[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To straszne! - powiedziała Ninoczka.Spojrzała na Weronikę, chcąc znaleźć w jej oczach współczucie, ale ona patrzyła w inną stronę.Ledwie słyszała spór.W jej wyobraźni królował markiz Minamoto, który biegł przez tajgę, a wraz z nim oddalały się dokumenty i testament kapitana.Nie do końca wierzyła w zapewnienia astronauty, że szpieg nigdzie nie ucieknie.- Może zrobię panu masaż? - zapytała Peggy.- Umiem robić bardzo skuteczny masaż.Wszystkim pomaga.Kapitanowi Smithowi też pomagał.- Tak, tak - rozległy się głosy.- Niech Peggy zrobi panu masaż! W jej kraju wszyscy robią masaż.- Nie sądzę, że to pomoże - powiedział Ron, ale ludzie tak bardzo nalegali i tak szczerze pragnęli jego powrotu do zdrowia, że postanowił się zgodzić.- W takim razie proszę, żeby wszyscy wyszli - powiedziała Peggy, bardzo dumna z tego, że to właśnie ją los wybrał do tak ważnego zadania.- Nie przyda się pani pomocnik? - zapytał nieco ośmielony Douglas.- Nie - ucięła Peggy, nie ukrywając już swej nienawiści do byłego narzeczonego swej pani.- Ale Andriusza niech zostanie.Trochę mi pomoże.- Proszę iść - powiedział Ron, który byłby szczęśliwy, gdyby wyszli wszyscy.Ale doszedł do wniosku, że najmądrzej będzie nie wdawać się w żadne dyskusje.Do tego miał ochotę porozmawiać z Andriusza bez świadków.Ron czuł się rozdarty.Rozumiał, że nie może zostać - zaprzepaściłoby to wszystkie nadzieje na uratowanie Ziemi.Ale jeśli nie doleci, zawiedzie nadzieje ludzkości.Kiedy goście opuszczali statek, Weronika zatrzymała się na chwilę.- Panie astronauto - powiedziała - nie przywiodła mnie tutaj, tak jak i innych, pusta ciekawość.Wie pan o tym.Ron wyciągnął rękę w stronę wiszącego na ścianie ekranu, a jego spojrzenie zdawało się unosić nad ziemią.Weronika zobaczyła markiza Minamoto siedzącego w plątaninie pni znajdujących się około stu sążni od leja, w którym spoczywał meteoryt i obserwującego go przez lornetkę.- Nie ma zamiaru odejść - powiedział Ron.- Dziękuję - powiedziała Weronika i szybko opuściła statek.- Proszę się rozebrać - powiedziała Peggy.- I proszę się nie wstydzić.- Wstydzić? - powtórzył zdziwiony przybysz.Poruszył ramionami i ubranie opadło na podłogę.- Proszę się położyć.- Jak?- Zsuniemy dwa fotele - zaproponowała Peggy.- Nie trzeba - powiedział Ron i położył się w powietrzu na wysokości piersi Peggy.- Dobrze - powiedziała, nie dziwiąc się ani trochę, bo w dzieciństwie naoglądała się różnych sztuczek, których nie szczędzili ludziom hinduscy fakirzy.- Tylko trochę niżej.Przybysz opuścił się nieco niżej.- Proszę odwrócić się na plecy - powiedziała Peggy.- Ach, jaki pan blady i chudy! Zupełnie jak mój Andriusza.Andriusza znieruchomiał.Przejęzyczenie Peggy nie było nieprzyjemne, ale zaskoczyło go.Peggy nic więcej nie powiedziała, tylko delikatnie dotknęła piersi astronauty, a po chwili jej palce powędrowały wyżej i zaczęły naciskać na ramiona.- Nie boli? - zapytała Peggy.- Nie - odpowiedział astronauta.- Proszę dalej.Nie czuł ulgi, ale masaż nie powinien też zaszkodzić.Mało prawdopodobne, aby ktokolwiek w całej Galaktyce był w stanie wygnać z ludzkiego ciała szkodliwe wirusy masując mięśnie.- Co to za duplikator, o którym mówili? - zapytał Andriusza.- Proszę spojrzeć - powiedział Ron i poruszył palcami.Ze ściany wynurzył się owalny przyrząd z szerokim pochłaniaczem i długim otworem w górnej części i podpłynął do rąk Andriuszy.Andriusza wziął go.- Teraz proszę włożyć do pochłaniacza przedmiot, który chce pan skopiować - powiedział astronauta.Andriusza pogrzebał w kieszeniach i wydłubał stamtąd monetę dziesięciokopiejkową.Posłusznie położył ją na półeczce wewnątrz pochłaniacza, natychmiast rozległ się cichy szum.W otworze pojawiła się druga, identyczna moneta.Powietrze w kabinie zadrżało i przez chwilę zrobiło się jaśniej.- Jest dokładnie taka sama?- Oczywiście - powiedział Ron.Palce Peggy poruszały się coraz szybciej i energiczniej.Całym ciałem astronauty owładnęła przyjemna słabość.- Bardzo ciekawe - powiedział Andriusza.- Gdzie go położyć?- Wystarczy puścić.Andriusza wyprostował palce, duplikator odpłynął w stronę ściany i skrył się w niej.Obie monety upadły na podłogę nie wydając przy tym żadnego dźwięku.Andriusza podniósł je.- Szkoda, że nie imperiał - zażartował.- Potrzebuje pan pieniędzy? - zapytał Ron.- Jak kiedy - uśmiechnął się Andriusza.- Czasem bywa ciężko.- Jeśli uda się panu znaleźć monetę, którą nazywa pan imperiałem, postaram się pomóc - powiedział Ron.- Proszę odwrócić się na brzuch - powiedziała Peggy Andriusza zamyślił się: kto może mieć imperiał? Może Weronika? Albo Kostia? Ale jak ich poprosić? Nie zrozumiej? albo jeszcze gorzej - pojawi się zawiść.I spotkanie z gościem z kosmosu zamieni się w zlot fałszerzy.- Ma pan częściowo rację - powiedział przybysz.- Dla ludzi we wczesnej fazie rozwoju typowe są egoistyczne odczucia.Ale nie szkodzi, wrócę i zasypiemy Ziemię imperiałami.Wtedy nie będą nikomu potrzebne.- O tym marzyli humaniści - wybrukować ulice złotem, aby uwolnić ludzi z niewoli pieniądza.- Jeśli będzie to jedyne działanie, to nie pomoże - powiedział Ron.- Co najwyżej spowoduje chaos.- Rozumiem - zgodził się Andriusza.- Lepiej się pan czuje? - zapytała Peggy.Patrzyła przy tym na Andriuszę.Nie wytrzymała: - Panu też trzeba zrobić masaż.To bardzo zdrowe.- Ale nie teraz? - zapytał Andriusza.Mimo złego samopoczucia Ron nie mógł powstrzymać się od uśmiechu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •