[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może będzie korzystnie osiedlić się w południowej Kanadzie, na Alasce.Co wiesz o tych rejonach.- Też myślałem o tym i rozmawiałem z nim o takiej ewentualności - odparł Hornic - ale u nich to też tylko kwestia czasu.O ile wiem, to wszyscy szukają teraz lotnisk na obrzeżach Himalajów.Tak w ogóle, to nie jestem w stanie przewidzieć, co po sześciu miesiącach pozostało w niezmienionym kształcie, a co już jest nieaktualne.Myślę, że powinniśmy liczyć przede wszystkim na własne siły.Marsz pieszy, jak długo się da przy wsparciu wozu.- Ile czasu może zająć? - zapytał Karol.- Rok - Hornic spojrzał jeszcze raz do wnętrza boksu.- Rok! I bez zwierząt.Już są bezużyteczne!Chciał się podrapać po brodzie, ale zorientował się, że jej nie ma.Naraz mu jej zabrakło, kiedy poczuł na policzkach swoją mokrą dłoń.Mokrą od potu.Nie działał systematycznie.Każdy poprzedni powrót rozpoczynał obchodem i zorientowaniem się w zmianach zaszłych pod jego nieobecność w otoczeniu Bazy.Witał tę okolicę z pewnym wzruszeniem.Wydała mu się inna, ale wiedział, że to ona się zmieniła.Witał ją ostatni raz! Transporter pozostawił dwieście metrów od zagrody.Wolno otworzył drzwi do domu.Stał jakiś czas na progu.Chłodnymi oczami lustrował wnętrze.Wyglądało na to, że nic się tu nie działo od miesięcy.Na wiszących na ścianie trofeach między wiszącym zegarem, a reprodukcją obrazu kwiatów van Gogha pracowicie rozpiął gęstą sieć pająk.Odwrócił się na progu i poszedł w stronę pasa startowego.Zatrzymał się na jego krawędzi.Pojedyncze ptaki o rozłożystych skrzydłach żeglowały wolnym, majestatycznym, ślizgowym lotem nad osią betonowej płaszczyzny.Jak żywe puchoskrzydłe samoloty, które nie mają chęci lądować.Rozgrzewany od trzynastu lat słońcem pas niezależnie od „pory roku” podgrzewał sobą powietrze, które kilometrową ścianą utworzyło naturalny komin wstępujący.Z lewej strony płyta kończyła się w odległości trzystu metrów niską, karczowaną specjalnie co jakiś czas roślinnością.Po prawej, w odległości niespełna kilometra, bielały zabudowania.Jeffersona nie było.Świadczyły o tym gałęzie i liście zaścielające równomiernie powierzchnię pasa.Niektóre zdążyły już zbutwieć i zgnić, tworząc lepkie rozlane plamy pozbawione koloru.Od nich zaczął.Dwie godziny po powrocie uruchomił gazik, doczepił pług szczotkowy i przemierzył jeszcze tego samego dnia pas czterokrotnie, zgarniając zanieczyszczenia poza jego krawędź.Obiadokolację zjadł na zimno.Czas gonił, czuł ten upływ niemal wyczuwalnie.W drugim dniu przystąpił do kompletowania przedmiotów do wywiezienia.Pierwsza lista, jaką sporządził poszła do kosza.Nie miała końca, a każda pozycja wydawała się niezbędna.Druga, choć o wiele krótsza, też okazała się niemożliwa do zrealizowania.Skrócił ją do połowy.Z tego, co pozostało, wybrał najniezbędniejsze.Utworzyły w hangarze na posadzce stertę wysokości transportera.Zdemontował urządzenie wnętrza pojazdu opancerzonego, traktując je dość bezceremonialnie.Wyrzucił po prostu przez otwory włazowe na zewnątrz.Zastanowił się tylko nad konsolą komputera.W końcu i ona podzieliła los pozostałego wyposażenia.Gorzej poszło z opancerzeniem wewnętrznych ścian i pozostałych po urządzeniach wspornikach.Nie bawiąc się w żmudny demontaż odpalił je po prostu, a wystające kikuty zeszlifował szlifierką turbinową.Dwa dni trwało pakowanie.Czas podczas jego nieobecności poczynił szkody.Na samym początku spalił się silnik wyciągarki stropowej w hangarze i Hornic stracił kilka godzin na zastąpienie go nowym, przyniesionym z magazynu.Trzeciego wieczoru, podczas kolacji, wrócił niespodziewanie pies.Stanął w progu chaty i na chwilę zastygł nieruchomo, a z gardła wydobyło się warczenie.Nie poznał Hornica.Dopiero gdy człowiek zawołał, zwierzę rzuciło się na powitanie, obalając go niemal na podłogę.Klepaniu, targaniu za sierść z jednej strony, a lizaniu i skowytaniu z drugiej nie było końca.Dopiero tłuste kawałki wędzonego mięsa zamknęły powitalną uroczystość.Przed snem wyjął z szuflady okrągłe aluminiowe pudełko z rolką magnetycznej taśmy.Tej samej, którą dostał od Watzingera.„Jeżeli nie zrezygnujesz z zadawania pytań do końca, a myślę, że nie zrezygnujesz, bo jesteś Wielkim Łowcą, znajdziesz pełną i ostateczną odpowiedź”.Stary człowiek we mgle, twór w oczach Hornica ciągle żywy, miał rację.O ile zdobycie Kasandry spełniło się, o tyle nie uregulował jeszcze jednego pokładu swojego życia i jego trzynastu lat.Nie wiedział o niej nic, oprócz tego, jakiej była produkcji.Nosił w sobie niedosyt jakiegoś spełnienia.Może informacji o Niej.Na pewno jednak czegoś, co pozwoliłoby o Niej zapomnieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]