[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nakazuje się odstąpienie od dewastacji i oczekiwanie na interwencję milicji!!!– Pieprzę was!!! – Wojciechowi właśnie udało się wyrwać przewód głośnika, który zaczął strzelać na wszystkie strony iskrami.– Sądzicie, że możecie bezkarnie strugać z ludzi wariatów i nabijać sobie.Przerwał, bowiem po raz pierwszy, od kiedy opuścił tunel, oderwał wzrok od okienka i rozglądnął się po okolicy.– Co jest? – wydyszał zdumiony, upuszczając znienawidzony głośniczek.Ryki z syreny odpłynęły gdzieś w odległe rejony jego umysłu.Jeśli to był program telewizyjny, to musiał mieć budżet hollywoodzkiej superprodukcji.Ulica, która jeszcze przed kilkoma minutami tętniła życiem, teraz była całkowicie wyludniona.Właściwie to nazwanie tego zdewastowanego skrawka popękanego i podziurawionego asfaltu ulicą stanowiło duże nadużycie.Wątpliwe, aby mógł po tym przejechać jakikolwiek samochód bez konieczności natychmiastowego remontu zawieszenia.Zresztą nie widział tu żadnego auta.„Gdzie podziała się nowa dwupasmowa droga? Ta oddana w zeszłym roku?”Poznikały billboardy, ani śladu nie pozostało po megasamie, salonie samochodowym Toyoty i biurowcu PKO.Krajobraz był ten sam, jednak ulokowany jakby w zupełnie innej rzeczywistości.Poddając się oddziaływaniu rzęsistego deszczu, Wojciech myślał gorączkowo, jak to możliwe, aby świat utracił nagle większość swoich barw, pozostawiając jedynie kolory w tonacji szarej i brązowo-brunatnej.Przypomniał sobie zdjęcia w albumach rodzinnych wywołane z NRD-owskiej kliszy ORWO.Próżno na nich szukać jaskrawości i kontrastu.Podobnie przedstawiały się okoliczne domy oraz kamienice.Były obskurne i zdewastowane.Wydawały się pozbawione mieszkańców, choć Wojciech mógłby przysiąc, iż przez chwilę w paru oknach dostrzegł ruch zasłon.Cokolwiek się stało z tymi ludźmi, trafił do miejsca, z którego pragnął jak najszybciej uciec.„Może to jakiś atak wywołany nadmiernym stresem”.Poszukiwał możliwie jak najbardziej prawdopodobnej hipotezy dotyczącej sytuacji, w jakiej się znalazł.Niemożliwe, żeby zabłądził.Tunel prowadził wyraźnie na drugą stronę jezdni, a po drodze nie było żadnych rozgałęzień i bocznych dróg.Gdzie się więc do cholery znalazł?Dworzec również przedstawiał widok zupełnie inny od tego, jaki pamiętał.Tam, gdzie zazwyczaj znajdowało się wejście na peron i kiosk, teraz ustawiono metalową bramkę z pulsującym czerwonym światłem.Była to jedyna droga prowadząca do pociągu, bowiem resztę terenu odgrodzono wysokim płotem zakończonym drutem kolczastym.Nad wejściem ustawiono napis:Korzystanie z komunikacji w strefie B od 6.00 do 15.00 oprócz dni ciszy specjalnej.Wejście na peron za okazaniem ważnej legitymacji i biletu.Niezastosowanie się karane będzie pozbawieniem wolności zgodnie z ustawą o korzystaniu z transportu miejskiego z dn.22 lipca 2000 roku.Zarówno tu, jak i na ulicy nie dostrzegł żadnego człowieka.Zupełnie jakby w jednym momencie całe miasto wymarło, pozostawiając jedynie drącą się w niebogłosy syrenę.Po chwili jej dźwięk został wzmocniony kolejnym pulsacyjnym odgłosem.Radiowóz powinien pojawić się na dworcu za kilka chwil.– Niech to szlag! – Wojciech postanowił pozostawić na później analizę swojej sytuacji i zająć się ratowaniem skóry.Jeśli brak przepustki czy legitymacji oznaczał tu możliwość aresztowania, to aż strach pomyśleć, co groziło za zdemolowanie kasy biletowej.Już miał rzucić się do ucieczki w kierunku centrum, a przynajmniej tego, co znał jako centrum, kiedy w jednej chwili go olśniło.Tunel.Wszystko się zmieniło w momencie, gdy z niego wyszedł.Nieważne teraz, jak to się stało, ale istniała szansa, że przejście w przeciwnym kierunku odwróci całą sytuację.Nie wierzył w magię i nadnaturalne moce, ale – paradoksalnie – to właśnie rozwiązanie wydawało się najbardziej logiczne.Zwłaszcza że dźwięk syreny radiowozu był naprawdę blisko.Tunel jednak zniknął.Rozpłynął się we mgle zalegającej kilkanaście centymetrów nad gruntem.Wojciech nie mógł uwierzyć własnym oczom.Zaczęła go ogarniać rozpacz.„Dlaczego to się dzieje?”– Nie ruszaj się z miejsca, w którym stoisz!Stanowczy rozkaz dochodził z kierunku, którego Wojciech nie był w stanie określić.Ogarnął szybko wzrokiem całą okolicę.Ulica była nadal pusta.– Połóż się twarzą do ziemi z rękoma splecionymi na plecach.Ostrzegam, że niezastosowanie się do wskazówek milicjantów zaskutkuje użyciem siły.Stawkowski padł przerażony na kolana i zanim przyłożył twarz do ziemi, uniósł jeszcze głowę ku górze, by dostrzec pojazd wiszący nad nim niczym sęp nad bezbronną ofiarą.Serce wyrywało mu się z klatki piersiowej, pompując do żył zabójczą dawkę adrenaliny.Gdziekolwiek się znajdował, jego sytuacja z każdą minutą była coraz gorsza.– Naruszyłeś paragraf 7.Kodeksu Karnego dotyczący aktów wandalizmu na mieniu państwowym oraz paragraf 12.zakazujący poruszania się w strefach specjalnych w dniach ciszy.Zostaniesz aresztowany i odwieziony na komendę milicji.Od tej chwili obowiązuje cię zakaz poruszania się bez wyraźnego rozkazu.Maszyna wylądowała obok niego z przeciągłym sykiem, unosząc w górę tumany kurzu i piasku.Wojciech kątem oka dostrzegł opuszczających pojazd mężczyzn w czarnych mundurach i kaskach z przezroczystą szybką osłaniającą twarz.Dopadli go niezwłocznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]