[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystroimy się jednak jak się patrzy, żeby ich olśnić.Uśmiechnęła się do niego.Frank był taki wesoły ostatnio, od czasu podjęcia wielu decyzji.Firma miała objąć swoją działalnością północ kraju i nie oznaczało to bynajmniej, jak się obawiała Renata, że Frank będzie dużo przebywać poza domem.Nie, on właściwie wcale tam nie jeździł, bywał tam ojciec i stryj, no i oczywiście brała w tym udział przede wszystkim panna East.Praca zdawała się jej służyć, nawet przy nowo narodzonym synku.Niektóre kobiety potrafią robić wszystko, pomyślała ze smutkiem Renata.Sprawy układały się teraz nieźle i dzisiaj rano miała zamiar wziąć zastrzyki i porobić szczepienia wymagane przed podróżą.Frank pojedzie do pracy, jak niemal zawsze w sobotę.Tak jest cicho w wielkim budynku Palazzo, mówił, że może w spokoju dyktować i zrobić więcej w godzinę niż przez tydzień w zwykłe dni.Przypomniała mu, żeby poszedł się ostrzyc, bo włosy zarastają mu lekko kark.Frankowi nie trzeba było tego przypominać.Pójdzie do Larry’ego, dadzą mu tam gorące ręczniki i zostanie ostrzyżony.Włoży swój najlepszy garnitur i nową koszulę.Jeśli Maureen Barry ma go widzieć, to powinna podziwiać to, co zobaczy.Dlatego właśnie prosił Renatę, żeby też się ubrała elegancko.W stroju wieczorowym wyglądała bardzo dobrze.Maureen Barry nie będzie mogła powiedzieć, że mężczyzna, którego odrzuciła, musiał się ożenić z szarą myszką z pieniędzmi.Przyjeżdżając do Londynu, ksiądz Hurley zatrzymywał się w bardzo sympatycznym miejscu.Opisywał je zawsze jako skrzyżowanie luksusowego hotelu z klubem dżentelmenów.Był to w istocie klasztor, obecnie dość biedny, w którym wynajmowano większość wysoko sklepionych pomieszczeń na biura.Kiedyś znajdowały się tu rozmównice i lśniące gablotki z egzemplarzami „Kronik Misjonarskich”.Wracało się tu jak do oazy po dniu spędzonym w wielkim hałaśliwym mieście.Księdzu Hurleyowi dzisiejszy ranek wydał się trochę męczący, toteż z przyjemnością myślał, że może wrócić do klasztoru i odpocząć.Rektorem był tu jego przyjaciel, Daniel Hayes, człowiek oględny w mowie, wiele rozumiejący, któremu nie trzeba wszystkiego wyjaśniać słowami.Ojciec Hayes zorientował się wczoraj, gdy zagadnął księdza Hurleya o siostrzeńca, że lepiej rozmawiać o czym innym.Dyplomatycznie i z wyrobioną przez lata swobodą zmienił temat.Wyczuł też, że jego stary przyjaciel, James Hurley, denerwuje się chyba tymi srebrnymi godami, na które się wybiera.- Mogę ci powiedzieć, Daniel, że zdziwiłbyś się, to była miła młoda para.Ona - panienka z dobrej dublińskiej rodziny, on przypominał trochę nie oszlifowany diament, z zachodniej Irlandii, biedny jak mysz kościelna.Słowem, normalna historia.I ona naprawdę przy nadziei, a ja znałem tę rodzinę, to znaczy jej rodzinę.Czy nie mógłbym im szybko dać ślubu?- I dałeś - podpowiedział ojciec Hayes.- Oczywiście, że dałem, co innego w tych czasach robiliśmy? Należało ukryć hańbę, zamaskować grzech, uładzić jak najprędzej całą sprawę.- I czyż to się nie udało.Wciąż są przecież razem?- Tak, wiem.Danielu, tylko że jest tam coś dziwnego.Po pierwsze nie mieli dziecka.- Co?- Potem tak, troje.Ale nie wówczas.Jakby grali rolę małżeństwa, udawali to.jakby występowali w jakiejś sztuce.Dobrze, Desmond będzie grać męża, a Deirdre będzie grać żonę.- Przypuszczam, że wielu ludzi tak robi.- Przypuszczam, że tak, ale i my pod pewnymi względami gramy rolę księży.Wiesz, o co mi chodzi? Jakby cała ta rzecz nie była prawdziwa.Deirdre przysłała mi zdjęcie ich wszystkich na pikniku albo gdzie indziej, mrużących oczy w świetle, jakby musiała to ludziom udowodnić.- Co udowodnić?- Panie Boże, nie wiem.Że są normalną rodziną czy coś w tym sensie.- Mogą być po prostu bardzo nieszczęśliwi - powiedział Daniel Hayes.- Wiele ludzi jest nieszczęśliwych, naprawdę.Wstępują w związki małżeńskie z takimi śmiesznymi oczekiwaniami.Nigdy mi się nie wydawało, żeby ten cały celibat był zbyt wielkim wyrzeczeniem.- Mnie też nie - zgodził się z nim ksiądz Hurley.Twarz miał smutną.- Oczywiście, jeśli małżeństwo się uda, musi to być najwspanialsza rzecz na świecie, taka rzeczywista i prawdziwa przyjaźń i można zawierzyć komuś drugiemu swoje życie.My nigdy tego nie mieliśmy, James.- Doprawdy, nie.- Ksiądz Hurley wciąż wyglądał na przygnębionego.- Lecz twoja siostra tak, czyż nie? Pamiętam, jak mi mówiłeś, że twoim zdaniem łączą ją idealne stosunki z mężem.Każde z nich wie, co za chwilę powie drugie, i uśmiechają się, gdy to mówią.- Prawda, ale ich życie nie było łatwe.Ojciec Hayes mu przerwał.- Oczywiście, że nie, ale mówimy tylko o tego rodzaju stosunku.Podtrzymuje ich na duchu, gdy nastają smutki.Niczego takiego nic zobaczysz na tych srebrnych godach, na które jedziesz do Pinner.- Udało mu się odwrócić uwagę księdza Hurley a od smutnych myśli.- Będzie tam mnóstwo pustych słów, tak jak przed ćwierć wiekiem.- Ach, po to tu jesteśmy, James - zaśmiał się przyjaciel.- Jeśli księża nie potrafią napełnić przekonaniem pustych słów pocieszenia.to ja cię pytam.kto to potrafi?Ludzie z firmy zajmującej się urządzaniem przyjęć zjawili się o trzeciej.Wszystko zostało ustalone wiele tygodni wcześniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •