[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–W każdej inteligentnej rasie musi być choć kilku osobników ze zdolnościami telepatycznymi – rozmyślał.– Trzeba wysłać setki obserwatorów, nastrojonych na uchwycenie śladów pierwszej zbłąkanej myśli.Jeśli znajdziecie choć jeden reagujący umysł, na nim skoncentrujcie wszystkie swe wysiłki.Musimy przekazać tę wiadomość.–Doskonale, Jaśnie Oświecony, tak zrobimy.Przez otchłań, wskroś przestrzeń, którą światło pokonuje w ciągu pół tysiąca lat, umysły mieszkańców planety Thaar słały wici w rozpaczliwym poszukiwaniu choć jednej istoty ludzkiej zdolnej odczuć ich obecność.Szczęśliwie się złożyło, że trafiły na Billa Crossa.Przynajmniej wówczas tak uważali, lecz później nie byli tego pewni.W każdym razie nie mieli wyboru.Zbieg okoliczności, który otworzył przed nimi umysł Billa, trwał zaledwie kilka sekund i było nieprawdopodobne, aby mógł znów się powtórzyć po tej stronie wieczności.Na ten cud złożyły się trzy czynniki i trudno powiedzieć, który z nich odegrał najważniejszą rolę.Pierwszy z nich to przypadek, który zadecydował o pozycji.Butelka z wodą, kiedy pada na nią światło słońca, może stać się naturalną soczewką, skupiającą promienie na niewielkim obszarze.Na nieporównywalnie większą skalę gęste jądro Ziemi skupiło fale docierające z Thaar.Promienie wysyłane przez myśl zwykle nie ulegają wpływom materii – przechodzą przez nią z łatwością jak światło przez szkło.Lecz na każdej planecie jest raczej mnóstwo materii i Ziemia stała się gigantyczną soczewką.Tak się złożyło, że Bili znajdował się156akurat w jej ognisku, kiedy słabe impulsy myśli z Thaaru osiągnęły tysiąckrotne skupienie.Wprawdzie miliony innych ludzi przebywały w równie dogodnych miejscach, lecz nie byli oni inżynierami budującymi rakiety i przez długie lata nie zajmowali się myśleniem i marzeniami o Kosmosie, które by się stały częścią ich istnienia.Nie spili się też tak kompletnie, prawie do utraty resztek świadomości, jak Bili próbujący uciec przed rzeczywistością w świat marzeń, w którym nie było rozczarowań i niepowodzeń.Rozumiał oczywiście wojskowy punkt widzenia.–Płacimy panu, doktorze Cross – powiedział mu generał Potter z niepotrzebnym naciskiem – za projektowanie pocisków, a nie, hm, statków kosmicznych.Co pan robi w wolnym czasie, to pańska sprawa, ale muszę pana prosić, aby nie używał pan urządzeń przedsiębiorstwa dla własnego hobby.Od dziś wszystkie zlecenia dla sekcji komputerowej muszą być zatwierdzone przeze mnie.To wszystko.Oczywiście nie mogli go wylać – był im za bardzo potrzebny.Ale nie miał pewności, czy sam chce tam pozostać.Tak naprawdę nie był pewien niczego poza tym, że praca ta wywarła niepożądany wpływ na jego sprawy osobiste, bo w końcu Brenda odeszła z Johnnym Gardnerem – by zacząć od najważniejszego wydarzenia.Trochę załamany, podpierając brodę dłońmi, Bili wpatrywał się bezmyślnie w pomalowaną na biało ścianę, pod którą stał stół.Jedyną jego ozdobę stanowił kalendarz Lockheeda oraz błyszcząca pocztówka Aerojetu, przedstawiająca start L'il'Abner Mark l z dopalaczem.Bili patrzył posępnie w punkt leżący w połowie między tymi obrazkami, opróżniwszy umysł z wszelkiej myśli.Nie było już żadnych barier…W tym momencie zmasowane umysły Thaaru wydały bezgłośny okrzyk triumfu i ściana przed Billem z wolna rozpłynęła się w wirującej mgle.Zdawało mu się, że patrzy w głąb tunelu ciągnącego się w nieskończoność.I rzeczywiście tak było.Bili patrzył na to zjawisko z umiarkowanym zainteresowaniem.Miało w sobie coś nowego w porównaniu z poprzednimi halucynacjami.A kiedy w jego umyśle przemówił ten głos, pozwolił mu tam błądzić przez jakiś czas, zanim cokolwiek uczynił.Nawet kiedy był pijany, żywił staromodne uprzedzenie do rozmów z samym sobą.–Bili – zaczął ten głos – posłuchaj uważnie.Mamy ogromne trudności z kontaktowaniem się z wami, a jest to niezwykle ważne.Bili wątpił w to z zasady.Dla niego nic już nie było ważne.–Mówimy do ciebie z bardzo dalekiej planety – ciągnął dalej głos po przyjacielsku naglącym tonem.– Jesteś jedyną istotą ludzką, z którą udało nam się nawiązać kontakt, musisz więc zrozumieć, co do ciebie mówimy.157Bili zaniepokoił się nieco, choć raczej bezosobowo, gdyż trudno mu było skoncentrować się teraz na własnych sprawach.Zastanawiał się, czy stan jego jest aż tak poważny, że słyszy głosy? Cóż, najlepiej zachować spokój.Możesz ich słuchać, albo nie, doktorze Cross, pomyślał.Posłuchamy sobie, póki nie staną się nieznośne.–W porządku – odezwał się tonem znudzonej obojętności.– Mówcie dalej.Nie mam nic przeciwko temu, jeśli to będzie interesujące.Nastąpiła przerwa.Potem głos mówił dalej w sposób zdradzający pewne zaniepokojenie.–Nie bardzo rozumiemy.To, co chcemy powiedzieć, nie jest ot tak, po prostu interesujące.To sprawa najwyższej wagi dla całej waszej rasy i musisz niezwłocznie zawiadomić o tym rząd.–Służę uprzejmie – rzekł Bili.– To mnie trochę zajmie.W odległości pięciuset lat świetlnych Thaarowie spiesznie się naradzali.Coś było nie w porządku, lecz nie mogli dokładnie ustalić co.Niewątpliwie nawiązali kontakt, lecz nie oczekiwali takiej reakcji.Mogli więc tylko przystąpić do rzeczy i mieć nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.–Słuchaj, Bili – kontynuowali.– Nasi naukowcy właśnie odkryli, że wasze słońce wkrótce wybuchnie.Nastąpi to za trzy dni, a dokładnie za siedemdziesiąt cztery godziny.Nic nie może powstrzymać eksplozji.Ale nie trzeba wpadać w panikę.Możemy was uratować, jeśli zrobicie, co powiemy.–No, to jazda – rzekł Bili.Ta halucynacja była nawet zabawna.–Możemy stworzyć coś, co wy nazywacie mostem.Jest to rodzaj tunelu w przestrzeni jak ten, który teraz widzisz.Jego podstawy teoretyczne są bardzo skomplikowane i trudno je wytłumaczyć nawet waszym najlepszym matematykom.–Zaraz, zaraz! – zaprotestował Bili.– Ja sam jestem matematykiem i to cholernie dobym, nawet po trzeźwemu.Przeczytałem wszystko na ten temat w czasopismach fantastyczno-naukowych.Przypuszczam, że mówicie o czymś w rodzaju skrótu przez jakiś wyższy wymiar w przestrzeni.Stara historia, jeszcze sprzed Einsteina.Do mózgu Billa z wolna docierało wrażenie wyraźnego zaskoczenia.–Nie wiedzieliśmy, że jesteście tak zaawansowani – powiedzieli Thaarowie.– Ale nie mamy czasu na teoretyczne rozważania.Krótko mówiąc, jeśli wejdziesz w otwór, który widzisz przed sobą, natychmiast znajdziesz się na innej planecie.To jest właśnie, jak ty to określiłeś, skrót, w tym wypadku przez trzydziesty siódmy wymiar.–I prowadzi na waszą planetę?–Ależ skądże! Tutaj nie moglibyście żyć.Ale we wszechświecie jest mnóstwo planet podobnych do Ziemi i znaleźliśmy taką, która będzie158dla was odpowiednia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •