa³ uwschodnich drzwi.- Tu korytarz opada w dó³ schodami i oczywiœcie nie prowadziz powrotem do sali.Ale nie ma sensu uciekaæ na oœlep, kiedy poœcig jest takblisko.Drzwi nie mo¿emy zabarykadowaæ.Klucz zgubiony, zamek strzaskany, aprzy tym te drzwi otwieraj¹ siê do wnêtrza.Musimy najpierw jakimœ sposobemwstrzymaæ nieprzyjaciela w rozpêdzie.Jeszcze siê ta sala Mazarbul stanie dlanich postrachem! - doda³ z zawzietoœci¹, próbuj¹c ostrze swego miecza,Andurila.Ciê¿kie kroki zadudni³y w korytarzu.Boromir rzuci³ siê na drzwi i zatrzasn¹³ jew³asnym ciê¿arem, potem zaklinowa³ od³amkami mieczy i ko³kami.Dru¿yna cofnê³asiê pod przeciwleg³¹ œcianê.Lecz nie mogli jeszcze uciekaæ.Zachodnimidrzwiami wstrz¹sn¹³ potê¿ny cios, zaczê³y siê z wolna uchylaæ, ze zgrzytemodpychaj¹c kliny.Przez szparê, z ka¿d¹ sekund¹ szersz¹, wsunê³a siê olbrzymiarêka, potem ramiê okryte ciemn¹ skór¹ i zielonkaw¹ ³usk¹.Wielka, p³aska,pozbawiona palców stopa wdar³a siê do³em.W korytarzu zaleg³a œmiertelnacisza.Boromir skoczy³ naprzód i r¹bn¹³ z ca³ej si³y, ale miecz z brzêkiem wypad³ muz dr¿¹cej rêki, odbiwszy siê od ramienia poczwary.Ostrze by³o wyszczerbione.Nagle w sercu Froda - ku jego wielkiemu zdumieniu - zawrza³ straszliwy gniew.- Za Shire! - krzykn¹³.Jednym susem podbieg³szy do Boromira schyli³ siê idŸgn¹³ potworn¹ stopê ¯¹de³kiem.Rozleg³ siê ryk, noga cofnê³a siê gwa³townie,omal nie wyrywaj¹c mieczyka z d³oni hobbita.Czarna posoka œcieka³a z ostrza idymi³a na pod³odze.Boromir napar³ na drzwi i zatrzasn¹³ je znowu.- Niech ¿yje Shire! - krzykn¹³ Aragorn.- Dobrze gryz¹ hobbici.Masz wspania³¹broñ, Frodo, synu Droga.Coœ ciê¿kiego huknê³o o drzwi raz, drugi i trzeci.tarany i m³oty wali³y w niez rozmachem.Drzwi trzasnê³y, zachwia³y siê, otworzy³a siê w nich szerokaszpara.Bzyknê³y strza³y, ale odbi³y siê od pó³nocnej œciany i nie czyni¹cnikomu szkody spad³y na ziemiê.Róg zagra³, orkowie jeden za drugim z tupotemwskakiwali do komory.Ilu ich by³o, nikt spoœród dru¿yny nie liczy³.Natarlijak burza, ale nie spodziewali siê tak zaciêtego oporu.Legolas z ³ukuprzestrzeli³ niejedn¹ gardziel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]