[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą, co tu gadać, jest gdzie pojechać.Ale przecież tylko tego im trzeba, żebym gdzieś wyjechał, żebym zszedł z oczu, skrył się w mysiej dziurze, i to z własnej woli, bez przymusu, ponieważ gdyby mnie zesłali, podniósłby się krzyk, hałas, mieliby kłopoty.na tym polega cały kłopot, że będą bardzo zadowoleni - wyjechał, zamknął się, nikt o nim nie pamięta, przestał brzdąkać.Wiktor zapłacił, poszedł do swojego numeru, włożył płaszcz i wyszedł na deszcz.Ni stąd ni zowąd nagle bardzo zapragnął znowu zobaczyć Irmę, porozmawiać z nią o postępie, wyjaśnić dlaczego tak dużo pije (a rzeczywiście, dlaczego ja tak dużo piję?) i być może siedzi tam u niej Bol-Kunac, ale Loli z pewnością nie będzie.Ulice były mokre, szare, puste, w ogródkach spokojnie konały jabłonie.Wiktor po raz pierwszy zauważył, że niektóre domy mają drzwi i okna zabite deskami.Jednak miasto bardzo się zmieniło - pochylone płoty, pod gzymsy zapełzła biała pleśń, wypłowiały kolory, a na ulicach niepodzielnie królował deszcz.Deszcz padał po prostu jak deszcz, deszcz kropił z dachów drobniutkim wodnym pyłem, deszcz zbierał się na wietrze w mgliste wirujące słupy wędrujące od ściany do ściany, deszcz rozlewał się po jezdni i pomykał po wyżłobionych między kamieniami rowkach.Czarno - szare chmury powoli pełzły tuż nad dachami.Człowiek był nieproszonym gościem na ulicach i deszcz nie okazywał mu żadnych względów.Wiktor wyszedł na plac i zobaczył ludzi, którzy stali pod daszkiem przed wejściem na komendę policji - dwóch policjantów w mundurowych płaszczach i niziutki, umorusany chłopak w roboczym kombinezonie.Przed wejściem, lewymi kołami na trotuarze stał niezgrabny furgon z brezentową budą.Jednym z policjantów był policmajster, patrzył w bok wysuwając naprzód potężną szczękę, a chłopiec, rozpaczliwie gestykulując, o czymś go przekonywał płaczliwym głosem.Drugi policjant również milczał z niezadowolonym wyrazem twarzy i palił papierosa.Wiktor zbliżył się do nich i kiedy pozostało mu jeszcze mniej więcej piętnaście kroków, zaczął słyszeć, co mówi chłopiec.Chłopiec krzyczał:- A co ja mam z tym wspólnego? Jechałem prawidłowo? Prawidłowo.Papiery mam w porządku? W porządku.Ładunek legalny, tu są faktury.Co, pierwszy raz tu przyjeżdżam, czy co?Policmajster zauważył Wiktora i na jego twarzy pojawił się wyjątkowo nieprzyjemny grymas.Odwrócił się, i jakby w ogóle nie zauważając kierowcy, powiedział do policjanta.- A więc zostajesz tutaj.Pilnuj, żeby wszystko było w porządku.Nie właź do kabiny, bo wszystko po - kradną.I nikomu nie wolno zbliżać się do samochodu.Jasne?- Jasne - odpowiedział policjant.Był wyjątkowo niezadowolony.Szef policji zszedł ze schodków, wsiadł do swojego samochodu i odjechał.Umorusany chłopak splunął ze złością i odwołał się do Wiktora.- Niech chociaż pan powie, czy ja jestem winny, czy nie? - Wiktor przystanął i chłopca to zdopingowało.- Normalnie sobie jadę.Wiozę książki do obozu specjalnego.Woziłem już tysiące razy.A teraz, znaczy, zatrzymują mnie i każą jechać na policję.Za co? Jechałem prawidłowo? Prawidłowo.Papiery mam w porządku? W porządku, tu jest faktura.Licencję mi zabrali, żebym nie uciekł.A dokąd mam uciekać?- Przestań już się wydzierać - powiedział policjant.Chłopiec żywo odwrócił się do niego.- Więc co ja takiego zrobiłem? Niech pan powie, czy przekroczyłem szybkość? Nie przekroczyłem.Przecież mi potrącą za przestój.I papiery mi zabraliście.- Wszystko się wyjaśni - oznajmił policjant.- Słowo daję, czego ty się denerwujesz? Idź, posiedź sobie w knajpie i radzę ci, pilnuj swego nosa.- Ech, władzuchna kochana! - zawołał chłopak i z rozmachem wcisnął kaszkiet na głowę.- Nie ma sprawiedliwości na świecie! Jeździsz na lewo - zatrzymują, na prawo jeździsz - też zatrzymują - zaczął schodzić ze stopni, ale przystanął i zwrócił się do policjanta.- Może mandat pan weźmie, albo jakoś inaczej?- Idź, już idź - powiedział policjant.- Bo mnie obiecali premię za pośpiech! Całą noc jechałem.- Idź stąd, powiedziałem! - powtórzył milicjant.Chłopak ponownie splunął, podszedł do swojej furgonetki, dwa razy kopnął przednie koło, potem nagle przygarbił się, wsunął ręce do kieszeni i pobiegł przez plac.Policjant spojrzał na Wiktora, spojrzał na ciężarówkę, spojrzał na niebo, papieros mu zgasł, wypluł niedopałek i odrzucając po drodze kaptur, wszedł do budynku komendy.Wiktor stał przez czas jakiś, następnie powoli obszedł ciężarówkę dookoła.Ciężarówka była ogromna, potężna, kiedyś na takich wożono piechotę zmotoryzowaną.Wiktor rozejrzał się.Kilka metrów przed samochodem stał skręciwszy na bok przednie koło i moknął pod deszczem policyjny "Harley", i nic więcej w pobliżu nie było.Dogonić, to mnie dogonią, pomyślał Wiktor, ale diabła zjedzą, jeśli mnie zatrzymają.Nagle zrobiło mu się wesoło.A co, pomyślał znany pisarz Baniew znowu się schlał i porwał w celach rozrywkowych cudzy samochód, na szczęście obeszło się bez ofiar.Wiedział, że sprawa wcale nie wygląda tak prosto, że nie będzie pierwszym, który dostarczy władzom eleganckiego pretekstu, aby przymknąć niewygodnego człowieka, ale nie miał ochoty się zastanawiać, miał ochotę poddać się impulsowi.W ostatecznym razie napiszę tej kanalii artykuł, pomyślał mimochodem.Szybko otworzył drzwi do szoferki i usiadł przy kierownicy.Klucza w stacyjce nie było, musiał zerwać kable zapłonu i połączyć druty.Kiedy silnik zapalił, Wiktor zanim zatrzasnął drzwi, spojrzał za siebie na wejście do komendy.Stał tam ten sam policjant z tym samym wyrazem niezadowolenia na twarzy i z papierosem w kąciku warg.Było jasne, że jeszcze nic do niego nie dotarło.Wiktor zamknął drzwi, precyzyjnie zjechał na jezdnię, zmienił bieg i dał gazu w najbliższą ulicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •