[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanosz¹ nas na dr¹gach do tej na œrodku.Dooko³a czeka t³umniedorostków.Wszyscy stoj¹ poza jednym starym goœciem bez zêbów i z d³ug¹ siw¹brod¹, który siedzi na wysokim krzese³ku jak dla niemowlaków.Od razu siêkap³em, ¿e to ich król.Ciœli nas na ziemiê a¿ mi wszystko jêk³o, a potem roz­wi¹zali.Wstaliœmy wiêc,otrzepali siê z kurzu i nagle jak ten ich król nie zacznie jazgotaæ poichniemu! Po chwili z³azi z krzese³ka, podchodzi do Zuzi i kopie go w jaja.— Dlaczego to zrobi³? — pytam siê Grurka, którego major Fritch nauczy³a trochêmówiæ po naszemu.— ¯eby siê przekonaæ, czy ma³pa to ch³opczyk, czy dziew­czynka — odpowiadaGrurk.Myœlê sobie: móg³ siê przekonaæ w przyjaŸniejszy sposób, ale trzymam jêzyk nak³Ã³dkê.Potem król podchodzi do mnie i znów coœ szwargota po pigmalioñsku czy jak siêtam siê u nich gada, wiêc myœlê sobie: pewno mnie te¿ zaraz kopnie w jaja.Alenie.— Pyta siê, dlaczego mieszkaliœcie u tych obrzydliwych ludo¿erców — t³umaczyGrurk.— Powiedz mu, ¿e to nie by³ nasz pomys³ — mówi szybko major Fritch.— I ¿e jesteœmy amerykañskimi muzykami — dodajê.Grurk t³umaczy wszystkokrólowi.Ten przygl¹da siê uwa¿nie, po czym znów coœ jazgocze do Grurka.— Co powiedzia³? — pyta siê go major Fritch.— Chce wiedzieæ, na czym gra ma³pa — t³umaczy Grurk.— Powiedz, ¿e na dzidach — mówiê.Grurk powtarza moje s³owa pigmejowemu królowi, a on na to ¿e chce us³yszeæ jakgramy.Wiêc wyci¹gam harmonij­kê i gram „Camptown Races".Król s³ucha, s³ucha,a potem zaczyna klaskaæ i hopsasaæ wko³o.Kiedy skoñczy³em pyta siê na czym gra major Fritch i Grurk, wiêc mówiê Grurkowiby powiedzia³, ¿e major Fritch na no¿ach, a on sam na niczym bo jest naszymempresariem.Król Pigmejów robi g³upi¹ minê i mówi, ¿e jeszcze nie s³ysza³, ¿eby ktoœ gra³na no¿ach albo dzidach.Ale ka¿e tym swoim przykurczom daæ Zuzi kilka dzid amajor Fritch kilka no¿y, bo go ciekawoœæ z¿era.Jak tylko przynieœli nam dzidy i no¿e wrzas³em: „Teraz!" Zuzia waln¹³pigmejowego króla dzid¹ w ³eb, major Fritch pogrozi³a no¿ami kilku jegoskubañcom i daliœmy dyla do d¿ungli.Pigmeje rzuci³y siê w poœcig.Ciskaj¹ w nas kamienie i inne takie, strzelaj¹ z ³uków i dmuchawek.Nagled¿ungla siê koñczy i nie mamy gdzie uciekaæ, bo przed nami rzeka.A Pigmejedepcz¹ nam po piêtach.Ju¿ chcemy skakaæ do wody kiedy z drugiego brzegurozlega siê strza³.Pigmeje rzucaj¹ siê na nas, a wtedy rozlega siê drugi strza³.Kurduple w tepêdy zawracaj¹ i chodu do d¿ungli.Wytê¿amy ga³y, ¿eby dopatrzyæ siê ktostrzela³ i nagle widzimy dwóch facetów w zielonych koszulach i he³machtropikalnych, takich jak na filmie Cz³owiek ma³pa.Wsiadaj¹ do ³odzi i wios³uj¹w nasz¹ stronê.Jak podp³ywaj¹ bli¿ej widzê, ¿e jeden ma na he³mie napis NASA.No wreszcie, myœlê sobie.Kiedy ³Ã³dŸ dobi³a facet z NASA na hermie wyskoczy³ na brzeg, podszed³ do nas,stan¹³ dok³adnie na wprost Zuzi i wyci¹gn¹³ na powitanie grabê.— Pan Gump, jeœli siê nie mylê? — mówi.A wtedy jak major Fritch nie ryknie:— Gdzieœcie siê podziewali, do kurwy nêdzy?! Siedzimy w tej pierdolonej d¿ungliprawie cztery pierdolone lata!— Przykro mi, proszê pani, ale mieliœmy na g³owie pil­niejsze sprawy — wyjaœniafacet.Niech mu bêdzie.Przynajmniej on i jego kumpel wyra­towali nas od czegoœ copewno by³o gorsze od œmierci.Dobra, pomagaj¹ nam wsi¹œæ do ³odzi i po chwili wios­³ujemy w dó³ rzeki.— Cywilizacja czeka tu¿ za rogiem — mówi jeden z nich.— Sprzedacie swoj¹opowieœæ brukowcom i zarobi­cie kupê szmalu.— Zatrzymaæ ³Ã³dŸ! — wrzeszczy nagle major Fritch.Faceci patrz¹ zdziwieni posobie, ale pos³usznie pod­p³ywaj¹ do brzegu.— Podjê³am decyzjê — oznajmia major.— Po raz pier­wszy w ¿yciu trafi³am nafaceta, który mnie naprawdê rozumie.Blisko cztery lata ¿y³am z Grurkiem wd¿ungli i by³o nam ze sob¹ dobrze.Wiêc dlaczego mam wyje¿d¿aæ? Zostanê tu znim, zbudujemy sobie now¹ cha³upê, za³o¿ymy rodzinê i bêdziemy ¿yli d³ugo iszczêœliwie.— Przecie¿ to ludo¿erca! — wo³a facet z NASA.A major Fritch na to:— Wypchaj siê, gnojku.Wiêc wysiedli z ³odzi, major i Grurk, i odeszli trzymaj¹c siê za rêce.Zanimznikli w d¿ungli major Fritch odwróci³a siê i pomacha³a do mnie i Zuzi.Patrzê na Zuziê i widzê, ¿e biedaczysko wy³amuje sobie palce.— Poczekajcie — mówiê do facetów.Idê na koniec ³odzi, siadam ko³o ma³py ipytam siê: — Co ci?Zuzia nic nie mówi, ale widzê ¿e ³ezki krêc¹ mu siê w oku.Domyœlam siê cozaraz zrobi.I rzeczywiœcie: chwyci³ mnie ma³piszon za szyjê, uœcisn¹³, po czymwyskoczy³ na brzeg i wdrapa³ siê na drzewo.Z³apa³ siê liany i tyleœmy gowidzieli.Facet z NASA potrz¹sn¹³ tylko g³ow¹.— No a ty co, m¹dralo? — pyta siê mnie.— Zostajesz z kumplami w tym ma³pimgaju czy wracasz? Chwilê patrzy³em œladem major i Zuzi.— Wracam — mrukiem i usiad³em w ³Ã³dce.Faceci znów zaczêli wios³owaæ.Nie myœlcie, ¿e mnie nie kusi³o zostanie.Alenie mog³em.Mia³em do upieczenia w³asn¹ pieczeñ.Wsiedliœmy w samolot do Ameryki; po drodze ci dwaj mówili mi jakie to mnieczeka w kraju wspania³e powitanie, ale ja ju¿ s³ysza³em tak¹ gadkê, wiêc myœlêsobie: tere-fere!Ale nie.Kiedyœmy wyl¹dowali w Waszyngtonie, na lot­nisku by³o chyba z milionluda i wszyscy wrzeszczeli i klas­kali jakby naprawdê siê cieszyli na mójwidok.Dobra.Faceci z NASA wsadzaj¹ mnie do wielkiej czarnej limuzyny i mówi¹,¿e jedziemy do Bia³ego Domu na spotkanie z pre­zydentem.Te¿ mi coœ! Ju¿ tamraz by³em [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •