[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jakiś czarny charakter?— Nie, szanowany obywatel.Ale prowadził szemrane interesy sięgające Delhi i kopalń południowoamerykańskich.Miał też nielegalną szlifiernię drogich kamieni, której losów już nie da się dziś wyśledzić.— A pański pradziadek?— Przez jego sklep, tak sądzę, przechodziły wszystkie trefne transakcje.Stary Burrows uwielbiał pieniądze.Lokował je w papierach, które po pierwszej wojnie światowej straciły na wartości.Poza akcjami w kopalni w Capetown.Te akcje postawiły na nogi mojego dziadka i ojca.W pamiętniku, który zostawił po sobie, stary zbereźnik opisał dokładnie transakcję sprzedaży Malach Ha-Mavet dorobkiewiczowi z Nowego Jorku.— Dziadkowi Samanthy.— Właśnie.Ale on się utopił razem z „Titanikiem”.Tylko.że wpierw został uduszony.Sara York, choć chora na umyśle, nie zgłupiała doszczętnie.Opowiadała głośno, sama sobie, że widziała kościotrupa w kapturze, ściskającego gardło męża tuż przed przełamaniem się statku.Jej syn, gdy dorósł, nagrał to na taśmę.Samantha do dziś przechowuje to nagranie w bankowym sejfie.— Dlaczego w sejfie?— Bo nie wie, czy istnieje inny ślad dokumentujący prawa rodziny do kamienia, gdyby kiedyś wypłynął na rynku.— Nie wie o pamiętniku Burrowsa?— Teraz już tak.Wszyscy już wszystko wiedzą.Agata oddychała pełną piersią.Chętnie by tu spędziła urlop.Miejscowość przepięknie położona, tylko że nie na jej kieszeń.— Poza jednym — mruknęła.— Co się później stało z „Pawim okiem”.Burrows wyjął z kieszeni metalową „piersiówkę”.Potrząsnął nią, sprawdzając, czy jest coś jeszcze w środku.— Nie częstuję, bo to prawie trucizna.— I tak pan pije mniej od Toma Collinsa.Złote oprawki błysnęły w słońcu.Michael pochylił głowę jak ptak spoglądający z gałęzi.— Biedny Tom.Jest alkoholikiem.I jednym z najmądrzejszych ludzi w British Library.Jest chodzącą encyklopedią.Ale cóż to za zawód dla mężczyzny!Agata zapięła kurtkę na zamek błyskawiczny.Pomimo słońca od lodowych szczytów ciągnęło chłodem.— Wróćmy do kamienia.Czuję, że pan wie coś więcej.— Co z nim było dalej? Tak.istnieją pewne hipotezy.— Jakie?— Powtarzam: hipotezy.Faktów brak.Wie pani, co to jest „Noc jubilerów”?Potrząsnęła przecząco głową.— Nie.Mówiłam już.Nigdy nie miałam żadnej biżuterii poza obrączką.A i tę zdjęłam.Dawno.— Ale zna pani Paryż?Skinęła głową.— Tak.I co z tego?— Na placu Vendôme, w sercu światowego luksusu, odbywa się raz w roku „Noc jubilerów”.Wielcy właściciele firm, jak Boucheronowie, zapraszają bogaczy na pokaz kolekcji.Ta rodzina zajmuje się biżuterią od czterech pokoleń i stu trzydziestu lat.Na liście klientów mieli i mają zamożną burżuazję, nowobogackich królów Coca-coli, europejskich i arabskich playboyów, a także królową hiszpańską, wielką księżnę Marię Aleksandrowną, słynną aktorkę Sarah Bernhardt, później rodzinę Rotschildów.— Burrows, do rzeczy!Bursztynowe oczy za silnymi szkłami błyszczały niczym owe klejnoty z gablot wyłożonych aksamitem.— Dobrze.Dochodzimy zatem do roku tysiąc dziewięćset trzydziestego pierwszego.Wystawa kolonialna popularyzuje motywy afrykańskie.Boucheron otrzymuje za to prestiżową Grand Prix.— I wśród tego jest nasz diament?Michael podniósł się z ławki.Jego chude ciało pomimo wielbłądziej pikowanki najwyraźniej marzło.Agata chuchała w dłonie.— Zejdźmy ku dolinom.Czas na lunch.Nie, Agatho Christie.tak panią nazwał Cornelius, nie było diamentu.Tylko.jego cień.— Co takiego?— Właśnie.Otóż zgodnie z duchem modnego Art Déco, formy stały się bardziej, jakby to rzec, zgeometryzowane.Ściany salonu przy placu Vendôme pokryte były rysunkami.Jeden z nich, błękitny cień, był prawie dokładną kopią „Pawiego oka”.— Stąd podejrzenie, że Boucheron widział diament?— Lub że go miał, ale z jakichś względów nikomu nie pokazywał.Nie oszlifował go także na brylant.Agata potknęła się, zachwiała i oparła o drzewo.— Muszę patrzeć pod nogi! A może.bał się złej sławy kamienia?Michael sadził susami w dół.— Niewykluczone.Ale jest pewna wersja mówiąca o kimś nieznanym, kimś incognito, kto zamówił dziwaczną oprawę do kamienia.— Dziwaczną?— Tak.Nikt nie wie, co to znaczy.Jedyny ślad prowadzi do Berlina.Jest już rok trzydziesty trzeci i Adolf Hitler dochodzi do władzy.Właścicielem kamienia w dziwnej oprawie jest ktoś, kto musi się ukrywać.— Jacyś Żydzi? Pobożny odpowiednik Thomasa Yorka, który z religijnych przyczyn marzy o kamieniu samego króla Salomona?Byli już na rogu ulicy prowadzącej do hotelu.Michael szedł tak szybko, że zmęczona Agata nie miała żadnych szans.Nie odpowiedział na zadane pytanie.— Zamykając naszą tygodniową sesję, chcę podziękować wszystkim państwu za wkład włożony w naukę, która jak żadna inna przeżywa swój renesans.Zwoje papirusów znad Morza Martwego podważyły, co prawda, doktrynę chrześcijańską, ale też przyczyniły się.Cornelius Tschudi w nienagannym, ciemnym garniturze, ze złotą szpilką w perłowym krawacie, rozdawał uśmiechy na prawo i lewo.Naukowcy odprężeni, rozluźnieni obstąpili go, pytając o możliwości uczestniczenia w dalszych pracach wykopaliskowych na Półwyspie Arabskim.— Cóż — Aurelia Levy potrząsnęła swą błękitnawą siwizną — zawsze jest taka możliwość.Choć, nie ukrywam, bardzo nam przeszkadzają amerykańskie bazy i wojska.Jednakże wszystko zależy od wkładu finansowego.Sami państwo wiecie, ile kosztuje sezon na pustyni.— No, tak! — potwierdził Jeremy Tavernier, zamykając elegancką aktówkę.— Co najmniej trzystu Arabów do kopania, wynoszenia piasku w koszach, zorganizowanie kuchni, a przede wszystkim dowóz wody.Nikt nie miał wątpliwości, że w piaskach Ar-Rab al-Chali należy utopić następne miliony dolarów.Tylko że byli tacy, którzy anonimowo lub oficjalnie mogli wyasygnować potrzebne kwoty bez uszczerbku dla własnego majątku.Banki i amerykańskie uniwersytety, nafciarze od Teksasu po rodzinę Saudów, władców Kataru czy Kuwejtu.Piaski Arabii Szczęśliwej kryły niezmierzone bogactwa naturalne.Ze złożami ropy na czele.Przy okazji badań archeologicznych można się było spodziewać i odkryć całkiem innej natury.I dlatego Szwajcarskie Konsorcjum Finansowe, zasilane dolarami, markami i jenami, opracowało już sposób przelewu funduszy dla Corneliusa Tschudiego.— To jest właśnie owa niespodzianka, o której chciałem państwa poinformować — słał uśmiechy zza nieskazitelnych zębów z akrylu — wystosowałem do kilkunastu osób imienne zaproszenia na jesienny sezon wykopaliskowy.Proszę wybaczyć, że nie do wszystkich, ale.sami państwo rozumieją.szukamy grobu sabejskiej królowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •