[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozczarowaniem kasowym jest V część serialu kinowego „Star Trek”, który mimo inflacji zarobił najmniej ze wszystkich odcinków, natomiast jeśli chodzi o katastrofy finansowe, prym wodzą tu „Przygody Barona Munchhausena”, które kosztowały 52 miliony dolarów, a za bilety dotąd wpłynęło osiem milionów.Wśród nowych książek zwracają uwagę: Tehanu Ursuli Le Guin - zakończenie cyklu Ziemiomorza, Foundation’s Friends - zbiór siedemnastu utworów napisanych przez różnych autorów z wykorzystaniem różnych wątków z twórczości Isaaca Asimova, Rama II Arthu-ra C.Clarke’a i Gentry Lee - kontynuacja „Spotkania z Ramą”, The New Springtime Roberta Silverberga oraz zbiór opowiadań Pat Cadigan Patterns.Na rynku amerykańskim ukazał się nowy kwartalnik - „Starshore”, publikujący fantastykę i recenzje.Natomiast trzeba z żalem stwierdzić, że zbliża się koniec najbardziej zasłużonego pisma SF - „Amazing Stories”.Ostatni numer w dotychczasowej postaci ukaże się z datą październik 1990.Co dalej - nie wiadomo.Istniały projekty przekształcenia pisma w magazyn dla młodzieży lub ilustrowany, ale nic konkretnego nie słychać.Szkoda.To tyle; ansibl na razie odpoczywa.Do następnego numeru!Wiktor BukatoKrzysztof KochańskiPIES ŚMIERCIDeszcz jeszcze nie padał, chociaż - mimo południowej pory - zrobiło się szaro jak o zmierzchu.Nadciągała burza i chyba dlatego ulice miasta wyludniły się.Zimny zachodni wiatr kazał mieszkańcom schronić się do domów.Madra nie miał gdzie się schronić.Był nietutejszy.Przybył z wioski oddalonej o dziesiątki kilometrów i nie zdążył jeszcze znaleźć hotelu.Właściwie, w ogóle go nie szukał, zamierzał szybko, jak najszybciej, załatwić swoje sprawy i wyjechać z miasta.Dokąd? Tego Madra dokładnie nie wiedział.Miał pewne plany, ale nie wykluczał, że ulegną one zmianie.Bo Madra uciekał.Uciekał już od wielu dni i nie był zdolny przewidzieć, kiedy się ta ucieczka zakończy.Nadal nie padało.Wydawało się, że chmury zastygły nad miastem niczym szara piana i nawet wiatr, który dął coraz silniej, nie jest w stanie dźwignąć tego ciężaru, przepchnąć go w inne miejsce.Taka sama pogoda była wtedy: płonąca stodoła, krzyk.Precz! Madra przepędził szarpiące serce myśli.Precz!Uspokoił się i szedł chodnikiem, czytając uważnie wiszące na murach tabliczki z nazwami ulic i zerkając od czasu do czasu na trzymany w ręku plan miasta.Szukał domu, w którym mieszkał Sambrown.Szukał go nie pytając nikogo o drogę, gdyż nazwisko tego człowieka było zbyt znane, aby ewentualny informator nie zorientował się po co Sambrown jest Madrze potrzebny.A Madra nie chciał współczucia, ani sensacji wokół własnej osoby.Była to jego sprawa i chciał załatwić ją sam.To znaczy, z pomocą Sambrowna i niczyją inną.Bo nikt inny na kłopoty Madry nie mógł nic poradzić.Wyszedł zza rogu kamienicy, przeszedł kilkanaście metrów.i wtedy GO zauważył.Stał dokładnie naprzeciwko niego, w odległości może stu kroków.Miał wielkość dużego psa i może stąd wzięła się jego nazwa.Chociaż, może nie stąd.Nazywano go psem śmierci, ponieważ podążał tropem swej ofiary nieubłaganie, niczym tropiciel po śladzie, ścigał ją bez odpoczynku, dniem i nocą, dopóki nie osiągnął swojego celu.Prześladowca był bezwzględny, nie uznawał litości i nigdy nie tracił raz podjętego tropu.To dziwne, ale Madra nie przestraszył się.Pomyślał nawet: „Nie przestraszyłem się”, bo sam był tym faktem zdumiony.Ale za chwilę pomyślał o czymś jeszcze i szepnął:- Zatem tak wygląda koniec.Zrobiło mu się żal.Nie życia.Tak długo żył w napięciu, w ciągłym strachu, że teraz, gdy wreszcie stało się to, przed czym tak uciekał, zrobiło mu się żal, że przegrywa, podczas gdy nadzieja na zwycięstwo była tak blisko.Jak wynikało z mapy, Sambrown mieszkał na następnej ulicy.Pies śmierci stał nieruchomo, jakby delektując się widokiem dościgniętej zwierzyny.Na co czekał? Madra otrząsnął się z zaskoczenia i nerwowo ocenił swoje szansę.Były zerowe.Od najbliższej przecznicy, gdzie mógłby się ukryć, dzieliło go kilkanaście metrów - zresztą, choćby tylko trzy, i tak nie podniosłoby to jego szans ani o ułamek procenta.Kto da się doścignąć swojemu psu śmierci, ten żadnym sposobem już mu się nie wymknie.Mimo to ostrożnie cofnął się o krok.Wpatrywał się w wydłużoną sylwetkę psa tak intensywnie, że aż zapiekły go oczy.Pies ani drgnął; przypominał pomnik, który ktoś przez pomyłkę postawił na środku jezdni.Madra zrobił następny krok, lecz i tym razem pies nie zareagował.Coś tu się nie zgadzało, taki uśmiech losu nie był możliwy.Pies śmierci nigdy nie blefował.Nagle dostrzegł jakiś ruch po przeciwnej stronie ulicy.Otworzyły się drzwi i ukazał się w nich mężczyzna.Spojrzał na Madrę i widać zaniepokoiła go jego poza, gdyż błyskawicznie odwrócił głowę, kierując wzrok tam, gdzie stał pies śmierci.I wtedy stało się z nim coś dziwnego.Powolnym ruchem - jakby czas nagle zwolnił swój bieg - usiadł na chodniku i skulił się na podobieństwo embriona.Równocześnie na tynku budynku obok pojawiła się rysa, która w pewnej chwili z przytłumionym trzaskiem zmieniła się w pajęczynę pęknięć, zbiegających się w punkt położony na wysokości głowy leżącego mężczyzny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]