[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wieczorem z zachodu ruszył się wiatr, niebo zaciągnęłosię i noc zapowiadała się ciemna.Szło na zmianę pogody,w nakazanej ciszy chwilami pierwsze krople deszczu szele-ściły po listowiu, czasem zmącił ją świst lelka lub pohuki-wania sowy.Bolko w podnieceniu czekał na powrót podjazdów wysła-nych na zwiady, wcześniej jednak z powiewem doszła gosłaba woń dymu.Niemal pewny był, że niezbyt daleko obo-zują nieprzyjacielskie wojska, w rzadko bowiem zaludnio-nej okolicy nieliczne osady leżały tylko nad rzeką.Powra-cające zwiady potwierdziły to przypuszczenie, donosząc żeo niecałe pół mili na wielkiej polanie widać ognie obozu.Jak drapieżnika, który łup poczuje, Bolka ciągnęło, bynatychmiast uderzyć, ale zdołał się pohamować.Straty jakiezada zaskoczonym nie mogły mieć większego znaczenia,a przypłacić je mógł rozproszeniem własnego oddziału, prze-strzeżony nieprzyjaciel będzie czujniejszy w dalszym po-chodzie i nie pozwoli się już zaskoczyć u przeprawy.Ude-rzenia zaś od tyłu na pewno się nie spodziewa i wozy z za-opatrzeniem idące za wojskiem mogą się stać łatwym łu-pem, a dla nieprzyjaciela stratą trudną do powetowania.Powziąwszy postanowienie Bolko ruszył oddział, zrazukierując się ku południowi, by szerokim łukiem obejść nie-przyjacielski obóz.Szli w zupełnych ciemnościach, konieprowadząc przy pyskach, by nie rżały.Odszedłszy spory ka-wał skręcili na zachód, w końcu na północ i wreszcie Bolkozatrzymał pochód, pozwolił konie rozsiedlać i spętane pu-ścić na paszę, a ludziom pożywić się i spocząć.Mimo siąpią-cego deszczu zasypiali znużeni pochodem od wczesnego ran-ka, Bolko jednak postanowił sam stwierdzić, gdzie znajdujesię obóz, by mieć go na oku.Wziąwszy z sobą dwóch wojówruszył na wschód i uszedłszy kilka stajań ujrzał prześwie-cający między pniami poblask ognisk obozu.Nie zmyliłogo wyczucie kierunku i odległości, trafił tam, gdzie chciał.Wrócił do oddziału i poleciwszy obudzić się o pierwszymbrzasku, ułożył się do snu.Dzień wstawał leniwie, mimo że słońce już wzejść mu-siało, w lesie panował mrok, nisko wiszące chmury znowuzapowiadały słotę.Istotnie po chwili mżyć zaczęło i gdyBolko sprawiwszy oddział ruszył ku obozowi, mżawka prze-szła w deszcz, coraz rzęsistszy.Przemoknięci ludzie w po-rannym chłodzie szczękali zębami, ale Bolko z zadowole-niem zacierał zgrabiałe ręce.Jeśli nawet nieprzyjaciel zo-stawi tylną straż, nikt się nie rozgląda, gdy za kołnierz leje.Gdy przez szum ulewy doszły go odgłosy obozu, zatrzy-mał oddział i z kilku ludźmi podsunął się na skraj polany.Obóz już pustoszał, dymiły jeszcze ogniska, pozostały tylkowozy, które okrywano płachtami zwijanych namiotów, alewkrótce i one ruszyły i zniknęły w przeciwległej ścianielasu.Straży tylnej nie było, jedynie każdemu z wozów to-warzyszyło kilku knechtów, przed deszczem głowy okrywa-jących derami.Wyczekawszy dłuższą chwilę Bolko ruszył w ślad i je-chali w milczeniu, aż przez rzednące pnie przeświecać zacząłotwarty łęg, środkiem którego płynęła rzeka, w tym miejscudość szeroko rozlana.Bolko podsunąwszy się na skraj lasupatrzył.Większość wojsk cesarskich była już na drugim brzeguustawiając się do dalszego pochodu, pozostałe przeprawiałysię, a jednocześnie pierwsze wozy zjeżdżały do wody.Oczekiwana chwila nadeszła.Bolko skoczył do swoichi rozkazał:— Uprzęże odcinać, wozy wywracać, jeńca ni łupu niebrać, a pośle nie czekając w górę rzeki.Za mną!Pognali w milczeniu.Wozy jadące w przedzie dochodziłyjuż do prawego brzegu, gdy na lewym rozległy się wrzaskii wzmagały się, aż echo oddawało od ścian boru.Knechci,którzy w czasie przeprawy przysiedli się na wozy, dopieroteraz spostrzegli, co nadchodzi i jęli zeskakiwać w wodę,usiłując dobrnąć do brzegu.Ale niewielu uszło, bo jeźdźcywparłszy konie w rzekę już siedzieli na ich karkach.Wzmagająca się u przeprawy wrzawa wstrzymała pochódcesarskich wojsk, którego czoło stanowiąca jazda wjechałajuż w las.W zamieszaniu, nie wiedząc co się dzieje, wyda-wano sprzeczne rozkazy, tylko idący w ociągu oddział tar-czowników zawrócił, ale bezradnie z brzegu patrzył, jakjeźdźcy zeskoczywszy z koni wywracają wozy, odciętez uprzęży konie, spłoszone wrzawą, w rozsypce zmierzajądo brzegów i rozbiegają się na wszystkie strony, a polańskioddział dokonawszy zniszczenia zawrócił i nie spiesząc sięodjechał w górę rzeki.Wkrótce na miejsce wypadków nad-jechał sam cesarz.Zarządził postój i do wieczora wyciąganoz rzeki zwywracane wozy, wyławiano co się dało z zapasówi chwytano rozbiegane konie.Straty były poważne, przepa-dła lub nie nadawała się do użytku znaczna część żywności,niemal wszystkie namioty uniosła woda, przepadło wiezionena wozach uzbrojenie, kilkunastu ludzi poległo i należałoich pochować.Jedynym zyskiem było dwóch rannych jeźdź-ców polańskich, których w zamieszaniu i pośpiechu nie zdą-żyli zabrać towarzysze.Konrad kazał ich opatrzyć I prze-słuchać w swej obecności, po czym zlecił grafowi Dietri-chowi wysłać oddziały celem uzupełnienia zapasów żywno-ści, a na zwróconą uwagę, że spowoduje to zwłokę w po-chodzie odparł:— Raniej Mieszko prosić będzie o pokój, a że nie czeka nanas na Odrze, tym lepiej.Graf Dietrich wykonał polecenie, niemniej zdziwiony byłi zaskoczony.To co mówił cesarz, oznaczało, że nie ma za-miaru wkroczyć do Wielkiej Polski, a jeśli myśli o pokojuna korzystniejszych warunkach niż te, na jakich zawarł goz węgierskim królem, musi wpierw zadać Mieszkowi po-ważną klęskę.Na zwołanej jednak naradzie lenników wyjaśniło się, naczym Konrad opiera swą nadzieję.Już w Merseburgu otrzy-mał wiadomość, że Jarosław zajął Bełz i znacznymi siłamirusza na zachód, wiodąc z sobą Bezpryma.Nie mówił o tymwcześniej, niejednokrotnie bowiem do Mieszka przeciekaływieści, które powinny zostać tajne.Spodziewane rychłe zakończenie wyprawy rozproszyłonastrój przygnębienia.Zwłaszcza lennikom z PółnocnejMarchii spieszno było do domów, mieli bowiem wieści, żeWeleci niepokoją granice.Poprawiła się też pogoda i gdywróciły oddziały wysłane po żywność, wojska wypoczętei nakarmione ruszyły na wschód, teraz już ubezpieczając sięze wszystkich stron.Ale pochód odbywał się spokojniei czwartego dnia wojska dotarły w pobliże Przewozu i sta-nęły obozem na niewielkiej wyżynce, w odległości niespeł-na mili od gródka strzegącego brodu na Nysie.Tu już należało się spodziewać nieprzyjaciela i cesarzwysłał ku rzece podjazdy dla rozpoznania położenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •