[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno mi się było zdecydować na odebranie życia człowiekowi.Nie żywiłem żadnych wrogich uczuć wobec tego okrutnego barbarzyńcy, który działał pod wpływem instynktu niemal bezwarunkowego, jaki cechuje dzikie zwierzęta, i do ostatniej chwili z determinacją szukałem jakiegoś sposobu uniknięcia tego, co teraz wydawało się nieuniknione.Ajor stała u mego boku z nożem w ręku i drwiącym uśmieszkiem na ustach będącym odpowiedzią na jego oświadczenie, że zabierze ją ze sobą.W tej samej chwili, kiedy pomyślałem, że jednak muszę strzelić, z miejsca, gdzie pławiły się w wodzie kobiety, wzbił się ku nam chór wrzasków przerażenia.Zobaczyłem, że mężczyzna zatrzymuje się i zerka w dół, i idąc za jego przykładem również tam spojrzałem, żeby przekonać się, co jest źródłem paniki.Kiedy kobiety wychodziły już z wody i wolnym krokiem wracały do jaskini, te idące przodem natknęły się niespodziewanie na monstrualnych rozmiarów lwa jaskiniowego, który zastąpił im drogę do urwisk wyskakując na środek wąskiej ścieżki co prowadziła skalnym rumowiskiem do stawu.Kobiety z dzikim wrzaskiem zawróciły i rzuciły się w popłochu do ucieczki z powrotem w stronę bajora.– Nic im to nie pomoże – zauważył mężczyzna, a w jego głosie pojawiły się nutki podniecenia.– Nic im to nie pomoże, bo lew zaczeka, aż wyjdą z wody i porwie ich tyle, ile będzie mógł unieść ze sobą; a jest tam taka jedna – dodał ze smutkiem – co do której miałem nadzieję, że wkrótce podąży za mną do Kro-lu.Przyszliśmy tu razem stamtąd gdzie początek.– Uniósł nad głową swoją włócznię i zamierzył się, gotów nią cisnąć w czającego się na dole lwa.– To ta najbliżej niego – mruknął.– Dopadnie ją i nigdy już się z nią nie połączę, ani wśród Kro-lu, ani nigdy potem.To beznadziejne! Nie ma na świecie wojownika, który potrafiłby cisnąć włócznią na tak wielką odległość.Zanim jeszcze skończył mówić, poderwałem karabin do ramienia i wymierzyłem w wielką bestię pod nami; a kiedy zamilkł, nacisnąłem spust.Pocisk musiał ugodzić potwora precyzyjnie w miejsce, w które celowałem, bo strzaskał mu kręgosłup tuż za łopatkami i przeszył serce kładąc go na miejscu trupem.Huk wystrzału przeraził kobiety tak samo jak napaść lwa, ale po chwili, kiedy zorientowały się, że ta głośna detonacja najwyraźniej uśmierciła ich prześladowcę, zaczęły ostrożnie podchodzić do nieruchomego cielska, by przyjrzeć mu się z bliska.Mężczyzna, do którego odwróciłem się natychmiast po oddaniu strzału, licząc się z ewentualnością, że nadal nosi się z zamiarem zaatakowania mnie, stał jak skamieniały wlepiając we mnie zdumiony i pełen podziwu wzrok.– Jeśli to potrafisz – wykrztusił wreszcie – to dlaczego dawno już mnie nie zabiłeś?– Już ci powiedziałem – odparłem – że nic do ciebie nie mam.Nie zabijam ludzi, którzy nic mi nie zrobili.Ale ten argument wyraźnie do niego nie przemawiał.– Wierzę teraz, że nie pochodzisz z Caspak – przyznał – bo żaden Caspakijczyk nie przepuściłby takiej okazji.– Jak się później przekonałem, była to mimo wszystko przesada, bowiem plemiona zamieszkujące zachodnie wybrzeże, a nawet Kro-lu z wybrzeża wschodniego są o wiele mniej żądni krwi, niż usiłował mi wmówić.– I ta twoja broń! – ciągnął.– Myślałem, że łżesz, a ty mówiłeś prawdę.– Zamilkł na chwilę i nagle wyrzucił z siebie: – Zostańmy przyjaciółmi!Spojrzałem na Ajor.– Mogę mu zaufać? – spytałem.– Tak – odparła.– Czemu nie? Czyż nie zaproponował ci przyjaźni?Nie orientowałem się jeszcze wtedy na tyle w caspakijskich zwyczajach, by wiedzieć, że prawdomówność i lojalność to dwie niezłomne zasady wyznawane przez tych prymitywnych ludzi.Nie rozwinęli dostatecznej kultury, by zostać adeptami hipokryzji, zdrady i obłudy.Istnieje, naturalnie, kilka wyjątków od tej reguły.– Możemy iść razem na północ – ciągnął wojownik.– Ja będę wspierał w walce ciebie, a ty mnie.Będę ci służył aż do śmierci, bo ocaliłeś So-al, którą miałem już za martwą.– Rzucił na ziemię swoją włócznię i zakrył oczy dłońmi.Zerknąłem pytająco na Ajor, a ona wyjaśniła mi najlepiej, jak umiała, że to forma caspakijskiej przysięgi na wierność.– Po takim czymś nie musisz się go już obawiać – podsumowała.– Jak mam się zachować? – spytałem.– Oderwij mu dłonie od oczu i podaj mu jego włócznię – poinstruowała mnie.Zrobiłem, co mi kazała i mężczyzna wyraźnie się uradował.Spytałem następnie, jak powinienem był postąpić, gdybym nie życzył sobie jego przyjaźni.Wytłumaczyli mi, że gdybym odwrócił się i odszedł, to z chwilą, w której zniknąłbym wojownikowi z oczu, ponownie stalibyśmy się śmiertelnymi wrogami.– Ale przecież mogłem go bez trudu zabić, kiedy stał tam zupełnie bezbronny! – wykrzyknąłem.– Owszem – odparł wojownik – ale żaden rozsądny człowiek nie zasłania sobie oczu stojąc przed kimś, komu nie ufa.Był to raczej skromny komplement, ale przecież powiedział mi, w jakim stopniu mogę polegać na moim nowym przyjacielu.Rad byłem, że przyłącza się do nas, bo znał kraj i wszystko wskazywało na to, że jest nieustraszonym wojownikiem.Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby udało mi się zwerbować cały batalion jemu podobnych.Ponieważ kobiety zbliżały się już do urwisk, wojownik To-mar, bo tak miał na imię, zaproponował, abyśmy zeszli w dolinę, zanim zdążą przeciąć nam drogę, ponieważ mogłyby nas wtedy przytrzymać, a już prawie na pewno rzuciłyby się na Ajor.Pospieszyliśmy w dół wąską ścieżką, lecz kiedy dotarliśmy do stóp urwiska, kobiety były tuż-tuż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]