[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Długo mnie osłuchiwał, prześwietlał, wreszcie przekazał wyniki mózgowi elektronowemu.Maszyna wyskrzeczała swoim wstrętnym głosem: „Nerwowe wyczerpanie.Konieczny długotrwały wypoczynek.Zmiana warunków”.Przeklęty mózg znęcał się nade mną: „Zmiana warunków”.Lot trwał.„Szperacz” mknął przez czarny pył.Radiolokatory oczyszczały drogę.Bez przerwy pracowała automatyczna aparatura, badająca skład i gęstość pyłu.Przygotowywałem się do hamowania.Należało stopniowo zmniejszać pęd „Szperacza”, zawrócić i nabierając szybkości, ruszyć ku Ziemi.Lecz stało się inaczej.Pewnego razu zadzwoniła radiostacja.Wszedłem do kabiny nawigacyjnej, włączyłem magnetofon i usłyszałem sygnały SOS.Trzy kropki, trzy kreski, trzy kropki.Potem współrzędną statku i liczbę, umownie oznaczającą, że na statku nastąpił wybuch akceleratora jonowego.Nieznany statek leciał w kierunku Syriusza.Wydawało się to nieprawdopodobne.Czarny pył zagradzał drogę statkom lecącym z Ziemi ku Syriuszowi.„Szperacz” pierwszy przerwał zasłonę czarnego pyłu.Nie istniał, nie mógł istnieć statek w tym rejonie wszechświata przed„Szperaczem”.Spodziewałem się, że stacja radiowa wyłapie jakieś inne sygnały.Przynajmniej nazwę statku.To od razu wyjaśniłoby wszystko.Jednakże samozapisujący aparat stacji radiowej wciąż nadawał tylko sygnały SOS.Tak minęło kilka godzin.Przemyślałem dziesiątki wariantów – żaden z nich nie dawał zadowalającej odpowiedzi.W końcu, kiedy straciłem nadzieję, że cokolwiek się dowiem, znalazłem rozwiązanie.Przyszło ono, gdy przeglądałem rejestry starych statków.Wśród statków, które kiedyś wyleciały z Ziemi, był jeden, zaginiony bez wieści – nazywał się „Argonauta”.Statek ten opuścił Ziemię przed sześćdziesięcioma czterema laty.Po kilku latach nastąpiła katastrofa: jak przypuszczano, eksplodował akcelerator.W ciągu sześćdziesięciu lat statek (lub to, co z niego po wybuchu zostało) opisując olbrzymi łuk mógł obejść bokiem czarny pył, wyjść ku Syriuszowi i teraz – kontynuując krążenie – lecieć w kierunku Ziemi.A więc na spotkanie „Szperacza” przypuszczalnie leciał zaginiony statek.Jego automat awaryjny wysyłał w Kosmos sygnały SOS.Automat taki może funkcjonować nawet sto lat.Przy tym sam określa współrzędne…Zapewne powiecie, że należałoby wykorzystać radiolokatory, łączność radiową.Czy nie tak? Kiedyś nawet czytałem o spotkaniu dwóch statków, które porozumiewały się przy pomocy radiolokatorów.Bzdura! „Szperacz” leciał z szybkością podświetlną, co znaczy, że prawie nie pozostawał w tyle za wysłanymi promieniami stacji radiowej.Aby schwytać więc odpowiedź – gdyby mi odpowiedziano – po prostu nie zdążyłbym zahamować.Tu działa prosty, lecz nieubłagany rachunek.Szybkość „Szperacza” zbliżała się do szybkości świetlnej.Dla uproszczenia przyjmijmy, że równa się ona trzystu tysiącom kilometrów na sekundę.W wypadku niebezpieczeństwa – przy dziesięciokrotnym przeciążeniu – mógłbym zmniejszyć tę szybkość o sto metrów na każdą sekundę.Znaczy to, że aby się zatrzymać, „Szperacz” zużyłby trzy miliony sekund, czyli około trzydziestu pięciu dni.Powie pan – trzydzieści pięć dni, to znów nie tak wiele.Właściwie to nie trzydzieści pięć, a więcej.Trzeba zahamować, potem zawrócić statek w przeciwnym kierunku i dogonić „Argonautę”.Poza tym dziesięciokrotne przeciążenie można wytrzymać pod warunkiem stosowania aparatów elektrosnu i sztucznego oddychania.Gdyby w tym czasie nastąpiła nawet zupełnie błaha awaria, jej następstwa mogłyby się okazać katastrofalne.I wszystko po to, by zobaczyć stary, pogruchotany przez wybuch statek.Statek-wrak.Wrak, choć cudem ocalały automat wciąż nadawał sygnały SOS.Nie, o ucieczce nawet nie pomyślałem.Wiedziałem: trzeba hamować.Sygnały SOS – okoliczność, przed którą ustępuje nawet zdrowy rozsądek.Na darmo, po trzykroć na darmo, z całą pewnością – lecz astronauta zawsze pośpieszy na wezwanie SOS.Dwie godziny przesiedziałem w maszynowni.Potem wszedłem na górę i wiecie, dziwna rzecz: sprzykrzyło mi się wszystko, wszystko na tym statku obrzydło, tysiące, miliony razy widziałem jedno i to samo – i oto teraz żal mi było z tym się rozstawać… Praca, książki, muzyka, rozmyślania – wszystko to miał wykreślić wielotygodniowy sen.Długo chodziłem po sali ogólnej.Patrzyłem na portret [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •