[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie rób tego.– Spłoszony chłopak ukrył twarz w dłoniach.– Możesz mi powiedzieć – naciskał stary człowiek.– Rozumiem.Jesteś Marsjaninem, prawda? Słyszałem historie o Marsjanach.Nic pewnego, jedynie opowieści o tym, jak rzadcy się stali, i że kiedy pojawiają się wśród nas, przybywają pod postacią Ziemian.Jest w tobie coś dziwnego, jakbyś był Tomem, a jednocześnie nim nie był.– Czemu nie możesz po prostu mnie przyjąć i przestać tyle gadać? – wykrzyknął chłopiec.Jego dłonie całkowicie skrywały twarz.– Nie wątp, błagam, nie wątp we mnie.– Odwrócił się i uciekł od stołu.– Tom, wracaj!Jednakże chłopak odbiegł wzdłuż kanału w stronę odległego miasta.– Dokąd poszedł Tom? – spytała Anna, wracając po kolejne naczynia.Spojrzała prosto w oczy mężowi.– Czy powiedziałeś coś, co go zdenerwowało?– Anno – odparł, ujmując jej dłoń.– Anno, pamiętasz cokolwiek? Cmentarz Green Lawn, targowisko, zapalenie płuc Toma?– O czym ty mówisz? – Roześmiała się.– Nieważne – odparł cicho.W dali kurz, który biegnący Tom wzbił z ziemi, osiadał powoli na brzegu kanału.* * *Chłopiec wrócił o piątej po południu, wraz z zachodem słońca.Spojrzał z powątpiewaniem na ojca.– Chcesz mnie jeszcze o coś zapytać?– Żadnych więcej pytań – odparł LaFarge.Tom uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby.– Świetnie.– Gdzie byłeś?– Niedaleko miasta.O mały włos byłbym nie wrócił.Niemal.– chłopiec szukał stosownego słowa – wpadłem w pułapkę.– Co to znaczy „w pułapkę”?– Minąłem niewielki blaszany domek nad kanałem i prawie się stałem.A wówczas już nigdy nie mógłbym do was wrócić.Nie potrafię tego wyjaśnić; nie wiem jak.Sam tego nie rozumiem.To dziwne.Nie chcę już o tym rozmawiać.– Zatem zmieńmy temat.Lepiej się umyj, chłopcze.Czas na kolację.Chłopak odbiegł.Jakieś dziesięć minut później na spokojnych wodach kanału pojawiła się łódź.Siedzący w niej wysoki mężczyzna o czarnych włosach popychał ją naprzód leniwymi ruchami rąk.– Dobry wieczór, bracie LaFarge – rzucił, przerywając swą pracę.– Dobry wieczór, Saul.Przynosisz jakieś nowiny?– I to najróżniejsze.Znasz gościa nazwiskiem Nomland, który mieszka nad kanałem w blaszanym domku? LaFarge napiął się cały.– Tak?– Wiesz, co to za łajdak?– Podobno uciekł z Ziemi, ponieważ zabił człowieka.Saul oparł się na swym mokrym drągu, patrząc wprost na LaFarge’a.– A pamiętasz, jak nazywał się ten, którego zabił?– Gillings, prawda?– Zgadza się.Gillings.Jakieś dwie godziny temu pan Nomland przybiegł do miasta krzycząc, że widział Gillingsa żywego, tu, na Marsie, dziś, tego popołudnia! Próbował przekonać strażników więziennych, żeby zamknęli go bezpiecznie w celi.Nie zgodzili się, więc Nomland wrócił do domu i podobno dwadzieścia minut temu palnął sobie prosto w łeb.Właśnie stamtąd płynę.– No, no – mruknął LaFarge.– Dzieją się tu naprawdę dziwne rzeczy – mruknął Saul.– Cóż, dobranoc, LaFarge.– Dobranoc.Łódź popłynęła dalej, przecinając spokojną toń.– Kolacja na stole! – krzyknęła stara kobieta.Pan LaFarge zajął swe miejsce i z nożem w dłoni spojrzał na Toma.– Tom – spytał – co robiłeś dziś po południu?– Nic – odparł chłopiec z pełnymi ustami.– A dlaczego?– Po prostu chciałem wiedzieć.Stary człowiek okrył koszulę serwetką.* * *O siódmej wieczorem kobieta zapragnęła popłynąć do miasta.– Nie byłam tam od miesięcy.Jednakże Tom się sprzeciwił.– Boję się miasta – rzekł.– Ludzi.Nie chcę tam jechać.– Dorosły chłopak, a gada takie głupstwa – odparła Anna.– Nie zamierzam tego słuchać.Jedziesz z nami.Ja ci mówię.– Anno, jeśli chłopak nie ma ochoty.– zaczął starzec.Jednakże Anna ucięła dalszą dyskusję.Zapędziła obu do łodzi i popłynęli kanałem pod wieczornymi gwiazdami.Tom leżał na plecach z zamkniętymi oczami, trudno stwierdzić – spał czy nie.Stary człowiek nie spuszczał z niego wzroku, rozmyślając.Kto to taki, zastanawiał się, tak samo spragniony miłości jak my? Kim i czym jest, tak bardzo samotny, że przybywa do obozu wroga, przybiera twarz i głos z naszej pamięci i zostaje pośród nas, wreszcie zaakceptowany i szczęśliwy? Z jakiej przychodzi góry, z której groty? Z jakiej rasy, której niedobitki wciąż pozostają na tej planecie, po przybyciu rakiet z Ziemi? Stary człowiek potrząsnął głową.W żaden sposób nie zdoła się dowiedzieć.Po co wątpić? To jest Tom.Podniósł wzrok na rozciągające się przed nimi miasto i nie spodobał mu się ten widok.Potem jednak wrócił myślami do To – ma i Anny, mówiąc do siebie: może nie powinniśmy trzymać tu Toma, nawet na krótko.Nie wyjdzie z tego nic dobrego, tylko kłopoty i smutek.Ale jak mielibyśmy zrezygnować z tego, czego najbardziej pragniemy, nieważne, czy potrwa to tylko jeden dzień i zniknie, sprawiając, że pustka stanie się jeszcze większa, ciemne noce ciemniejsze, deszczowe bardziej mokre? Nie można go nam odebrać; równie dobrze moglibyśmy odjąć sobie od ust jedzenie.Spojrzał na chłopca, drzemiącego błogo na dnie łodzi.Nagle Tom zaczął jęczeć przez sen.– Ludzie – mamrotał.– Zmiany, ciągłe zmiany.Pułapka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •