[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obecnie w garnizonie stacjonowa³y oddzia³y,które wcale nie by³y w drodze do Krainy Kurhanów.Przeklêci g³upcy z pó³nocnej granicy chcieli zmokn¹æ.Gdy wlecieliœmy do miasta, oniemia³em ze zdumienia.Po­mimo przeniesieniawiêkszoœci wojsk, baza Szept zas³ana by³a nowymi dywanami najró¿niejszejwielkoœci.Na jednym z placów zobaczy³em formacjê w kszta³cie litery „W”, z³o¿on¹ z piêciupotworów.Ka¿dy z nich mia³ sto jardów d³ugoœci i czterdzieœci szerokoœci.Pokrywa³a je d¿ungla drewna i metalu.Dalej le¿a³y dywany o niezwyk³ychkszta³tach.Prze­wa¿nie by³y d³u¿sze ni¿ szersze i wiêksze od tradycyjnych.Wszystkie przypomina³y coœ kszta³tem i owiniête by³y cienk¹ miedzian¹ siatk¹.— Co to ma byæ? — zapyta³em.— Przystosowanie do taktyki wroga.Twoja wieœniaczka nie jest jedyn¹, któramo¿e zmieniaæ metody.— Wyl¹dowa­liœmy i wysiad³a.Zrobi³em to samo, ¿ebyrozprostowaæ koœci po kilkugodzinnym locie.— Mo¿e bêdziemy mieli szansêwypróbowaæ je po moim powrocie z Równiny.— Co?— Olbrzymia armia Buntowników kieruje siê na Konia.Kilka tysiêcy ludzi iwszystko, co mog³o zaoferowaæ pustkowie.Kilka tysiêcy ludzi? Sk¹d siê wziêli? Czy¿by sprawy zmieni³y siê a¿ tak bardzo?— Tak.— Znowu ta przeklêta sztuczka z odczytywaniem myœli.—Do³¹czyli do niejmieszkañcy miast, które porzuci³am.— Co rozumiesz przez „wypróbowaæ”?— Chcê zaprzestaæ walki, ale nie ucieknê z pola bitwy.Jeœli nadal twojawieœniaczka bêdzie uparcie pod¹¿aæ na wschód.A wtedy, chroniona polem czy nie,mo¿e zostaæ zmia¿d¿ona.Przechodziliœmy w³aœnie obok jednego z nowych dywanów.Zmierzy³em go krokami.Mia³ piêædziesi¹t stóp d³ugoœci i kszta³t ³odzi.Wyposa¿ono go nawet wprawdziwe siedze­nia — dwa zwrócone do przodu i jedno do ty³u — ma³y miotacz nadziobie i mocniejszy silnik.Do boków dywanu i pod spodem przytwierdzono osiemw³Ã³czni d³ugoœci trzy­dziestu stóp.Piêæ stóp nad grotem ka¿dej z nichznajdowa³a siê beczka.Ca³oœæ pomalowana by³a na kolor czarniejszy ni¿ serceDominatora.Dywan-³Ã³dŸ mia³ nawet p³etwy jak ryba, a jakiœ dowcipniœ namalowa³na przodzie oczy i zêby.Pozosta³e pomalowano podobnie, choæ ró¿nych rzemie­œlników natchnê³y ró¿nemuzy, gdy projektowali te lataj¹ce ³odzie.Jedna, zamiast rybich p³etw, mia³adoko³a coœ, co wygl¹da³o jak dwa, z³¹czone ze sob¹, wyschniête str¹ki grochu oœrednicy piêtnastu stóp.Pani nie mia³a czasu, by pozwoliæ mi na inspekcjê jej sprzêtu.Z pewnoœci¹wola³a, ¿ebym nie krêci³ siê sam po mieœcie.Nie by³a to jednak kwestiazaufania, lecz ochrony.Nie pozostaj¹c w jej cieniu, móg³bym ulecnieszczêœliwemu wypadkowi.Wszyscy Schwytani byli w Koniu.Nawet moi najstarsi przyjaciele.Zuchwa³a, zuchwa³a Pupilka.To by³a istotna jej cecha.Dwadzieœcia mil od Koniazebra³a wszystkie si³y Równiny i ca³y czas zbli¿a³a siê.Posuwa³a siê doœæwolno, gdy¿ uza­le¿niona by³a od szybkoœci wêdruj¹cych drzew.Wyszliœmy na plac, na którym czeka³y dywany.Na naj­wiêkszy za³adowanoolbrzymie donice.Mia³y piêtnaœcie stóp wysokoœci i dwadzieœcia stóp œrednicy,a zamiast ziemi¹ dla roœlin wype³niono je parafin¹.Policzy³em szybko i stwierdzi³em, ¿e dywanów jest wiêcej ni¿ Schwytanych.— Wszystkie wystartuj¹? Ale jak?— Dobroczyñca poprowadzi ten du¿y.Ma wybitne zdol­noœci do kierowaniaolbrzymim dywanem jak niegdyœ Wyjêæ.Pozosta³e cztery du¿e zostan¹ przyczepionedo jego dywanu.ChodŸ.Ten jest nasz.Powiedzia³em coœ tak inteligentnego, jak:— Uuu?!— Chcê, ¿ebyœ go zobaczy³.— Ktoœ mo¿e nas rozpoznaæ.Schwytani, ka¿dy w towarzystwie dwóch ¿o³nierzy, krêcili siê wokó³ d³ugichdywanów-³odzi.Sprawdzali miotacze i inne urz¹dzenia bojowe, ³¹cznie z w³asnymi³ukami, gdyby nowa broñ zawiod³a.Nie wiedzia³em tylko, jak¹ rolê mia³ pe³niæcz³owiek siedz¹cy poœrodku.— Po co owinêliœcie je metalow¹ siatk¹?— Wkrótce siê dowiesz.— Ale.— Nie przejmuj siê tak, Konowale.Nie wyprzedzaj faktów.Szed³em za ni¹ doko³a naszego dywanu.Nie wiem, co sprawdza³a, ale wygl¹da³a nazadowolon¹.Mê¿czyŸni, którzy go przygotowali, cieszyli siê, gdy z uznaniempokiwa³a g³ow¹.— Wsiadaj, Konowale.Na drugie siedzenie.Lepiej siê pospiesz.To bêdzieekscytuj¹ca przygoda.O tak.— Jesteœmy pilotami — powiedzia³a, wspinaj¹c siê na przednie siedzenie.Posiwia³y stary sier¿ant usiad³ w tyle.Spojrza³ na mnie z pow¹tpiewaniem, alenic nie powiedzia³.Schwytani równie¿ zajêli przednie miejsca na swychdywanach.Du¿e, jak nazywa³a je Pani, mia³y czteroosobow¹ za³ogê.Dobroczyñcalecia³ w centrum formacji w kszta³cie litery „W".— Gotowy? — zawo³a³a Pani.— Gotowy.— Jasne — odpowiedzia³ sier¿ant.Nasz dywan zacz¹³ siê ruszaæ.Klamotanie jest jedynym s³owem, którym mo¿na opisaæ pierwsze sekundy.Dywan by³ciê¿ki i, dopóki nie wykona³ kilku ruchów w przód, nie chcia³ siê unieœæ.Gdy wreszcie oderwaliœmy siê od ziemi, Pani obejrza³a siê i uœmiechnê³a.By³a zsiebie zadowolona.Zaczê³a wykrzykiwaæ polecenia, które wyjaœnia³y zastosowaniemnóstwa peda³Ã³w i dŸwigni rozmieszczonych doko³a mnie.Kombinacja pchania i ci¹gniêcia ich sprawi³a, ¿e dywan obraca³ siê wokó³d³u¿szej osi, a przekrzywianie dŸwigni spra­wia³o, ¿e skrêca³ w prawo lub wlewo.Kierowanie polega³o na tym, by u¿ywaæ w³aœciwych kombinacji we w³aœciwymmomencie.— Po co?! — krzykn¹³em, lecz wiatr zag³uszy³ s³owa.Za³o¿yliœmy gogle, któreniestety chroni³y tylko nasze oczy.Reszta twarzy pozostawa³a odkryta.Spodziewa³em siê jakiegoœ podstêpu, jeszcze zanim skoñczy³a siê zabawa.Byliœmy piêæ mil od Konia, na wysokoœci dwóch tysiêcy stóp, a na dodatek naczele Schwytanych.W dole widzia³em tumany kurzu, wzniecane przez armiêPupilki.— Po co? — krzykn¹³em ponownie.Dno ³odzi odpad³o.Pani odwo³a³a zaklêcia napêdzaj¹ce dywan.— Oto dlaczego.Poprowadzisz ³Ã³dŸ, kiedy zderzymy siê z polem ochronnym.Co u diab³a?Udzieli³a mi pó³ tuzina wskazówek dotycz¹cych utrzymania pojazdu w powietrzu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •