[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale tutaj spêdzam lato, co roku, od czerwca dowrzeœnia, od Sobótki do ekwinokcjum.Zbieram lecznicze zio³a i korzenie, zczêœci na miejscu destylujê leki i eliksiry.- Ale o wojnie wiecie - stwierdzi³, nie zapyta³ Geralt - pomimo pustelniczejsamotnoœci z dala od œwiata i ludzi.Od kogo?- Od uciekinierów, którzy têdy ci¹gnêli.Nieca³e dwie mile st¹d, nad rzek¹Chotl¹, jest wielki obóz.Zgrupowa³o siê tam dobre parê setek zbiegów,wieœniaków z Brugge i Sodden.- A wojska temerskie? - zaciekawi³ siê Zoltan.- Ruszy³y siê?- Nic mi o tym nie wiadomo.Krasnolud zakl¹³, potem ³ypn¹³ na cyrulika.- Tak tedy mieszkacie tu sobie, panie Regis - powiedzia³ przeci¹gle.- Nocamizaœ spacerujecie wœród grobów.Nie strach wam?- Czego mia³bym siê lêkaæ?- Ten oto jegomoœæ - Zoltan wskaza³ na Geralta - jest wiedŸminem.Widzia³niedawno œlady ghuli.Trupojadów, rozumiecie? A nie trzeba byæ wiedŸminem, bywiedzieæ, ¿e ghule trzymaj¹ siê cmentarzy.- WiedŸmin - cyrulik spojrza³ na Geralta z wyraŸnym zainteresowaniem.- Zabójcapotworów.No, no.Ciekawe.Nie wyjaœniliœcie towarzyszom, panie wiedŸminie, ¿eta nekropolia liczy sobie ponad pó³ tysi¹ca lat? Ghule nie przebieraj¹ wjedzeniu, ale nie gryz¹ piêæsetletnich koœci.Nie ma ich tutaj.- Absolutnie mnie to nie martwi - rzek³ Zoltan Chivay, rozgl¹daj¹c siê.- No,panie medyku, pozwólcie do naszego obozowiska.Mamy zimn¹ koninê, przecie niepogardzicie?Regis patrzy³ na niego d³ugo.- Dziêkujê - powiedzia³ wreszcie.- Mam jednak lepszy pomys³.Zapraszam domnie.Moje letnie domostwo to wprawdzie sza³as raczej ni¿ chata, i to maleñki,nocowaæ i tak przyjdzie wam pod ksiê¿ycem.Ale jest przy chacie Ÿródlana woda.I palenisko, na którym mo¿na odgrzaæ koninê.- Skorzystamy z chêci¹ - uk³oni³ siê krasnolud.- Mo¿e i nie ma tu ghuli, ale itak myœl o nocy na tym cmentarzu nieszczególnie mnie nastraja.ChodŸmy,poznacie resztê naszej kompanii.Gdy podchodzili do obozowiska, konie zaparska³y, uderzy³y kopytami o grunt.- Stañcie nieco pod wiatr, panie Regis - Zoltan Chivay obrzuci³ medyka wymownymspojrzeniem.- Zapach sza³wii p³oszy wierzchowce, a mnie, wstyd przyznaæ,przykro kojarzy siê z wyrywaniem zêbów.*****- Geralt - mrukn¹³ Zoltan, gdy tylko Emiel Begis znik³ za p³acht¹przes³aniaj¹c¹ wejœcie do chaty.- Miejmy oczy otwarte.Ten œmierdz¹cy zielarzniezbyt mi siê podoba.- Jakiœ konkretny powód?- Nie podobaj¹ mi siê ludzie spêdzaj¹cy lato opodal cmentarzy, i to cmentarzybardzo odleg³ych od miejsc zamieszkania.Czy¿by w milszych okolicach nie ros³yzio³a? Ten ca³y Regis patrzy mi na rabusia grobów.Cyrulicy, alchemicy i impodobni wykopuj¹ na zamkach trupy, by póŸniej wyczyniaæ z nimi ró¿neekskrementy.- Eksperymenty.Ale do takich praktyk u¿ywa siê œwie¿ych zw³ok.Ten cmentarzjest bardzo stary.- Fakt - podrapa³ siê w brodê krasnolud, obserwuj¹c kobiety z Kernów, szykuj¹cesobie nocleg pod krzakami czeremchy rosn¹cymi dooko³a cha³upy cyrulika.- Mo¿ewiêc on ograbia mogi³y z ukrytych kosztownoœci?- Zapytaj go - wzruszy³ ramionami Geralt.- Zaproszenie do jego sadybyprzyj¹³eœ z miejsca, bez certowania siê, a teraz nagle zrobi³eœ siê podejrzliwyniby stara panna, gdy jej prawi¹ komplementy.- Hmmm.- zacuka³ siê Zoltan.- Trochê racji masz.Ale chêtnie rzuci³bymokiem, co on tam ma w tej lepiance.Ot tak, dla pewnoœci.- WejdŸ tam za nim i udaj, ¿e chcesz po¿yczyæ widelec.- Dlaczego widelec?- A dlaczego nie?Krasnolud popatrzy³ na niego przeci¹gle, w koñcu jednak zdecydowa³ siê,szparkim krokiem zbli¿y³ siê do chatki, zapuka³ grzecznie w oœcie¿nicê iwszed³.Nie wychodzi³ kilka bitych chwil, po czym nagle pojawi³ siê wdrzwiach.- Geralt, Percival, Jaskier, pozwólcie.Zobaczycie coœ interesuj¹cego.No,œmia³o, bez ceregieli, pan Regis nas zaprasza.Wnêtrze chaty by³o ciemne i przepe³nione ciep³ym, oszo³amiaj¹cym, wierc¹cym wnozdrzach zapachem, bij¹cym g³Ã³wnie od pêków zió³ i korzeni, którymi obwieszoneby³y wszystkie œciany.Za ca³e umeblowanie s³u¿y³ bar³Ã³g, równie¿ us³anyzio³ami, oraz krzywy stó³, zagracony niezliczon¹ liczb¹ szklanych, glinianych iporcelanowych buteleczek.Sk¹pe œwiat³o, które pozwala³o widzieæ to wszystko,wydziela³y wêgle w palenisku dziwacznego pêkatego piecyka, przypominaj¹cegobrzuchat¹ klepsydrê.Piecyk otocza³a pajêcza sieæ b³yszcz¹cych rurek ró¿nejœrednicy, powykrêcanych w ³uki i spirale.Pod jedn¹ z takich rurek sta³drewniany ceber, do którego kapa³o.Na widok piecyka Percival Schuttenbach wyba³uszy³ oczy, rozdziawi³ usta,westchn¹³, a potem podskoczy³.- Ho, ho, ho! - zawo³a³ w nie daj¹cym siê ukryæ zachwyceniu.- Co ja widzê? To¿to najprawdziwszy atanor sprzê¿ony z alembikiem! Wyposa¿ony w kolumnêrektyfikacyjn¹ i miedzian¹ ch³odnicê! Piêkna robota! Samiœcie to skonstruowali,panie cyruliku?- Owszem - przyzna³ skromnie Emiel Regis.- Zajmujê siê wyrobem eliksirów,muszê wiêc destylowaæ, wyci¹gaæ pi¹te esencje, a tak¿e.Urwa³, widz¹c, jak Zo³tan Chivay ³owi kapi¹c¹ z rurki kroplê i oblizuje palec.Krasnolud westchn¹³, na jego rumianej twarzy odmalowa³a siê nieopisanab³ogoœæ.Jaskier nie wytrzyma³, równie¿ spróbowa³.I jêkn¹³ z cicha.- Pi¹ta esencja - przyzna³, mlaskaj¹c.- I chyba szósta albo nawet siódma.- No tak.- cyrulik uœmiechn¹³ siê lekko.- Mówi³em, destylat.- Samogon - poprawi³ bez nacisku Zoltan.- I to jaki.Spróbuj, Percival.- Ale ja siê nie znam na organicznej chemii - odrzek³ w roztargnieniu gnom, nakolanach ogl¹daj¹cy szczegó³y monta¿u alchemicznego pieca.- W¹tpliwe, bympozna³ sk³adniki.- Destylat jest z alrauny - rozwia³ w¹tpliwoœci Regis.- Wzbogaconejbelladonn¹.I sfermentowan¹ mas¹ skrobiow¹.- Znaczy, zacierem?- Mo¿na to i tak nazwaæ.- A jakiœ kubek mo¿na dostaæ?- Zoltan, Jaskier - WiedŸmin skrzy¿owa³ rêce na piersi.- Czy wy g³usijesteœcie? To mandragora.Samogon jest zrobiony z mandragory.Zostawcie wspokoju ten kocio³ek [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •