[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Milami siê te lochy ci¹gn¹, jak i dok¹d, niktnie wie.Ci, co rzecz ow¹ chcieli wyœwietliæ, nie wrócili.A i potworastraszliwego te¿ tam widziano.Jakoby.Owó¿ tedy zaproponowaæ chcia³bym.       - Domyœlam siê - rzek³ sucho wiedŸmin - co chcecie mi zaproponowaæ.Iprzystajê na propozycjê.Spenetrujê wasze piwnice.Zap³atê ustalimy wedle tego,na co tam natrafiê.       - Nie bêdzie wam krzywda - zapewni³ brodacz.- Hem, hem.Jeszcze jednarzecz.       - Mówcie, s³ucham.       - Ów sukkub, co nocami mê¿Ã³w nawiedza i drêczy.Co to go wam jaœnieoœwiecona ksiê¿na pani ubiæ zleci³a.Tuszê, zabijaæ go nie ma wcale musu.Przecie zmora nikomu nie wadzi, tak po prawdzie.Ot, nawiedzi czasem.Podrêczy krzynê.       - Ale jeno pe³noletnich - wtr¹ci³ szybko Malatesta.       - Z ust ¿eœcie mi, kumie, wyjêli.Tak byæ, nikomu sukkub nie szkodzi.Aostatnimi czasy to w ogóle s³uch jakby o nim przepad³.Wierê, jakby siê was,panie wiedŸmin, zl¹k³.Jaki¿ tedy sens, by go przeœladowaæ? Przecie wam, panie,na gotowiŸnie nie zbywa.A jeœli wam czego brakuje.       - Na moje konto u Cianfanellich - rzek³ z kamienn¹ twarz¹ Geralt -mog³oby coœ wp³yn¹æ.Na wiedŸmiñski fundusz emerytalny.       - Tak siê stanie.       - A sukkubowi w³os z blond g³Ã³wki nie spadnie.       - Tedy bywajcie.- Obie winnice wsta³y.- Ucztujcie w spokoju, niebêdziem przeszkadzaæ.Œwiêto dziœ.Tradycja.A u nas, w Toussaint, tradycja.       - Wiem - powiedzia³ Geralt.- Rzecz œwiêta.* * *       Towarzystwo przy s¹siednim stole ha³asowa³o przy kolejnej wró¿bie Yule,odprawianej za pomoc¹ kulek ukrêconych z miêkiszu ko³acza i oœci ze zjedzonegokarpia.Pito przy tym têgo.Ober¿ysta i dziewki uwija³y siê jak w ukropie,biegaj¹c z dzbankami.       - S³ynny sukkub - zauwa¿y³ Reynart, dok³adaj¹c sobie jeszcze kapusty -zapocz¹tkowa³ wiekopomn¹ seriê wiedŸmiñskich kontraktów, które przyj¹³eœ wToussaint.Potem ju¿ posz³o szybko, a ty opêdziæ siê nie mog³eœ od klientów.Ciekawe tylko, ¿e nie pamiêtam, która z winnic pierwsza da³a ci zlecenie.       - Nie by³o ciê przy tym.To zdarzy³o siê nazajutrz po audiencji uksiê¿nej.Na której zreszt¹ nie by³o siê zreszt¹ równie¿.       - Nie dziwota.To by³a prywatna audiencja.       - £adnie mi prywatna - parskn¹³ Geralt.- Uczestniczy³o w niej zedwadzieœcia osób, przy czym nie liczê nieruchomych jak statu³y lokajów,ma³oletnich paziów i znudzonego trefnisia.Wœród tych policzonych by³ Le Goff,szambelan o aparycji i zapachu cukiernika, by³o kilku zginaj¹cych siê podciê¿arem z³otych ³añcuchów wielmo¿Ã³w.By³o kilku typków w czerni, rajców, amo¿e sêdziów.By³ poznany w Caed Myrkvid baron herbu Bycza G³owa.By³a, jasnarzecz, Fringilla Vigo, osoba ewidentnie bardzo ksiê¿nej bliska.       - I byliœmy my, ca³a nasza gromadka, wliczaj¹c Milvê w stroju mêskim.Ha, Ÿle siê wyrazi³em, mówi¹c o ca³ej dru¿ynie.Nie by³o z nami Jaskra.Jaskier, czy te¿ raczej wicehrabia Jakiœ Tam, siedzia³ rozparty w karle poprawicy Jej Ostronosej Mi³oœci Anarietty i puszy³ siê jak paw.Jak prawdziwyfaworyt.       - Anarietta, Fringilla i Jaskier by³y jedynymi osobami, które siedzia³y.Nikomu wiêcej usi¹œæ nie pozwolono.A ja i tak by³em zadowolony, ¿e niekazano mi klêczeæ.       Ksiê¿na wys³ucha³a mojej opowieœci, rzadko przerywaj¹c, na szczêœcie.Gdy zaœ pokrótce zrelacjonowa³em wyniki rozmów z druidkami, za³ama³a rêcegestem sugeruj¹cym zmartwienie równie szczere, co przesadne.Wiem, ¿e brzmi tojak jakiœ cholerny oksymoron, a wierz, Reynart, w jej przypadki tak w³aœnieby³o.* * *       - Ach, ach - powiedzia³a ksiê¿na Anna Henrietta, za³amawszy rêce.-Srodze nas zmartwiliœcie, panie Geralcie.Zaprawdê powiadamy wam, ¿alprzepe³nia nasze serce.       Poci¹gnê³a ostrym nosem, wyci¹gnê³a d³oñ, a Jaskier natychmiast w³o¿y³do jej d³oni batystow¹ chusteczkê z monogramem.Ksiê¿na musnê³a chusteczk¹ obapoliczki, tak by nie zetrzeæ pudru.       - Ach, ach - powtórzy³a.- Zatem druidzi nie wiedzieli nic o Ciri? Niebyli zdolni udzieliæ wam pomocy? Czy¿by zatem ca³y wasz wysi³ek poszed³ namarne i nadaremn¹ by³a wasza droga?       - Nadaremn¹ na pewno nie - odpowiedzia³ z przekonaniem.- Przyznam, ¿eliczy³em na to, ¿e od druidów zdobêdê jakieœ konkretne informacje lub wskazówkimog¹ce choæby w najogólniejszy sposób wyjaœniæ przynajmniej to, czemu Ciri jestobiektem tak zawziêtego polowania.Druidzi nie mogli jednak lub nie chcieli mipomóc, w tym wzglêdzie faktycznie nic nie zyska³em.Ale.       Zawiesi³ na chwilê g³os.Nie dla dramatyzmu.Zastanawia³ siê, na ilemo¿e byæ szczery wobec tego ca³ego audytorium.       - Wiem, ¿e Ciri ¿yje - powiedzia³ wreszcie sucho.- Prawdopodobnie by³aranna.Jest wci¹¿ w niebezpieczeñstwie.Ale ¿yje.       Anna Henrietta westchnê³a, znowu u¿y³a chusteczki i uœcisnê³a ramiêJaskra.       - Przyrzekamy wam - powiedzia³a - nasz¹ pomoc i poparcie.Goœcinê wToussaint, jak d³ugo zechcecie.Trzeba wam bowiem wiedzieæ, ¿e bywaliœmy wCintrze, znaliœmy i darzyliœmy przyjaŸni¹ Pavettê, znaliœmy i lubiliœmy malutk¹Ciri.Ca³ym sercem jesteœmy z wami, panie Geralcie.Jeœli trzeba, bêdzieciemieli asystê naszych uczonych i astrologów.Otworem stoj¹ przed wami naszebiblioteki i ksiêgozbiory.Musicie, wierzymy w to g³êboko, znaleŸæ jakiœ œlad,jak¹œ wskazówkê czy poszlakê, która wska¿e wam w³aœciw¹ drogê.Nie dzia³ajciepochopnie.Nie musicie siê spieszyæ.Mo¿ecie tu zostaæ wedle waszej woli, mi³ymnam jesteœcie goœciem.       - Dziêkujê waszej mi³oœci - sk³oni³ siê Geralt - za ¿yczliwoœæ i ³askê.Ruszamy jednak w drogê, gry tylko trochê odpoczniemy.Ciri wci¹¿ jest wniebezpieczeñstwie.Gdy za d³ugo siedzimy w jednym miejscu, niebezpieczeñstwonie tylko roœnie, ale i zaczyna zagra¿aæ ludziom nam ¿yczliwym.I zwyk³ympostronnym.Do tego za nic nie chcia³bym dopuœciæ.       Ksiê¿na milcza³a czas jakiœ, miarowymi ruchami, jak kota, g³aszcz¹cprzedramiê Jaskra.       - Szlachetne i prawe s¹ wasze s³owa - powiedzia³a wreszcie.- Ale lêkaæsiê nie macie czego.Goni¹cych za wami hultajów nasi rycerze pogromili tak, ¿eœwiadek klêski nie uszed³, opowiedzia³ nam o tym wicehrabia Julian.Ka¿dego,kto siê powa¿y was niepokoiæ, spotka taki sam los.Jesteœcie pod nasz¹ opiek¹ iochron¹.       - Umiem to sobie ceniæ - Geralt sk³oni³ siê znowu, kln¹c w duchu bol¹cekolano, ale nie tylko.- Nie wolno mi jednak przemilczeæ tego, o czymwicehrabia Jaskier zapomnia³ waszej mi³oœci opowiedzieæ.Hultaje, którzyœcigali mnie do Belhaven, a których dzielne rycerstwo waszej mi³oœci pobi³o wCaed Myrkvid, byli i owszem, hultajami pierwszej hultajskiej gildii, ale nosilinilfgaardzk¹ barwê.       - I có¿ z tego?       A to, mia³ na koñcu jêzyka, ¿e jeœli Nilfgaardczycy zajêli Aedirn wci¹gu dwudziestu dni, to na twoje ksi¹stewko wystarczy im dwadzieœcia minut.       - Trwa wojna - powiedzia³ zamiast tego.- To, co sta³o siê w Belhaven iCaed Myrkvid, mo¿e byæ poczytane jako dywersja na ty³ach.To zwykle powodujerepresje.W czasach wojennych.       - Wojna - przerwa³a mu ksiê¿na, unosz¹c szpiczasty nos - z pewnoœci¹ ju¿siê skoñczy³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •