[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Świecił jasnoczerwonym światłem, a wokół niego lśniło halo.– Dysk! – zawołała Sheila.– Trzymajcie się od niego z dala!– Tak! – ryknął Harlan.– Kiedy działa, jest radioaktywny.Wysyła promieniowanie alfa.Dysk zawisł w pobliżu Jonathana, który schylił się w uniku i przyskoczył do pozostałych.Harlan przepchnął całą grupę do następnej sali laboratoryjnej.Zamknął za sobą grube na pięć centymetrów ognioodporne drzwi.– Szybko! – komenderował.Byli w pół drogi do kolejnej sali, gdy w pokoju rozległ się ten sam rozrywający hałas co wcześniej.Znowu pojawił się snop iskier.Harlan odwrócił się, aby zobaczyć, jak dysk bez żadnego wysiłku przechodzi przez kolejne drzwi.Wszyscy pobiegli przez trzecią salę do ambulatorium zamykanego podwójnymi drzwiami.Harlan zatrzymał się jeszcze, żeby mimo wszystko zamknąć kolejne ognioodporne drzwi.Pobiegł, ale za sobą słyszał już hałas.Gdy wskakiwał do szpitala, z tyłu głowy czuł iskry.Drzwi zatrzasnęły się za nim.– Dokąd? – spytała Sheila.– Do pracowni rentgenowskiej – rzucił Harlan, wskazując na drzwi fiolkami trzymanymi w dłoni.– Ta jedna ciągle jeszcze jest czynna.Jonathan pierwszy dopadł drzwi.Pchnął je, wszedł do środka i przytrzymał, ułatwiając wejście pozostałym.Wszyscy stłoczyli się w środku.– To ślepy zaułek – jęknęła Sheila.– Dlaczego pan nas tu przyprowadził?– Schowajcie się za ekran ochronny.Szybkim ruchem oddal Pittowi i Sheili fiolki z wirusem.Następnie uaktywnił urządzenie.Wycelował wprost w drzwi i sam również schował się za ochronnym ekranem.Jego palce błyskawicznie uderzały w konsolę obsługującą maszynę, gdy tylko przy drzwiach pojawiły się iskry.Ponieważ ołów dodatkowo chronił drzwi pracowni, dysk stracił kilka sekund więcej na sforsowanie przeszkody.Kiedy wpadł do pokoju, jego czerwień nieco przybladła.Harlan włączył zasilanie, aby uzyskać wiązkę promieniowania.Usłyszeli buczenie, a światła nad głowami przygasły.– To najsilniejsze promieniowanie X, jakie możemy wydobyć z tej maszyny – wyjaśnił.Bombardowany promieniowaniem dysk zmienił barwę z czerwonej na białą.Blade halo nasiliło się, rozszerzyło i błyskawicznie pochłonęło dysk.Odgłos przypominający rozpalenie potężnego paleniska został ucięty z głuchym uderzeniem.W tym samym momencie maszyna, metalowy stół, część drzwi i lżejsze wyposażenie zostały odkształcone, jakby jakaś siła starała się wessać je w miejsce, w którym znajdował się dysk.Nawet ludzie odczuli ten nagły impuls implozji, instynktownie się zaparli i każdy chwycił się tego, co miał pod ręką.W powietrzu zawisł gryzący, cierpki dym.Wszyscy zostali oślepieni.– Nic wam nie jest? – zapytał Harlan.– Zegarek mi eksplodował – powiedziała Sheila.– Podobnie jak ścienny – zauważył Harlan.Wskazał na zegar wmontowany w ścianę.Szkło rozsypało się, a wskazówki zniknęły.– Mieliśmy do czynienia z miniaturową czarną dziurą.Głośne i głuche walnięcie w laboratorium przywróciło im poczucie rzeczywistości.– Więc przedostali się przez luk powietrzny – stwierdził Harlan.– Chodźcie! – Wziął broń z ręki Jonathana, a w zamian dał mu fiolkę z wirusami.Cassy i Pitt zabrali resztę fiolek.Harlan poprowadził wszystkich zza zniszczonego ekranu ochronnego w stronę drzwi.– Niczego nie dotykajcie! Ciągle możemy mieć do czynienia z promieniowaniem – upomniał.Wszyscy trzej mężczyźni musieli jednak wspólnym wysiłkiem otworzyć powyginane drzwi.Harlan wychylił się.Spojrzał w stronę podwójnych drzwi prowadzących do laboratorium.W pierwszych dostrzegł mały, okrągły otwór.W drugim końcu korytarza było spokojnie.– Na lewo! – rozkazał.– Przed siebie do drzwi na końcu i dalej do pokoju dziennego.Jasne?Wszyscy skinęli głowami.– Jazda!Harlan, nie spuszczając wzroku z drzwi do laboratorium, przepuścił resztę towarzystwa.Już miał ruszyć za przyjaciółmi, gdy pierwsze z podwójnych drzwi otworzyły się.Harlan wystrzelił.Hałas w wąskim korytarzu był ogłuszający.Pocisk trafił w iluminator i roztrzaskał go w drobny mak.Pierwsze drzwi, przed chwilą otwarte, natychmiast się zamknęły.Harlan pobiegł korytarzem i nieoczekiwanie odkrył, że nogi ma jak z gumy.Wpadł do pokoju dziennego.– Harlan? Czy to pan strzelał? – zapytała Sheila.– Wszyscy usłyszeli strzał.Harlan potrząsnął głową.Z jego ust i oczu zaczęła się sączyć zielonkawa piana.– Zdaje się, że rhinowirus dobrał się do obcego wirusa – zdołał powiedzieć.Oparł się o ścianę.– Działa.Chociaż to chyba nie najlepsza pora.Pitt podskoczył do starego lekarza, położył jego ramię na swoich barkach, równocześnie wziął z jego dłoni broń.– Daj to! – poleciła Sheila.Pitt podał jej rewolwer.– Jak pan zamierzał stąd wyjść? – zapytała Harlana.Z laboratorium doszły ich odgłosy tłuczonego szkła.– Wykorzystamy główne wejście.Powinien tam stać mój range rover.Nie korzystałem z niego, żeby mnie nie odkryli.Teraz to i tak nie ma znaczenia.– Dobrze.Jak się tam dostaniemy?– Wyjdziemy do głównego korytarza, a następnie skręcimy w prawo.Miniemy magazyny i dojdziemy do kolejnego luku powietrznego.Dalej będzie długi korytarz z elektrycznymi wózkami.Wyjście znajduje się wewnątrz budynku, który wygląda jak farma.Sheila uchyliła drzwi i zerknęła w stronę wyjścia z laboratorium.Poczuła kulę, zanim usłyszała odgłos strzału.Pocisk przeszedł tak blisko, że poruszył jej włosami i wpadł do pokoju przez częściowo uchylone drzwi.Natychmiast cofnęła się do pokoju dziennego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •