[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wiêc mówi pani, ¿e to w³aœnie.– nie koñczy i zamyœla siê.– Widzia³emwyraŸnieprzera¿aj¹ce czarne muchy.Wiêksze od go³êbi.To rzeczywiœcie musia³a byæhalucynacja.– Czy jest pan w stanie prowadziæ wóz? – pyta Tom.– Spróbujê.Czy te zwidy mog¹ znów wyst¹piæ?– Mog¹.I obawiam siê, ¿e nawet w znacznie spotêgowanej formie.Czy potrafi siêpan natyle opanowaæ, aby nie rozbiæ samochodu lub nie uciec z wozu?– Nie wiem.Chyba nie – senator jest szczerze zmartwiony.– Czy w tej sytuacjinie lepiejby³oby wezwaæ pomoc?– Sk¹d? W Zimbe maj¹ z pewnoœci¹ te same k³opoty co i my, a lot helikopterem wtychwarunkach to pewna œmieræ.My zreszt¹ nie mamy zamiaru wracaæ – stwierdza Tomrzeczowym tonem.Senator ma minê zbitego psa.– To znaczy? – pyta z lêkiem.– Jedziemy na pó³noc.– Do Cameo? – senator patrzy na Toma z przera¿eniem.– Pan mi nie ufa.A janaprawdêchcê wam pomóc.To jest jedyne realne wyjœcie.– Wysiada pan, czy jedzie z nami? – Tom bawi siê z nim jak kot z myszk¹.– Jazda do Cameo to szaleñstwo! Nawet jeœli przedostaniemy siê przezposterunki, toprzecie¿ tamtêdy nikt nie przejedzie! I po co?– Myœlê, ¿e to jedyna droga do wyjaœnienia zagadki VP – odpowiada Tom i jestempewna,¿e w tej chwili mówi prawdê.42CZÊŒÆ VZA BARIER¥ STRACHU43l.Droga z rezerwatu do Delft wiedzie poprzez sawannê o gêstych trawiastychzaroœlach irzadko rozrzuconych drzewach, najczêœciej olejowcach i baobabach.Dobrzeutrzymana,czysta nawierzchnia, a przede wszystkim ustawione co parê kilometrów wie¿yczkizautomatyzowanej kontroli ruchu zdaj¹ siê œwiadczyæ, i¿ szlak ten jeszczeniedawno musia³odgrywaæ wa¿n¹ rolê, chyba nie tylko z uwagi na walory turystyczne tychterenów.Terazdroga jest pusta; jak okiem siêgn¹æ równie¿ sawanna wydaje siê opuszczona przezludzi izwierzêta.Oczywiœcie, jest wielce prawdopodobne, ¿e ruch naszego ³azikaobserwuj¹elektroniczne oczy kamer, niemniej nikt nie próbuje nam przeszkodziæ w jeŸdzie,jeœli nieliczyæ raz po raz odzywaj¹cego siê radiotelefonu, którego sygna³ ignorowanyprzez nas,œwiadczy, ¿e ktoœ interesuje siê losem senatora Benedicta i doktora Quinty.Wóz prowadzê ja.Chocia¿ senator przesta³ protestowaæ przeciw „szalonemupomys³owi”Toma i zaniecha³ ju¿ przekonywania nas, ¿e powinniœmy odebraæ telefon i wezwaæhelikopter, nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e w przypadku ponownego zamanifestowaniasiê anomaliimog¹ byæ z nim k³opoty.Co prawda.Tom twierdzi, ¿e w ci¹gu kilkunastu godzin,a conajmniej a¿ do zmroku nie nale¿y spodziewaæ siê powa¿niejszych zaburzeñ w tymrejonie, aleryzykowaæ nie wolno, gdy¿ parametry podane przez Martina mog³y ulec zmianie porozroœniêciu siê vortexu.W miarê zreszt¹ zbli¿ania siê do Cameo natê¿enie polawzrasta (jaktwierdzi³ Martin – odwrotnie proporcjonalnie do kwadratu odleg³oœci od „okacyklonu”) imo¿e nawet, w okresie minimum powodowaæ zaburzenia œwiadomoœci.Na razie, a¿ do Delft podró¿ odbywa siê bez przeszkód.Samo miasteczko, aw³aœciwieosada przemys³owo-rolnicza po³o¿ona nad brzegiem Mkavo – rzeki, o ile dobrzepamiêtam,wpadaj¹cej do jeziora Pattona – stwarza wra¿enie ca³kowicie wymar³ego lubopuszczonego wpanice.Ani œladu ludnoœci czy choæby zmotoryzowanych patroli, którymi straszy³nasBenedict.Przez ca³¹ drogê nie widzia³am zreszt¹ równie¿ ¿adnego helikoptera,co zdaje siêpotwierdzaæ przewidywania Toma, a jeszcze wczeœniej Gordona, ¿e nikt w obszarzeanomaliinie odwa¿a siê lataæ.Na polecenie Toma zatrzymujê ³azik przy pierwszej napotkanej stacji benzynowej.Oczywiœcie i tu nie ma nikogo, ale dam sobie sama radê.Muszê uzupe³niæ zapaspaliwa, gdy¿trzeba siê liczyæ z tym, i¿ bêdziemy jechaæ bezdro¿ami przez wiele godzin i byæmo¿e jest toostatnia stacja na trasie.W czasie gdy tankujê paliwo, Tom wysy³a senatora dopobliskiegobaru, aby przyniós³ coœ do picia i jedzenia, bo zaczyna nam ju¿ dokuczaæpragnienie, a niewiadomo czy dalej uda siê gdzieœ zdobyæ ¿ywnoœæ.Bojê siê trochê, czy niebêdzie próbowa³uciec, zw³aszcza gdyby znalaz³ samochód, ale Tom mówi, ¿e to nie ma znaczenia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •