[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to bardzo dziwne! Bull Matterson wiedział kim jestem, ale nie powiedział swojemu synowi: dlaczego? Czyżby było to coś, co chciał utrzymać w tajemnicy przed Howardem?A sam Howard, jakie jest jego miejsce w tym wszystkim? Dlaczego był taki poruszony, gdy dowiedział się kim jestem? Czy to możliwe, że stara się osłaniać ojca?Usłyszałem trzask złamanej gałązki i szybko usiadłem.Między drzewami przesuwał się w moją stronę czyjś cień i Clare powiedziała ciepło:– Chyba nie myślałeś, że zostawię cię samego w lesie?– Mac będzie zgorszony – zachichotałem.– Mac śpi – powiedziała kładąc się obok mnie.– Ponadto nie jest tak łatwo zgorszyć dziennikarza w jego wieku.Nie jest już przecież dzieckiem.3Następnego dnia rano przy śniadaniu powiedziałem:– Porozmawiam z Howardem, może uda się go skłonić do myślenia.– Czy sądzisz, że możesz ot tak po prostu wejść do biurowca Mattersonów? – zapytał z powątpiewaniem Mac.– Pojadę nad zaporę i zacznę wiercić – powiedziałem.– Howard przybiegnie wtedy w podskokach.Czy poprosisz Clarry'ego, żeby się do nas przyłączył?– To powinno skusić Howarda – przytaknął Mac.– Może dojść do bójki – ostrzegła Clare.– Zaryzykuję – powiedziałem i zaatakowałem podstępnie gorącą bułeczkę.– Może właśnie tego trzeba, żeby wywlec sprawy na światło dzienne.Jestem już zmęczony ciągłymi podchodami.Tym razem zostaniesz w domu, Mac.– Chcesz, żebym trzymał się z dala – zaśmiał się Mac.– Nie możesz mi zabronić prowadzenia badań na terenach państwowych – powiedział naśladując mnie.– Przetarł oczy.– Kłopot w tym, że jestem trochę zmęczony.– Źle spałeś?– Za dużo było tej nocy ruchu dookoła – powiedział wpatrując się w talerz.– Ludzie wchodzili i wychodzili o zwariowanych porach.Równie dobrze można by próbować spać na Grand Central Station.Clare spuściła oczy, a jej szyja i twarz pokryły się głęboką różowością.Uśmiechnąłem się z zainteresowaniem.– Może to ty powinieneś spać w lesie, tam było bardzo spokojnie.Odsunął krzesło.– Pojadę po Clarry'ego.– Powiedz mu, że mogą być kłopoty i niech się dobrze zastanowi, czy chce jechać.On nie jest w to bezpośrednio zamieszany.– Clarry nie będzie miał nic naprzeciw małej bójce z Howardem.– Nie chodzi mi o Howarda – powiedziałem.Miałem na myśli raczej Jimmiego Waystanda i jego dwóch chłopców na posyłki.Clarry jednak przyjechał i ruszyliśmy w górę drogą do doliny Kinoxi.Clare też chciała jechać, ale zdusiłem ten pomysł w zarodku.– Gdy wrócimy, będziemy głodni – powiedziałem.– I może trochę poturbowani.Zrób dobry obiad, przygotuj bandaże i wodę utlenioną.Na drodze obok elektrowni i na zboczu nikt nas nie zatrzymywał.Wjechaliśmy prawie na samą górę, ponieważ chciałem zrobić odwiert tuż poniżej zapory.Istotne znaczenie miało to, żeby się dowiedzieć, czy warstwa kurzawki wchodzi pod zaporę.Clarry i ja przeciągnęliśmy silnik przez zbocze i ustawiliśmy wieżę.Nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi, mimo że byliśmy widoczni jak na dłoni.Daleko w dole nadal walczono z tkwiącym w błocie generatorem i zrobiono już spore postępy, zużywając przy okazji tyle drewna, ile tartak Mattersona przerabia na dobę.Dochodziły nas przekleństwa i okrzyki rozkazów, ale gdy Clarry uruchomił silnik, wszystko utonęło w terkocie i zaczęliśmy wiercić.Mac nerwowo przestępował z nogi na nogę.– Czy jesteśmy tu bezpieczni? A jeśli teraz puści?– Wszystko możliwe – powiedziałem.– Ale nie wydaje mi się, po prostu jeszcze nie.– Uśmiechnąłem się.– Nie mam ochoty zjechać na sam dół, szczególnie z tamą na plecach.– Tak mówicie, jakby szykowało się trzęsienie ziemi – powiedział Clarry.– Już ci mówiłem, żebyś nie przemęczał mózgu – odparł Mac.– Mówimy dokładnie o trzęsieniu ziemi.– Hej! – Clarry rozejrzał się wokół.– Jak można przewidzieć trzęsienie ziemi?– Właśnie nadciąga – powiedziałem i wskazałem ręką.– Oto i Howard z wywieszoną flagą sztormową.Szedł przez stok, a tuż za nim podążał Jimmy Waystand.Gdy się zbliżył, zobaczyłem, że kipi ze złości.– Ostrzegałem cię, Boyd – wrzeszczał – a teraz dostaniesz za swoje.Stanąłem mu na drodze czekając aż się zbliży i starałem się mieć Waystanda na oku.– Howard, jest pan głupcem, że nie przeczytał pan mojego raportu.– Powiedziałem.– Niech pan spojrzy na to błoto na dole.Zdawał się nie słyszeć ani słowa z tego, co do niego mówię.Wyciągnął w moim kierunku palec.– Wynoś się pan stąd natychmiast, nie chcemy tu pana.– My! Chodzi panu chyba o swego ojca i o siebie.– Ale to do niczego nie prowadziło.Nie było sensu zaczynać z nim kłótni, jeśli są do omówienia ważniejsze sprawy.– Niech pan posłucha, Howardzie – powiedziałem – i niech się pan na Boga uspokoi.Czy pamięta pan, że ostrzegałem pana przed kurzawką?Spojrzał na mnie nienawistnie.– Co to jest kurzawką?– Czyli, że nie czytał pan raportu, wszystko tam było wyjaśnione.– Do diabła z raportem, nic tylko lamentuje pan nad tym cholernym raportem.Zapłaciłem za niego i to moja sprawa czy go czytałem czy nie.– Niestety nie, w najmniejszym stopniu.Ludzie mogą zgi.– Przestań pan do cholery truć na ten temat! – krzyknął.– Lepiej go posłuchaj – wtrącił ostro Mac.– Trzymaj się od tego z dala, stary głupcze – rozkazał Howard.– I ty też, Summerskill.Obaj pożałujecie, że związaliście się z tym człowiekiem.Osobiście tego dopilnuję.– Howard, zostaw pan McDougalla w spokoju – powiedziałem – albo skręcę ci kark.Clarry Summerskill splunął artystycznie prosto na but Howarda.– Nie będziesz mnie tu straszył, Matterson.Howard zrobił krok do przodu i podniósł pięść.– Stój – powiedziałem szybko.– Idą posiłki, Howardzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]