[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem twarz mu skamienia³a, nieprzenikniona.Znowu w³o¿y³ maskê.No tak, oczywiœcie.Z nim te¿ sypiasz?Na mi³oœæ bosk¹! - syknê³am, chwytaj¹c go za ramiê i odci¹gaj¹c na bok.- Ciszej.To nie pora ani miejsce.132Nie zosta³aœ na noc.Nie mogê teraz o tym rozmawiaæ - oznajmi³am sucho.-A akurat ty powinieneœ siê nie pokazywaæ ze mn¹ publicznie.Nie wiem,czy twój szef siê ucieszy, jeœli siê dowie, co zrobiliœmy.Blake zmarszczy³ brwi.- To moja sprawa.-Tak, rzeczywiœcie, dlatego proponujê, ¿ebyœ zacz¹³ siê o to martwiæ, a mniepozwoli³ spokojnie odjechaæ z koleg¹ z pracy.- Odwróci³am siê, ¿eby odejœæ, apotem wróci³am.- Bo nawiasem mówi¹c, tym dla mnie jest.Koleg¹.Bardzo przyjacielski jak na kolegê.Czy nie z nim siê obœci-skiwa³aœ w szkole? Chyba go sk¹dœ znam.To on obœciskiwa³ mnie - sprostowa³am ze z³oœci¹.- Ale nie.To znaczy, nie jestem.To znaczy, ty to co innego.- Poczu³am ¿arbij¹cy z moich policzków i zdziwi³am siê, po cholerê to powiedzia³am.Blake, któremu drgn¹³ k¹cik ust, nie zd¹¿y³ odpowiedzieæ, bo rozleg³ siêklakson i zza zas³ony deszczu wy³oni³ siê volkswagen golf.- Przyjecha³.Muszê iœæ.- Pokuœtyka³am przed siebie, modl¹csiê, ¿eby Blake nie spyta³ mnie znowu, dlaczego kulejê.Geoff, zawsze d¿entelmen, przechyli³ siê, ¿eby otworzyæ mi drzwi.Wsiad³am.Poraz drugi w ci¹gu trzech dni wyraŸnie poczu³am, jak niewielka odleg³oœæ dzielipasa¿era od kierowcy w przeciêtnym samochodzie.Mo¿e jednak trzeba by³o jechaæz Blakiem - choæ pewnie przes³ucha³by mnie w sprawie nogi.Geoff obrzuci³ mnieprzeci¹g³ym spojrzeniem, demonstruj¹c przy okazji krystaliczny b³êkit oczu.W porz¹dku?Tak.Skrêæ na œwiat³ach w lewo, a dalej ciê pokierujê - rzuci³am zwiêŸle, zdecydowana ograniczyæ rozmowê do minimum.Oczywiœcie Geoff mia³ inne plany.Dlaczego tak przede mn¹ uciekasz? - Pytaniu towarzyszy³o¿a³osne spojrzenie.Nie wiem, o co ci chodzi.Tutaj znowu w lewo.133Geoff obróci³ p³ynnie kierownic¹.Zaczynam podejrzewaæ, ¿e mnie nie lubisz.Ale¿ sk¹d - powiedzia³am z wysilon¹ uprzejmoœci¹.- Jesteœ.eee.bardzo mi³y.Jako kolega.- Mia³em nadziejê, ¿e bêdê kimœ wiêcej ni¿ koleg¹:Wbi³am paznokcie w d³onie.Dobry Bo¿e, tylko nie to! Jeœlizacznie mnie podrywaæ, umrê.Po prostu.Ironia sytuacji polega³a na tym, ¿ezawzi¹³ siê na mnie, bo mi na nim nie zale¿a³o.Niektóre kobiety cierpia³ymêki, poniewa¿ siê do nich nie odzywa³, a inne chodzi³y pijane szczêœciem przezparê dni, gdy siê do nich uœmiechn¹³.Dlaczego nie pad³o na któr¹œ z nich?Zerkn¹³ na mnie.- Tutaj w prawo, tak?Skinê³am g³ow¹, zaskoczona.A w³aœciwie sk¹d on to wie?Kiedyœ powiedzia³aœ, ¿e mieszkasz w Wilmington Estate -powiedzia³ lekko, jakby us³ysza³ moje pytanie.- Nie przeprowadzi³aœ siê, prawda?Nie.- Przetrz¹snê³am pamiêæ, usi³uj¹c stwierdziæ, czynaprawdê to mi siê przy nim wymknê³o.A on, jakby chcia³zatrzeæ wra¿enie, zacz¹³ gadaæ o innych nauczycielach.Pomrukiwa³am w odpowiedzi, daleka myœlami.W koñcu spuœci³am wzrok i zobaczy³am coœ, co b³yskawicznie mnie otrzeŸwi³o.Pochyli³am siê i wygrzeba³am to coœ spod fotela.Wystarczy³omi tylko zobaczyæ ro¿ek znanego czerwono-bia³ego opakowania.Paczka marlboro.- Geoff, co to tu robi?Zerkn¹³ nieuwa¿nie.Chyba nie bêdziesz mi o to suszyæ g³owy? Czasami sobiezapalê dla odprê¿enia.Przecie¿ uczysz wuefu.Ale mnichem nie jestem.Lubiê sobie popiæ, zapaliæ -i co z tego? Nie trzeba byæ sportowcem, ¿eby uczyæ dziewczynkigimnastyki czy siatkówki, wierz mi.- Znowu na mnie spojrza³.- Elaine o tym nie wie i chcia³bym, ¿eby tak zosta³o.Oczywiœcie.- W g³owie mia³am zamêt.Do tej pory nie pomy-134sia³am, ¿e to on móg³ mnie napaœæ.Mo¿e dlatego, ¿e uzna³am napastnika zapalacza.Ale teraz.Przypomnia³am sobie stare powiedzonko: To, ¿e mam paranojê, nie znaczy, ¿e zamn¹ nie chodz¹.- Teraz musisz mnie pokierowaæ - rzek³, skrêcaj¹c w osiedlei zwalniaj¹c.Ogarnê³o mnie silne pragnienie ucieczki z tego samochodu.Dalej pójdê pieszo.W ¿adnym wypadku.Gdzie jechaæ? - Lekko przyspieszy³, tak¿e nie mog³am wysi¹œæ w biegu.Panowa³ nad sytuacj¹ i bardzomu siê to podoba³o.Skapitulowa³am.Powiedzia³am mu, gdzie mieszkam i jak ma tam trafiæ.Zatrzyma³siê przed domem i przyjrza³ siê mu sza-cuj¹co.- Niez³y, ale trzeba by o niego trochê zadbaæ.Mia³ racjê.W rynnach ros³y chwasty.Z parapetów i drzwi frontowych odchodzi³ywst¹¿ki z³uszczonej farby jak martwa skóra.Lubiê prace remontowe - powiedzia³ Geoff, zginaj¹c rêce,tak ¿e miêœnie jego superopalonych przedramion zadrga³y.- Bezkoszuli, na drabinie, malowanie framug w s³oneczny dzieñ.niema nic lepszego.Chêtnie ci pomogê, jeœli chcesz.Mi³y jesteœ - mruknê³am, odpinaj¹c pas - ale proszê, niezawracaj sobie g³owy.Nie chcê ci robiæ k³opotu.- To ¿aden k³opot, tylko przyjemnoœæ - odpowiedzia³ szybko.By³am za mi³a.Pora postawiæ sprawê jasno.- S³uchaj, Geoff, wygl¹d mojego domu jest mi obojêtny.Jasne?Zapomnij o sprawie.Wzruszy³ ramionami.Siêgnê³am po klamkê.Chwyci³ mnie za rêkê i przytrzyma³, poci¹gn¹³ znowu nafotel.Poczekaj - szepn¹³ ochryple.Puszczaj! - Gard³o i p³uca mi siê zacisnê³y, nie mog³am oddychaæ.- Geoff, puœæ!Chcê tylko porozmawiaæ.- Rozpi¹³ pas.- Sarah.135Zdj¹³ rêkê z klamki, ¿eby obiema d³oñmi uj¹æ moj¹ twarz i przyci¹gn¹æ j¹ dosiebie.By³ o wie³e ode mnie silniejszy.Uœwiadomi³am sobie ch³odno, ¿e zarazmnie poca³uje, a ja nie mogê mu przeszkodziæ.Dotkn¹³ wargami moich ust.Zacisnê³am je mocno.Brzydzi³am siê jego napieraj¹cych warg i natarczywego,mokrego jêzyka.Na oœlep namaca³am klakson i walnê³am go piêœci¹ ze wszystkichsi³.Rykn¹³ przeraŸliwie; fale dŸwiêku rozesz³y siê w samochodzie.-Jezu! - krzykn¹³ Geoff, odskakuj¹c.- Czemu to zrobi³aœ, do cholery?- Zostaw mnie w spokoju - wycedzi³am.- Mówiê serio.Niejestem tob¹ zainteresowana.Nie rozstawaj siê z nim w gniewie, zarz¹dzi³ mój wewnêtrzny g³os.Nie chceszchyba dramatów w pokoju nauczycielskim?S³uchaj, nie zamierzam tego kontynuowaæ.Nie szukamzwi¹zku.Wystarczy³o powiedzieæ!Omal nie przewróci³am oczami.Geoff spojrza³ przez przedni¹ szybê.- Czy przynajmniej dasz siê przekonaæ, ¿e mogê byæ przyjacielem, jeœli nie kimœ wiêcej?Zaczê³am siê wycofywaæ.Nie musisz.Ale chcê.Bo zawsze chodzi o ciebie, co? Westchnê³am.- Jak wolisz.- Wziê³am torbê.- Jestem wykoñczona.Dziêkiza podwózkê.Nie masz urazy?-Nie.Wysiad³am z samochodu i spojrza³am na dom po drugiej stronie ulicy - domDanny'ego Keane'a.Coœ zwróci³o moj¹ uwagê.Jakiœ ruch.Klasyczne zafalowaniefiranki.Odwróci³am siê i pokuœtyka³am podjazdem, rozwijaj¹c najwiêksz¹mo¿liw¹ szybkoœæ.Geoff - jakby jeszcze narobi³ za ma³o zamieszania - opuœci³ okno i zawo³a³ zamn¹:- Jesteœ niesamowita! Do zobaczenia wkrótce!136Nie oœmieli³am siê spojrzeæ za siebie.Wpad³am do domu, zaryglowa³am drzwi iobróci³am klucz w zamku.Geoff w koñcu odjecha³, nie odmówiwszy sobie nakoniec zatr¹bienia klaksonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]