[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cofnęła się na jedną z dalszych ławek.Czy teraz to wszystko się skończy? – zapytała się w myślach.Wracały też do niej słowa profesora.Jej podświadomość gorączkowo pracowała nad rozwiązaniem zagadki.Drzwi do zakrystii otworzyły się z trzaskiem i obok przeszedł ksiądz.Sutanna musnęła kolano dziewczyny.Mężczyzna ukląkł przed ołtarzem i przeżegnał się.Znieruchomiał na chwilę, a potem się pochylił.Dziewczyna zauważyła, że sięga po coś i nie miała wątpliwości, że chodzi o kawałki koperty.Wydawało jej się, że usłyszała zduszony śmiech, ale uznała, że duchowny musiał się po prostu zakrztusić.Po chwili odszedł pospiesznie.Może to znak, pomyślała Able, może czas porozmawiać z księdzem? Nie zaszkodzi poprosić, żeby ją pobłogosławił na wszelki wypadek.Podeszła do kościelnego.– Przepraszam, chciałabym zapytać o coś księdza, czy mogłabym? Widziałam, że był tu przed chwilą.– Proszę zaczekać – powiedział staruszek z tym samym kamiennym wyrazem twarzy.Znikł w drzwiach, które najpewniej prowadziły do zakrystii.Wrócił po chwili i skinął głową.Dziewczyna nieśmiało zapukała, weszła i zamknęła za sobą drzwi.Ksiądz stał tyłem przy otwartej szafce, na wpół schowany za dużym stołem.– Dzień dobry – powiedziała, reflektując się po czasie, że do duchownych mówi się chyba co innego.– To dobry dzień.Dla nas obojga.– Odwrócił się.– Ale nie dla Niego.* * *– Emanuel Iw! – Patrzyła zdumiona to na jego twarz, to na sutannę.– Jesteś.– Ach, nie.– Na trójkątnej twarzy igrał uśmieszek.– Nie jestem księdzem, jeśli o to ci chodzi.Ten zawód wymaga za dużo cierpliwości.Opiekuję się ministrantami.A teraz, cóż, doglądam parafii podczas nieobecności proboszcza i.czekam na ciebie.Dziewczyna zerknęła na drzwi.Cofnęła się.– Boisz się? – zapytał.– Zrobiłam, jak mi powiedziałeś, przyniosłam.– Tę kopertę? – zapytał.Wyciągnął przed siebie dłoń i otworzył ją.Kawałki papieru posypały się na stół.– Naprawdę myślałaś, że to wystarczy? Kilka modlitw i zniszczenie symbolu?Able cofnęła się jeszcze trochę.Emanuel miał obłęd w oczach.– Przykro mi, że cię oszukałem – powiedział gwałtownie, jakby wyczuł jej nastrój.– Ale nie mogłem powiedzieć prawdy.Bałem się, że nie zechcesz przyjść.Musiałem zastawić.małą pułapkę.Able nie czekała na ciąg dalszy.W dwóch skokach dopadła klamki.Szarpnęła.Bez skutku.– Uah! – krzyknęła.Rozejrzała się pospiesznie.Pomieszczenie nie miało okien.Przy drugich drzwiach stał Iw.– Czego chcesz? – warknęła.– Chcę ci pomóc, więc opanuj się, proszę.To, co zrobiłaś, to jedynie akt nieposłuszeństwa, którego pewnie nawet nie zauważył.W ten sposób nie można mu zaszkodzić.Ale nie tylko ty jesteś naiwna, ja też byłem głupcem.Able dopiero teraz zauważyła, że mężczyzna trzyma coś w lewej ręce.Długi przedmiot owinięty ciemnym materiałem.Zaczął go rozpakowywać.– Sądziłem, że mogę go, ot tak, sprzedać, jak w bajkach.Zdawało mi się, że pójdzie do ciebie i wszystko się skończy.– Roześmiał się gorzko.– Miałem nadzieję, że moje życie.może.– urwał.– Uspokój się.Mamy wspólny cel.Chcemy go zniszczyć.Kiedy Iw pochylił się nad przedmiotem, Able dopadła drugich drzwi.– Też są zamknięte – wyjaśnił.– Nie szarp się.– To nie do wiary – zawołała ze złością – że przez jeden głupi handel w Internecie, w dodatku po pijanemu, można wpaść w takie gówno!– Głupi handel w Internecie.– Emanuel pokręcił głową z udawaną grozą.– Nie zdajesz sobie sprawy, jaką głębią dysponuje to medium.Tysiące dusz przemykających w postaci impulsów elektrycznych.Do wyboru, do koloru.Otworzyłaś drzwi, a on akurat tam był.Wybrał ciebie.Powinnaś się czuć wyróżniona – dodał gorzko.Wrócił do rozpakowywania.Krople potu wystąpiły mu na czoło, chociaż w pomieszczeniu było chłodno.Materiał upadł na ziemię, ale okazało się, że przedmiot jest jeszcze owinięty szarym papierem.Iw szarpnięciem uwolnił ukrytą w nim rzecz.Able poczuła, jak małe włoski na jej karku stają na baczność.Emanuel trzymał w ręku długi nóż.Rękojeść mieniła się zielonymi kamieniami.Ostrze miało jasną barwę czystego srebra.Przedmiot wyglądał jak drogocenny skarb.– Zabiłem nim wielu ludzi – pochwalił się Iw, ale jego oczy pozostały smutne.– Tutaj, w tej zakrystii.Na tym stole, wyobrażasz to sobie?Niestety, wyobrażała sobie.Dlatego zrobiło jej się sucho w gardle i zimno w żołądku.Tego właśnie powinna się była spodziewać po rozmowie z kimś, kto poprzednio próbował zabić ją kamieniem i rozjechać.Rozglądała się w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby się obronić.Niestety, jedyna nadająca się rzecz, duży metalowy krzyż z wizerunkiem Chrystusa wisiał za wysoko.– Jesteś więc psychopatą? – zagaiła, żeby zyskać na czasie.– A tak.– Nie obraził się najwyraźniej.– Chociaż bez Niego pozostałbym jedynie marzycielem.Wyszedł zza stołu.Nóż błyszczał pięknie w jego dłoni i ze względu na sutannę kojarzył się z przedmiotem liturgii.Dziewczyna stała wciśnięta w ścianę.Myślała gorączkowo, co robić.– Co z twoją duszą? – rzuciła.– Co zostało, kiedy go sprzedałeś?Iw uśmiechnął się pobłażliwie.– Jesteś pewna, że każdy ma duszę? Z moich obserwacji wynika, że nie.Wydaje mi się, że wiele ciał chodzi po tej ziemi jedynie dzięki.hmm.ingerencji.Na przykład mój przyjaciel kościelny.Obserwuję go od dawna i ciągle nie wiem.Nie wydaje mi się, żeby był człowiekiem.Ja przynajmniej miewam wyrzuty sumienia.Ale zostawmy rzeczy nieważne – przerwał nagle.– Ceremonia czeka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]