[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zapisała go na kawałku papieru.Sten szybko wstał.- Dalej, Alex.Zdaje się, że musimy dokonać drobnego włamania.Skierowali się do drzwi.- Aha, kapitanie! - zawołała Collins.- Tak?- Chyba jest jeszcze coś, co powinieneś wiedzieć.- Dawaj.- Na pokładzie Zaarah Wahrid prawdopodobnie znajduje się bomba.I to całkiem spora.- Dziękuję.- Nie ma za co.Sten z Alexem opuścili towarzystwo.Rozdział trzydziesty dziewiątyMaleńki ścigacz był jednostką o niezbyt dużej wartości, ale swojego czasu ktoś włożył wiele troski i wysiłku, aby podwyższyć jego standard.W niewielkiej kabinie pilota, wyłożonej plasdrewnem i zapełnionej hebanowymi meblami, teraz panował wręcz kosmiczny chaos.Wokółsprzętów leżały porozrzucane ubrania, walały się brudne pojemniki po jedzeniu, których obecnemu mieszkańcowi nie chciało się nawet wyrzucić do systemu odpadkowego.Tarpy leżał rozciągnięty na koi, z przymkniętymi oczyma i uśmieszkiem na twarzy.Całe ciało mężczyzny niemal całkowicie obsiadły koty.W innej epoce nazwano by te stworzenia dachowcami, Tarpy zaś określał je mianem portowców.Prezentowały wszelkie wyobrażalne rozmiary i kolory.Głaskając kudłate futerka zwierząt, Tarpy leniwie obserwował sytuację na Zaarah Wahrid - kupie złomu, zakotwiczonej o jakieś ćwierć klika od ścigacza.Tarpy usłyszał ciche mruknięcie, dochodzące spod jego lewego ramienia, więc uniósł się na tyle, aby umożliwić kociakowi ucieczkę.Mały dołączył do rodzeństwa, pożywiającego się przywymionach mamy.Kocica natomiast urządziła sobie wygodne legowisko na brzuchu mieszkańca ścigacza.W zasadzie tylko dzięki tym kotom Tarpy pozostawał przy zdrowych zmysłach.Odkąd objąłposterunek, wokół Zaarah Wahrid panował absolutny spokój.Po drugiej stronie jachtu kryli się dodatkowi strażnicy, ale Tarpy ograniczał z nimi kontakty do niezbędnego minimum.Uważał ich za wyjątkowych tępaków, których jedyną zaletą była gotowość do poniesienia śmierci na miejscu.Na długich wachtach Tarpy wolał towarzystwo kotków.Poczuł lekkie mrowienie w lewym uchu i usłyszał ciche pikanie.Serce zaczęło mu bićgwałtownie.Nareszcie coś się działo!Delikatnie wygrzebał się spod swoich ulubieńców i usiadł na koi.Włączył wizualny monitor, po czym zaczął wzrokiem przeczesywać teren.Przebadanie kotwicowiska nie należało do trudnych zadań.Port jachtowy wyglądał jakdwukilometrowej wysokości drzewo z licznymi konarami.Pień stanowiły sklepy, restauracje, stacje obsługi i paliwowe.Gałęziami były prywatne doki rejestrowe, przy których cumowały wszelkiego rodzaju jednostki - począwszy od jachtów o rozmiarach niemal liniowców, a skończywszy na małych łódeczkach.Przy boku Zaarah Wahrid Tarpy zauważył jakiś ruch.To Sten i Alex wyszli z cienia rzucanego przez wiszący w górze okręt.Dwaj mężczyźni pewnym krokiem ruszyli w kierunku jachtu.Tarpy uśmiechnął się, poznawszy przybyszów.Nacisnął brzęczyk, aby zaalarmować pozostałychczłonków ochrony.Podniósł się z koi i nałożył uprząż z bronią.Podszedł do drzwi, lecz w progu zatrzymał się na moment.Spojrzał na pootwierane pojemniki z żywnością, stojące na podłodze.Wystarczy jedzenia dla kotków, zanim upora się z intruzami.Alex raz jeszcze obrzucił wzrokiem kotwicowisko.Nikogo.Nawet jednego technika.- Dalej, stary.Robota czysta jak gacie królowej.Sten podszedł prosto do panelu śluzy przy wejściu, otworzył go, a następnie zaczął wstukiwać kod, który podała mu Liz.Wpisał pierwsze trzy cyfry.Czekał, aż komputer je sprawdzi i pozwoli mu kontynuować.- Przygotuj się do skoku, Alex.Nie wiadomo, co jest po drugiej stronie drzwi.Kilgour skinął głową, bacznie obserwując okolice.Poczuł dreszcz na plecach i napięcie mięśni, zanim jeszcze zauważył nadciągających dryblasów.- Mamy towarzystwo - syknął do Stena i szybko odsunął się od śluzy.Kapitan spojrzał akurat w chwili, gdy jakaś postać przeskakiwała od jednego zbiornika do drugiego.Alex wraz ze Stenem przeczekali parę sekund, jednocześnie rozglądając się za kryjówką i spokojnie odpinając już odbezpieczone karabiny Willy'ego.- Tam! - szepnął sierżant.Sten powoli odwrócił głowę w kierunku samotnie zbliżającego się Tarpy'ego.- Potrzebujesz pomocy, kolego? - wycedził Tarpy, zbliżając się do przybyszów jakby odniechcenia.Sten natychmiast zauważył, że ta niedbałość ruchów maskowała profesjonalizm Tarpy'ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •