[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawda, że mi teraz nie wolno już zostać księdzem?— Dziecko z ciebie, mój Antoni.Czy myślisz, że każdy z nas nie przechodził tego samego, że prawa natury cofnęły się przed nami i przeszliśmy mimo nich do ołtarza bez walki? Każdy człowiek choć raz w życiu musi poczuć w sobie pragnienie miłości.Kto tego nie czuje to potwór lub zjawisko nadzwyczajne.Ciebie uważałem za takie zjawisko; pokazało się, że się omyliłem.Wcześniej czy póź.niej prawa te musiały się odezwać w tobie, nie wypada z tego, żebyś miał wyrzec się swego powołania, zwłaszcza, że miłość twoja nie ma przyszłości i musi przeminąć.A wspomnienie jej nie uwłacza w niczym świętości stanu, do którego się gotujesz, owszem, wspomnienie takie będzie cię chroniło od upadku.Beatrix Danta ku niebu wiodła.— Jak to? Więc i ty, ojcze, kochałeś?— Tak, kochałem, nie zapieram się tego; więcej nawet powiem: byłem kochany.— Ale umarła zapewne?— Nie, żyje; tylko ona była biedną i ja nic nie miałem.Długo trzeba było czekać, żebyśmy się pobrać mogli.A tymczasem oświadczył się o nią człowiek majętny, poczciwy nawet, który mógł jej i jej rodzinie zabezpieczyć byt.Nie chciała iść za niego, zdecydowała się czekać na mnie choćby najdłużej.Ale nie mogłem przyjąć takiej ofiary przez wzgląd na jej rodzinę, która życzyła sobie związku z owym majętnym człowiekiem, i odesłałem jej pierścionek, a sam wstąpiłem do seminarium.— I ona poszła za tamtego?— Poszła.Dziś jest matką kilkorga dzieci, matką dobrą i poczciwą żoną.We dwoje może byśmy byli zmarnieli i ściągnęli na siebie łzy i niechęć rodziny, każde zaś z osobna pracujemy dla szczęścia drugich i przydaliśmy się na coś.Wspomnienie miłości tej kobiety jest mi zawsze drogim i nie tylko nie uwłacza memu powołaniu, ale owszem, uszlachetnia je.W nim szukałem nieraz otuchy, natchnienia do pracy.Kto kochał raz w życiu kobietę, której pamięć jest mu drogą i dla której ma szacunek, ten nie będzie szukał przyjemności w zaspokajaniu brzydkich i uwłaczających godności człowieka namiętności.Kto nie kochał jak człowiek, ten musi kochać jak zwierzę.Dlatego nie masz powodu wstydzić się tego uczucia ludzkiego, które nawiedziło twoje serce.Chowaj je w sobie, jak w pogańskim Rzymie chowano święty ogień na usługi religijne.Inna rzecz, gdyby ten ogień przemienił się w pożar i ogarnął wszystkie twoje pragnienia i zamiary.Do tego nie powinieneś dopuścić, nie powinieneś z własnej winy rozdmuchiwać tych płomieni, które by cię pochłonąć i strawić mogły i zepchnąć z tej drogi, na którą masz wstąpić.Trzeba będzie przecierpieć, walczyć z sobą trochę; ale cierpienie twoje będzie znośniejszym, gdy pomyślisz, jaki piękny cel masz przed sobą.— Więc ratuj mnie, ojcze! — zawołał Antoni, chwytając dłoń księdza z uniesieniem.— Przede wszystkim nie powinieneś już więcej bywać w pałacu.— To niepodobna.Ojciec mi każe.— Biorę to na siebie.Wytłumaczę to twoją chorobą, wynajdę dla ciebie jakie pilne zajęcie przy kościele.Nie widząc jej, łatwiej ci będzie przyjść do spokoju, równowagi.Niedługo będzie tego; za kilka tygodni ona idzie za mąż, ty wyjeżdżasz do seminarium.Być może, że się już nigdy nie spotkacie.Zgadzasz się na to?— Wszystko zrobię, co każesz, byleby mnie to uleczyło.— Wyleczę cię, wyleczę, z pomocą Boską — rzekł ksiądz, tuląc go do piersi.— A kurację zacznę od spalenia tej chustki — dodał z uśmiechem dobrotliwym.— Cóż chustka ci winna? — zawołał żywo Antoni.— W niej tkwią zarodki choroby; w czasach epidemii lekarze każą palić odzież i wszystko, w czym się choroba przechowuje.Słuchajmy lekarzy.To mówiąc, wziął ze stołu zapałkę, potarł ją o ścianę i podpalił chustkę.Ogień szybko ogarnął lekki batyst, spłonął on w jednej chwili jak motyl w powietrzu; zostało po nim trochę popiołu, po którym przebiegały ostatnie iskierki.Antoni nieruchomy wpatrywał się w to całopalenie.Od tego dnia ksiądz nigdy już w rozmowie nie potrącił o tę drażliwą kwestię, o której wtedy tyle mówił, owszem, starał się myśli Antoniego odprowadzić jak najdalej od niej.Czytywał mu różne zajmujące książki, objaśniał, zapytywał, słowem, tak zatrudniał ciągle myśli jego, żeby im nie dać czasu odpoczywać, oglądać się poza siebie.Rzadko zostawiał go samego, a gdy Antoni przyszedł do sił i mógł już chodzić i zajmować się pracą, dawał mu różne zajęcia nie męczące, ale wymagające uwagi i zastanowienia.Potem wzywał go do pomocy w czynnościach kościelnych, uczył go różnych ceremonii, używanych przy służbie Bożej, wynajdywał mu zatrudnienia, które go rozrywały i ożywiały.Nadchodząca uroczystość poświęcenia kościoła dawała sposobność do takich zatrudnień.Trzeba było kościół oczyszczać, stare, zapylone obrazy obmywać, ołtarze przystrajać.Wszystko to wymagało nadzoru, rady, zachęty; ksiądz sam musiał zajrzeć wszędzie, widzieć, co i gdzie zrobić.Antoni mu w tym pomagał.Gdy raz stali w kapliczce na cmentarzu, ogrójcem zwanej, dozorując ludzi oczyszczających firanki przy ołtarzu i myjących okna, ksiądz wziął go na stronę do statuetki Pana Jezusa, ubranej w płaszcz purpurowy i złotą koronę, i rzekł:— Ten Chrystus to robota jednego ze znakomitszych rzeźbiarzy naszych.Urodził on się w naszej parafii i dlatego jedną z najlepszych prac swoich ofiarował do tutejszego kościoła.Przypatrz się twarzy Chrystusa: jaka szlachetna powaga rysów, a przy tym łagodność, wobec której cierpienie ziemskie zdaje się tracić swą siłę.Jaką jest twarz, taką cała figura.Ale tego nie widać, bo wygórowana pobożność zeszpeciła dzieło mistrza.Jedni z litości nad nagim Chrystusem i przez cześć dla jego bóstwa zakryli cudne kształty kawałkiem jakiejś czerwonej materii, obszytej złotym galonkiem; inni, dla tego samego powodu, pomiędzy cierniową koronę powprawiali złociste promienie; inni przywiązali do głowy prawdziwe włosy; inni znowu pozawieszali na szyi wota przeróżne, korale, koronki, i dzieło mistrza zniknęło wśród tych dodatków i ozdóbek.Toż samo — dodał ciszej — zrobiono z naszą religią.Chrystus zostawił nam ją czystą, skończoną, jak dzieło mistrza, a ludzie przez wieki pracowali, by ją zeszpecić.Ponawieszali na niej dodatki własnego wymysłu i spod strzępków i ozdób nie widać właściwej religii.To, co uważamy za nią, jest tylko jej upstrzeniem, ale ludzie tak przywykli do tych zewnętrznych naleciałości, że kto by chciał im to odebrać, odrzucić na bok i odsłonić nagi posąg, tego by nazwali świętokradcą, heretykiem tak, jakby i mnie niechybnie nazwali moi parafianie, gdybym chciał odrzucić te ozdoby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]