[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszy³a ku niej.Starsza kobieta odwróci³a siê.— Czy pani Holcroft? — spyta³a Helden.— Matka Noela?Na dŸwiêk imienia syna Althene Holcroft z³o¿y³a rêce i wstrzyma³a oddech.Kim pani jest?Przyjació³k¹.Proszê mi wierzyæ.Lepsz¹, ni¿ siê pani wydaje.Poniewa¿ nic mi siê nie wydaje, okreœlenie lepsza czy gorsza nie ma dla mniewiêkszego sensu.Nazywam siê von Tiebolt.To zejdŸ mi z oczu! — S³owa kobiety smagnê³y nocne powietrze niczym bicz.—Tutejsi pracownicy s¹ przeze mnie op³aceni.Nie pozwol¹, abyœ mnie napastowa³a.Prêdzej ciê zabij¹.Wracaj do swojej wilczej zgrai!Nie nale¿ê do Wolfsschanze, pani Holcroft.Jesteœ z von Tieboltów!Gdybym by³a z Wolfsschanze, nie zbli¿y³abym siê do pani.Na pewno zdaje sobiepani z tego sprawê.Zdajê sobie sprawê, jakie pop³uczyny stanowicie.Od urodzenia ¿yjê z t¹ opini¹, ale jest pani w b³êdzie! Musi mi pani uwierzyæ.Nie wolno tu pani zostaæ, to zbyt niebezpieczne.Mogê pani¹ ukryæ, mogêpomóc.T y? W jaki sposób? Luf¹ pistoletu? Pod ko³ami samochodu?B³agam! Wiem, po co przyjecha³a pani do Genewy.Jestem tutaj z tego samegopowodu.Musimy siê z nim skontaktowaæ, powiedzieæ mu, zanim nie bêdzie zapóŸno.Trzeba powstrzymaæ te fundusze!S³owa Helden chyba zaskoczy³y kobietê.Po chwili œci¹gnê³a brwi, jakby wietrz¹cpodstêp.Te fundusze? A mo¿e mnie? Nie, mnie nie powstrzymacie.Zamierzam wezwaæ pomoc.Zjawi¹ siê tu moi ludzie i nic mnie nie obchodzi, czy ciê zabij¹.Reprezentujesz trzydzieœci lat k³amstwa! Wy wszyscy je reprezentujecie! Z nikimsiê nie skontaktujesz.Pani Holcroft! Ja kocham pani syna.Tak bardzo go kocham.i jeœli do niego wporê nie dotrzemy, on zginie.Zostanie zabity przez jedn¹ albo drug¹ stronê! Wobecnej sytuacji ¿adna nie mo¿e pozostawiæ go przy ¿yciu! Musi to panizrozumieæ.K³amiesz! — syknê³a Althene.— Wy wszyscy jesteœcie k³amcami!Do jasnej cholery! — krzyknê³a Helden trac¹c panowanie nad sob¹.— Nikt nieprzyjdzie ci pomóc.Bardzo im na rêkê, ¿e tu tkwisz! A ja nie jestem kalek¹.Mam w nodze pocisk! Znalaz³ siê tam, bo stara³am siê skontaktowaæ z Noelem! Niewiesz nawet, przez co razem przeszliœmy! Nie masz prawa.Z ma³ego budynku nad wod¹ dobieg³a prowadzona podniesionymi g³osami wymianazdañ.Obie kobiety s³ysza³y wyraŸnie wykrzykiwane tam s³owa.zupe³nie jakbyby³y przeznaczone dla ich uszu.Nic pan tu nie wskóra.Nie ma tu takiej kobiety! Proszê wyjœæ.Nie rozkazuj mi! Ona tu jest!Helden zmartwia³a.Zna³a ten g³os od dziecka.To prywatny akwen.Jeszcze raz pana proszê o opuszczenie tego terenu.Otwórz te drzwi!Co? Które drzwi?Te za tob¹!Helden zwróci³a siê do Althene Holcroft.Nie mam czasu na wyjaœnienia.Mogê tylko powiedzieæ, ¿e jestem paniprzyjació³k¹.Niech pani skacze do wody! Niech siê pani ukryje! Szybko!Dlaczego mia³abym ci wierzyæ? — Kobieta patrzy³a na budynek za plecami Helden.By³a zaniepokojona, niezdecydowana.— Jesteœ m³oda i silna.Mog³abyœ mnie beztrudu zabiæ.To tamten cz³owiek chce pani¹ zabiæ — wyszepta³a Helden.— Próbowa³ ju¿ zabiæmnie.Kto to jest?— To mój brat.Niech pani wreszcie zamilknie, na mi³oœæ bosk¹!Helden otoczy³a Althene ramieniem w talii i przypad³a do desek nabrze¿azmuszaj¹c kobietê, by posz³a w jej œlady.Nie puszczaj¹c jej, najostro¿niej,jak to by³o mo¿liwe, zsunê³a siê z krawêdzi i obie znalaz³y siê w wodzie.Althene dygota³a na ca³ym ciele, usta mia³a pe³ne wody.W pewnym momenciezakrztusi³a siê ni¹ i zaczê³a rozpaczliwie m³Ã³ciæ rêkami.Helden obejmowa³a j¹w pasie, staraj¹c siê podtrzymaæ Althene w pozycji pionowej.Niech pani nie kaszle! Nie wolno nam robiæ ha³asu! Proszê powiesiæ sobietorebkê na szyi.Pomogê pani.Dobry Bo¿e, co ty wyprawiasz?!Cicho.Dziesiêæ metrów od miejsca, gdzie siê znajdowa³y, ko³ysa³a siê na wodzieprzycumowana do nabrze¿a ma³a motorówka.Helden poci¹gnê³a Althene w kierunkuzbawczych cieni jej kad³uba.By³y ju¿ w po³owie drogi, kiedy ich uszu dobieg³otrzaœniecie drzwi i ujrza³y snop œwiat³a rzucany przez potê¿n¹ latarkê.Ci¹³mrok z³owieszczymi esami floresami w rytm susów biegn¹cego w kierunku nabrze¿ablondyna.Dopad³szy tam, mê¿czyzna zatrzyma³ siê i skierowa³ latarkê na wodê.Helden, przezwyciê¿aj¹c obezw³adniaj¹cy teraz ból w nodze, podjê³a rozpaczliw¹próbê przyœpieszenia.Na pró¿no; noga by³a za s³aba, a ciê¿ar nasi¹kniêtego wod¹ ubrania zbyt wielki.Niech pani spróbuje dop³yn¹æ do ³odzi sama — wyszepta³a.— Ja zawrócê.zauwa¿y mnie i.Nie szamocz siê tak! — przerwa³a jej kobieta wykonuj¹c teraz pod wod¹ p³ynne,stabilizuj¹ce ruchy ramionami, by ul¿yæ Helden.— To ten sam cz³owiek.Twójbrat.Ma pistolet.Szybciej!Nie dam rady.Dasz.Wspólnymi si³ami, podtrzymuj¹c jedna drug¹, zaczê³y siê powoli przesuwaæ wp³aww kierunku ³odzi.Blondyn sta³ na nabrze¿u i metodycznie, posuwistymi ruchami, omiata³ wi¹zk¹œwiat³a powierzchniê jeziora.Za kilka sekund snop jasnoœci natrafi na nie;przybli¿a³ siê nieub³aganie niczym œmiercionoœny laserowy promieñ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]