[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mamy ani nakazu rewizji, ani nakazu aresztowania.- Te budynki są nie zamieszkałe, a okoliczności bardzo podejrzane - stwierdził Gregson.- Powody chwilowo zupełnie wystarczające.Biorę na siebie odpowiedzialność za aresztowanie,a potem zobaczymy, co będzie lepsze: przetrzymać go tu, czy przekazać do Nowego Yorku.Nasi policjanci nie mają może największej wyobraźni, nie zawodzą natomiast gdy chodzio odwagę i zdecydowanie.Gregson wspinał się po schodach, by aresztować wielokrotnego zabójcę z taką miną, jakby były to schody w Scotland Yardzie.Amerykanin usiłował przecisnąć się przed niego, ale Gregson powstrzymał go tyleż uprzejmie, co stanowczo - niebezpieczeństwa Londynu były sprawą londyńskiej policji.Drzwi na trzecim piętrze, prowadzące do mieszkania po lewej stronie, były uchylone.Gregson pchnął je zdecydowanym ruchem.Wewnątrz panowała cisza i ciemność, toteż czym prędzej zapalił kieszonkową latarkę.Gdy płomień uspokoił się, ku swemu zaskoczeniu ujrzeliśmy na białych deskach podłogi świeże ślady krwi, które prowadziły w naszą stronęi zatrzymywały się w pobliżu okna.Prowadziły one do zamkniętych drzwi sąsiedniego pokoju.Inspektor otworzył je i trzymając światło przed sobą wszedł do środka.Ruszyliśmy za nim.W pozbawionym mebli pokoju, na środku podłogi leżała skulona postać ogromnego mężczyzny.Jego groteskowo wykrzywioną twarz otaczał krąg wymalowany krwią.Ręce miał szeroko rozrzucone, a z szyi wystawała mu kościana rękojeść sztyletu, zatopionego aż po gardę w ciele.Obok prawej dłoni leżącego spoczywały doskonale wykonany sztylet z rogową rękojeścią i czarna, dziecięca rękawiczka.Sądząc z układu ciała musiał umrzeć zanim jeszcze upadł.- O Boże! To Czarny Giorgiano!- zdumiał się Amerykanin.- Ktoś nas wyprzedził.- Na oknie jest świeca - poinformował nas Gregson.- Co ty wyprawiasz?Pytanie to było skierowane do Sherlocka, który zapalił ją i przesuwał szybko wzdłuż okna, po czym spojrzał w ciemność, zdmuchnął świecę i rzucił ją na podłogę.- Sądzę, że to nam nieco pomoże - mruknął enigmatycznie izamarł pogrążony w myślach, podczas gdy obaj policjanci oglądali ciało.- Mówicie, że w czasie waszej obserwacji wyszły stąd trzy osoby.Przyjrzeliście się im dokładniej?- Oczywiście - odparł Gregson.- Czy był wśród nich mężczyzna około trzydziestki, średniego wzrostu, o śniadej cerze i czarnej brodzie?- Wyszedł jako ostatni.- Jak sądzę, jest to zabójca.Poza rysopisem macie doskonały ślad buta odbity we krwi.Nie powinniście mieć trudności ze znalezieniem go.- Zapewne, wśród milionów londyńczyków.- MOże i tak.Dlatego pomyślałem, że najlepiej poprosić tę panią o pomoc.Na te słowa wszyscy odwróciliśmy się w stronę drzwi, gdzie spoglądał Holmes.Stała tam wysoka i przystojna kobieta, tajemnicza lokatorka pani Warren.Podeszła powoli, blada z trwogi, wpatrując się nieruchomo w leżące na podłodze ciało.- Zabiliście go! - szepnęła.Oh, Dio Mio, zabiliście go!Nagle gwałtownie zaczerpnęła powietrza i z okrzykiem radości skoczyła w górę, po czym zaczęła tańczyć wokół pokoju klaszcząc w dłonie i z błyszczącymi oczyma mówiąc coś bez przerwy po włosku.Dziwne ze wszech miar było obserwowanie tej radości na widok trupa.Nagle zatrzymała się i spojrzała na nas pytająco.- Wy z policji, tak? Wy zabiliście Giuseppe Gorgiano, tak? - spytała niegramatyczną angielszczyzną.- Jesteśmy z policji, proszę pani - odpowiedział Gregson.Rozejrzała się zaskoczona po ciemnych kątach pomieszczenia.- A gdzie jest Gennaro? - spytała.- Mój mąż, Gennaro Lucca? Jestem Emilia Lucca z Nowego Yorku.Chwilę temu był woknie i przybiegłam, jak kazał.- To ja poleciłem pani przyjść - odezwał się Holmes.- Jak?- Wasz szyfr nie był zbyt skomplikowany, proszę mi wierzyć, zaś pani obecność tutaj wydała mi się wskazana.Nadałem "vieni" i pani przyszła.Spojrzała nań z podziwem.- Nie rozumiem, skąd pan to wie.Gorgiano, jak.- przerwała i nagle twarz rozjaśnił uśmiech dumy - Gennaro! Mój cudowny Gennaro!Strzegł mnie i zrobił to własnoręcznie! Zabił potwora.Gennaro, jesteś cudowny.Jaka kobieta może być cię godna?- Pani Lucca - Gregson położył dłoń na jej ramieniu takim gestem, jakby była największym chuliganem z Notting Hill.- Nie bardzo wiem kim i czym pani jest, ale powiedziała pani dość, bym miał ochotę porozmawiać z panią w Yardzie.- Poczekaj - wtrącił się Holmes.- Wydaje mi się, że ta dama może być równie chętna do udzielania nam informacji, jak my do ich wysłuchania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •