[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam.- Nie martw się Fawkesem.MoŜemy mu juŜ tylko zazdrościć.- Nie chodzi wyłącznie o to.Rzecz dotyczy.wojska.- CzyŜby wojsko ci podpadło?- Mam go juŜ dość.Nie wierzę juŜ w tę instytucję.- O rany - powiedział Hunter - a przedtem wierzyłeś?- Tak.Wierzyłem, Ŝe jest to instytucja dobra i potrzebna.Dlatego się zaciągnąłem.- Mój drogi, wciąŜ mnie zadziwiasz.- A ty, dlaczego się zaciągnąłeś?- Wyłącznie ze względu na stroje.Moi ulubieni chłopcy najlepiej wyglądają wmundurach.Podobno w marynarce jest więcej okazji, ale marynarze noszą takie paskudnespodnie.Natomiast khaki.Pamiętam dokładnie dzień, w którym postanowiłem zostaćŜołnierzem.Rodzice zaciągnęli mnie do nowej szkoły na oględziny, co niestety, nie zdarzyłoim się po raz pierwszy.Szliśmy za dyrektorem, mijając jakiś cholerny ponury monaster.Nagle,jak spod ziemi, pojawił się przed nami zachwycający, cudowny chłopiec w mundurkuprzysposobienia wojskowego.Muszę go zdobyć, powiedziałem sobie.Oczywiście w duchu.- I zdobyłeś go?- Och, tak, wiele razy, bez najmniejszych kłopotów.Jednocześnie zdobywało go chybaze czterdzieści innych osób.A szkoda.- Ale przecieŜ sam mówiłeś, Ŝe tak powinno być.W ten sposób unika sięemocjonalnego zaangaŜowania.- Tak, ale w tym przypadku było inaczej.Poruszałem się jeszcze po omacku.Teraz juŜmi to nie grozi.Hunter wstał i powoli zdjął kurtkę munduru.- Co to ma być? - spytał Churchill.- Mały pokaz?- Do tego potrzeba co najmniej dwóch osób, a poza mną znajdujesz się tu tylko ty.Niestety, nie jesteś w moim typie.Jesteś zbyt dojrzały.Mówię o wyglądzie.Nie, po prostu idęjuŜ spać.I nie mów, Ŝe dobrze zrobię, bo opróŜnię do końca tę butelkę, Ŝeby ci utrzeć nosa.- No, to ja juŜ pójdę.Zobaczymy się rano.- Niewątpliwie.Dobranoc, James.Dziękuję ci, Ŝe mnie wysłuchałeś.Kiedy Churchill wyszedł, Hunter usiadł na łóŜku i gwałtownie rozejrzał się po pokoju,jakby szukał czegoś, czym mógłby cisnąć w ścianę.*- Czy Evans na pewno rozpozna ten klucz? - zapytał Leonard.Deering mlasnął językiem i westchnął.- Mówiłem juŜ panu - powiedział.- Na kółku są tylko cztery klucze.Jeden jest odpokoju.Evans wie, który, bo Ayscue dawał mu go dziesiątki razy, kiedy trzeba było zabraćrzeczy do prania i tak dalej.Drugi klucz musi być od sejfu, bo jest za mały, Ŝeby pasował dojakiegokolwiek innego zamka.Jest teŜ klucz yale, o którym nic nie wiemy, ale to na pewno nieten, bo szafa nie ma takiego zamka.A więc to musi być ten czwarty klucz.Mam rację?- Czy Evans moŜe wynieść go z pokoju, dać tobie i podrzucić z powrotem zupełnieniepostrzeŜenie?- Niech pan posłucha - rzekł Deering, przymykając na chwilę oczy.- Przede wszystkim,nie musi go szukać, bo Ayscue zawsze kładzie klucze razem z drobnymi pieniędzmi i pozostałązawartością kieszeni na toaletce, kiedy się rozbiera na noc.A więc jutro rano Evans wchodzi zherbatą, stawia ją koło łóŜka, bierze buty Ayscue’a i wymyka się, ściągając po drodze klucze.Ja czekam z woskiem, w dziesięć sekund robię swoje i znikam.Evans wraca z butami ipodrzuca klucze, zanim jeszcze Ayscue się zbudzi.W porządku? Jeśli nie wierzy pan, Ŝepotrafię zdjąć dobry odcisk, to moŜe pan czekać przed domkiem i sam się do tego zabrać.- Ktoś mógłby mnie zauwaŜyć.A ordynansi wszędzie się kręcą i nikt nie zwraca na nichuwagi.- Och, wielkie dzięki.Czy to juŜ wszystko?- Tak, Deering, dziękuję.Ordynans spróbował stanąć na baczność.- Dziękuję, sir.Dobranoc.Po jego wyjściu Leonard zaczął przemierzać nierówną podłogę swego pokoju.Czułlekki niepokój, napięcie i brak pewności siebie.Ostatnio coraz częściej znajdował się w takimnastroju.Stanął przed obrazem uwieczniającym postać jakiegoś majora.Jego pewność siebiezmalała jeszcze bardziej i odwrócił wzrok od błękitnych oczu oficera.Wydawało mu się, Ŝespoglądają one na niego z rozczarowaniem, moŜe nawet z wyrzutem.Nie uczynił Ŝadnych postępów w pracy nad zdemaskowaniem szpiega.Właściwie byłteraz jeszcze dalej od celu.Dokonywał tak regularnych, jak i dorywczych przesłuchańczłonków grupy B1, ale dowiedział się tylko tyle, Ŝe ani jeden z podejrzanych oficerów niezadawał im Ŝadnych pytań związanych z operacją „Apollo”.Zresztą w ogóle nikt ich o to niepytał.Nikt w obozie nie interesował się tą sprawą.Zaś Leonard czuł, Ŝe ta historia z Ayscue’emstanowi fałszywy trop, coś, co musi on jedynie oficjalnie lecz dokładnie sprawdzić.Na razie niemiał teŜ Ŝadnych wiadomości z Londynu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]