[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymało się na napisie „Głośny śmiech”.– Co za dziwna nazwa – odezwała się Polina patrząc na zniekształcony, ogołocony statek.– Nie słyszałaś o nim? – spytał Posejdon.– To było oryginalne towarzystwo.Wielbiciele muzyki rozrywkowej.Latali na różne planety z koncertami.Piosenkarze i klowni.– Czyżby wszyscy zginęli?– Jeśli we wnętrzu asteroidy nie ma atmosfery – odparł Posejdon – to pewnie tak się stało.Tymczasem promień pełznął dalej, aż nagle rozległ się rozpaczliwy okrzyk Yudza:– Mój ojciec! Tu jest mój ojciec! Mówiłem, że go znajdę!Chłopiec wskazywał statek leżący za „Głośnym śmiechem”.Na boku widniał napis „Sakura”.I oznakowanie służby geologicznej.– To nasz statek! – powtarzał Yudzo.– Puśćcie mnie tam.Ja muszę tam iść.– Nie ma go tam – cicho wymówiła Polina.W zimnym bezlitosnym świetle reflektora widać było, że statek ucierpiał przy lądowaniu, a w dodatku zdjęto z niego część metalowego poszycia.– Mimo wszystko muszę tam pójść, nie możecie mi zabronić! – krzyczał Yudzo.– Ojciec mógł zostawić jakąś wiadomość.Przynajmniej list.– Uspokój się, Yudzo – powiedziała Polina.– Oczywiście, że pójdziemy tam i obejrzymy statek.– Powiedziałeś, że wewnątrz asteroidy może istnieć atmosfera? – spytała Alicja robota.Mówiła cichutko, ponieważ sama w to nie wierzyła.– Wątpliwe – odparł Posejdon.– Asteroidy to ciała martwe.Nie ma na nich atmosfery.Nie mogłaby istnieć z powodu bardzo słabego przyciągania.– Ale przyciąganie jest strasznie silne.– Wyjrzyj przez iluminator.Przecież to jasne – tutaj jest próżnia.– A w środku?– Skała.– A jeśli wewnątrz jest wydrążona jama i siedzą w niej ludzie, którzy mają generator grawitacji?– No, Alusiu, zaczynasz tu tworzyć powieść fantastyczną.Kto i po co miałby siedzieć w martwej asteroidzie?– Piraci kosmiczni! Zakradli się do Układu Słonecznego i skonstruowali taką pułapkę.Przyciągają statki, a następnie je grabią, pasażerów zaś biorą do niewoli.– Fantastka! – oświadczył stanowczo Posejdon.– Nawet gdyby piraci zdołali niepostrzeżenie zakraść się do Układu Słonecznego, po cóż mieliby grabić statek towarowy „Robinson”, wiozący części zapasowe do urządzeń wiertniczych, albo „Głośny śmiech” mający na pokładzie muzyków, których jedynym majątkiem były trąby oraz bębny? Po co napadaliby na „Sakurę”, na której profesor Komura nie miał nic oprócz próbek skał?– Posejdonie, nie rozumiesz prostych spraw – powiedziała otwierając szafę ścienną i wyjmując swój skafander.– Ludziom nie wolno odbierać nadziei.– Nadzieja to hipoteza nie poparta faktami – zaprotestował Posejdon.– Na razie nie poparta – odparła Polina.– Ale fakty mogą zaistnieć.– Brak logiki u ludzi niekiedy mnie po prostu oburza – stwierdził Posejdon.Yudzo podszedł za Poliną do szafy ze skafandrami i zatrzymali się jak wryty.– A gdzie jest mój skafander? – spytał.– Ojej, zostawiliśmy go na kutrze!– Co do kutra, to przyjdzie nam czekać – zauważył Posejdon.Przybliżył promień reflektora do samego „Arbatu” i stało się jasne, że przycumowany doń kuter „SzNK-24” nie wytrzymał lądowania awaryjnego.– Nie martw się – uspokoiła chłopca Polina.– Pójdę na „Sakurę”, a Posejdon sprawdzi kuter i przyniesie ci skafander.– Jeśli cokolwiek z niego pozostało – mruknął Posejdon.– Wezmę skafander Alicji.– upierał się Yudzo.– Posłuchaj – powiedziała surowo Polina – znajdujesz się na statku kosmicznym.Nie znamy naszej sytuacji.Ja jestem kapitanem.I wszyscy muszą być mi bezwzględnie posłuszni.Zrozumiałeś?– Zrozumiałem, kapitanie-san – odparł chłopiec.– Może jednak mimo wszystko wezmę skafander Alicji?– Nie wiemy nawet, dokąd trafiliśmy – cierpliwie wyjaśniała chłopcu Polina.– Nie wiemy, co nas czeka.Cokolwiek by się stało zostajecie z Alicją na statku.Tu jest bezpieczniej.– Racja – poparł Polinę robot.– Bo jeszcze i was trzeba będzie ratować.Aha, asteroidy o takich parametrach nie ma w spisie planetoid.Może jednak pójdę z tobą na „Sakurę”? W razie czego, nie trzeba mnie nawet ratować.Jestem starą blaszaną puszką.– Już to słyszeliśmy – odparła Polina.– Nic nowego.Przynieś szybko skafander Yudza.Może się nam przydać.I natychmiast wracaj.Odpowiadasz za bezpieczeństwo dzieci.– I bez twojego gadania wiem, za co odpowiadam.– Posejdon był niezadowolony, bał się o Polinę.Polina sprawdziła skafander, opuściła hełm.W głośniku jej głos dźwięczał głucho, jak gdyby tłumiła go poduszka.– Spróbuję połączyć się z Marsem przez radiostację „Sakury”.– Otworzyła luk do komory wyjściowej.Zanim luk się zamknął, Posejdon zdążył jeszcze rzucić za nią:– Stawiam sto do jednego, że nie ma tam żadnej radiostacji.Szczęknęło zamknięcie komory.W chwilę później Polina ukazała się na czarnej gładkiej powierzchni asteroidy.– Sprawdzam łączność – usłyszeli jej głos.– Łączność w porządku – powiedział robot.– W razie nieprzewidzianych komplikacji kapitanem statku zostaje Alicja Sielezniewa – oznajmiła Polina.– Zrozumiałem -zgodził się robot odprowadzając ją smugą światła z reflektora.Nie protestował, ponieważ zgodnie z regulaminem kosmicznym robot nie może dowodzić statkiem, na którym znajdują się ludzie.Nawet jeśli jest mądrym, doświadczonym, uniwersalnym robotem.Oczywiście w czasie nieobecności Poliny faktycznie on będzie grał pierwsze skrzypce na pokładzie, ale w sytuacji krytycznej ostatnie słowo będzie należało do Alicji, chociaż ma dopiero jedenaście lat.– Zrozumiałam wszystko – powiedziała Alicja, śledząc zmniejszającą się błyszczącą figurkę Poliny, która obchodziła szczątki statków, robiąc niekiedy głośne uwagi:– Teraz oglądam statek nieznanej konstrukcji – nie widzicie go, ponieważ leży za „Głośnym śmiechem”.Bez wątpienia nie pochodzi z Układu Słonecznego.Musiał trafić tutaj dawno.To znaczy, że ta asteroida nie od dziś przyciąga statki.Dziwne, że do tej pory nikt jeszcze nie zwrócił na nią uwagi.Już dwadzieścia lat temu pracowała tu kompleksowa ekspedycja.Musieliby ją dostrzec – przecież to duży obiekt.Jak myślisz, Posejdonie, jaki jest jej promień?– Nieco ponad kilometr – odparł Posejdon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]