[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żył sobie kiedyś pewien człowiek, który oddał duszę diabłu w zamian za sławę i bogactwo.Faust tym sposobem kupił sobie wiedzę.Czy można przeliczyć zasób wiadomości na, powiedzmy, semestry w najlepszych europejskich uniwersytetach? Gdyby się udało, punktem wyjścia byłaby wysokość czesnego.Dzień miał się ku końcowi, kiedy przyszła mu do głowy myśl, która rzuciła nowe światło na zlecenie Żelaznego Barona.Odpowiedź na jego pytanie stała się oczywista.Olaf usiadł, rozgorączkowany z powodu odpowiedzi i wynikających z niej wniosków.Zamiast do domu, udał się do knajpki.Nad kuflem i nieświeżą kanapką sprawdzał poprawność swojej tezy.Nad drugim kuflem już świętował.Po trzecim wziął się w garść, wyszedł na ulicę, przywołał powóz i kazał się zawieźć do rezydencji Żelaznego Barona.Biesiadnicy łazili po domu jak pchły po zdychającym szczurze.Kobiety i mężczyźni w maskach piszczeli ze śmiechem, co jednak nie zawsze oznaczało wesołość.Żaden sługa nie zjawił się po jego płaszcz, nie pytano go również o zaproszenie, więc ruszył przez wielkie sale.Musiał przejść przez cały budynek, nim wyszedł z drugiej strony i znalazł Żelaznego Barona, siedzącego przy ogrodowej fontannie.Na widok Olafa jaśnie pan uniósł brwi, lecz nie wyglądał na niezadowolonego.- Tak prędko, chłopcze? - zapytał Żelazny Baron, kiedy Olaf usiadł na zimnej, kamiennej poręczy.- Jeszcze nie minął miesiąc.Księżyc zawieszony wysoko nad miastem zdawał się tańczyć na wodzie i oświetlać twarz Żelaznego Barona nie tylko z góry, ale i od dołu.- Nie szkodzi, znam odpowiedź - odparł Olaf.- Ale zanim ją wygłoszę, chciałbym zwrócić na coś uwagę.Za pozwoleniem.Żelazny Baron skinął ręką z szacunkiem.Olaf odchrząknął.- Bogactwo - powiedział - nie jest miarą pieniędzy.Jest miarą dobrobytu.Można rzec, szczęścia.Bogactwem się nie handluje, raczej gromadzi je się na drodze handlu.Jeśli posiadasz dzieło sztuki, które pragnę mieć u siebie, a ja dysponuję gotówką, którą ty wolałbyś mieć zamiast dzieła sztuki, dokonujemy wymiany.Odtąd każdy posiada coś, co przedkłada nad to, czego się pozbył.Inaczej nie byłoby zgody na wymianę.Nikt nie narzeka.Rozumie pan już? Bogactwo się wytwarza.- Na razie za tobą nadążam - powiedział Żelazny Baron.- Gwarantuję, że wypchany portfel nie zapewnia radości.- Bardzo dobrze.Rozważałem pański problem przez większą część dnia.Szczerze mówiąc, z braku wskazówek, którymi można się kierować, byłem bliski rozpaczy.Aż nagle zrozumiałem, na czym polega mój błąd.Założyłem, że pańska dusza ma jakąś wartość.A tymczasem nie ma.Żelazny Baron ni to się zaśmiał, ni to zakasłał ze zdumionym obliczem.Olaf uniesioną dłonią nakazał milczenie.- Wszyscy wiedzą, że pan oddaje się złu.Dziś wieczór, przechodząc przez ten dom, widziałem rzeczy wołające o pomstę do nieba.Czemu Szatan miałby kupować pańską duszę? On już ma ją w posiadaniu!- To prawda - przyznał Żelazny Baron, patrząc niewidzącym spojrzeniem.- Nie da się ukryć.Pan się nie stara sprzedać duszy.Pan ma nadzieję ją kupić.Żelazny Baron z westchnieniem oglądał sobie dłonie.Jak gdyby się skurczył.Nie był istotą nadprzyrodzoną, lecz wiedzioną zwyczajnym ludzkim strachem.i pociągiem do działań, które prowadzą do czynów coraz gorszych i gorszych.Był człowiekiem jak każdy inny, aczkolwiek opływającym w bogactwa, które nadawały jego błędom legendarny wymiar.- Masz słuszność, chłopcze - powiedział.- Aniołowie nie przyjęliby mojej duszy, nawet gdybym namoczył ją w miodzie.Traktowałem ją.podle.Czuję się chory i zmęczony.Jestem wrakiem, wiem o tym.Skoro nie ma sposobu, żeby stać się lepszym człowiekiem, to chyba najlepiej będzie stać się trupem.- Rozumiem.Oto odpowiedź na pańskie pytanie: ceną duszy jest życie pokorne i usłużne.- Doprawdy? - zapytał Żelazny Baron, jakby kambierz sugerował mu pozrywać gwiazdy z nieba.- Tak się składa - ciągnął Olaf - że posiadam taką, z którą rad bym się rozstać.Żelazny Baron wbił w niego wzrok, zaczął się śmiać, po czym umilkł.- Oto moja propozycja.- rzekł Olaf.*Edmund, nowy kambierz w urzędzie pocztowym przy Bramie Magdaleńskiej, był w powszechnym mniemaniu godnym następcą Olafa.Trochę mu, rzecz jasna, brakowało.Jednakże krótko obcięte włosy i gładko ogolona twarz przydawały mu świeżości młodzieniaszka, a jeśli niekiedy wydawał się zbyt dumny jak na zwykłego służbistę, była to przywara, która z każdym miesiącem mniej rzucała się w oczy.W okresie Wielkanocy został zaproszony na niedzielny piknik organizowany przez dziewczęta z księgowości.Naprawdę, wzruszył się tym zaproszeniem.Bulwersującym tematem w tym sezonie było zniknięcie Żelaznego Barona.Pewnej nocy wielka bestia po prostu zapadła się pod ziemię.Plotka głosiła, że pozostawił komuś na przechowanie swój majątek i ziemie.Tożsamość powiernika była tematem dzikich spekulacji.Przez pierwsze miesiące Olaf jedynie zapoznawał się ze swoją pozycją w świecie.Po uporządkowaniu finansów okazało się, że co roku może sobie pozwolić na niemałe wydatki bez szkody dla kapitału początkowego.Wydawał pieniądze na podróże do Indii, Egiptu, niezwykłych podziemnych miast Persji, odwiedził plantacje trzciny cukrowej na Karaibach.Widział, jak słońce zachodzi na Złotym Wybrzeżu i jak dźwiga się spod widnokręgu na wschód od Japonii.Słuchał pieśni wojennych w kongijskiej dżungli i śpiewał dzieciom kołysanki w samotnym namiocie ze skóry jaka podczas ciemnej syberyjskiej nocy.A kiedy chciał się zatrzymać, odpocząć od trudów i niebezpieczeństw podróży, udawał się do domu na północ od miasta (najmniejszej ze swoich posiadłości), gdzie w wolnych chwilach pisał powieści przygodowe, których akcja toczyła się w znanych mu miejscach.Głównego bohatera nazwał Żelaznym Baronem.przełożył Dariusz KopocińskiGene WolfeMemorareGdy tylko zauważył ciała, rzucił się ku nim przez mroczną komorę pogrzebową.Ruszył w stronę pierwszego, ale przy szeroko otwartych dyszach wylotowych kombinezonu spudłował i schwycił trzecie, przylgnął do niego i przekręcił się z nim tak, że znalazło się nad nim.Ze szczeliny w ścianie wyłoniło się ząbkowane ostrze.Gdyby go trafiło, rozcięłoby jego kombinezon gdzieś na wysokości pasa.Udusiłby się, zanimby zamarzł.Ta myśl nie była zbytnio kojąca, kiedy przeciskał się pod zamarzniętym na kość ciałem i starał się nie patrzeć w jego oczy.Ile zarejestrował jego digicorder? Chciał potrzeć szczękę, ale hełm mu to uniemożliwiał.Z pewnością nie dość.Będzie musiał zrobić manekina na tyle dobrego, żeby oszukać mechanizm, wrócić z nim i.Albo wykorzystać któreś z tych ciał.Pamiętaj, błogosławiona Mario Dziewico, że nigdy nie widziano [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •