[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostalo ich tylko troje.A grupa ta stanowila przedmiot tylu nadziei, takwiele zlozyla na jedna szale, tak niepozorna, tak bardzo zalezna od pogody - iod ponownego nakrecenia.Gdyby tylko mogli byc wieksi! Dorosli to przy nicholbrzymi.No, ale Dzieci.W którym punkcie zawiedli? Co stalo sie z ta szansa, jedynakrucha szansa?- Jak to bylo? Co sie stalo?- Nikt nie wie.W fabryce huczy.I na dodatek wyczerpuja im sie materialy.Czesc maszyn jest popsuta i nikt nie potrafi sie za nie zabrac.- Samolotpodjechal do skraju komódki.- Musze wracac.Wkrótce wpadne, by zobaczyc, jaksobie radzisz.Samolot wzbil sie w góre i wylecial przez otwarte okno.Oszolomiony Pan Mójodprowadzil go wzrokiem.Co sie moglo wydarzyc? Przeciez Dzieci stanowily ich najmocniejszy atut.Wszystko zostalo gruntownie zaplanowane.Nie dawalo mu to spokoju.WIECZÓR.Chlopiec siedzial przy stole patrzac niewidzacym wzrokiem napodrecznik do geografii.Odwracal kartki i krecil sie zasepiony.Wreszciezatrzasnal ksiazke.Zsunal sie z krzesla i podszedl do szafy.Siegal wlasnie powypchany karton, kiedy z komódki dobiegl go czyjs glos:- Pózniej.Potem sie z nimi pobawisz.Musimy omówic cos pilnego.Z apatyczna i znuzona twarza chlopiec odwrócil sie w strone stolu.Skinalglowa, po czym opadl na krzeslo i podparl rekami podbródek.- Nie jestes spiacy, prawda? - zapytal Pan Mój.- Wcale.- Wobec tego posluchaj.Jutro po lekcjach masz pójsc pod wskazany adres.Toniedaleko od szkoly.Chodzi o sklep z zabawkami.Moze go znasz.Swiat ZabawekDona.- Nie mam pieniedzy.- To bez znaczenia.Wszystko zostalo ustalone z góry.Idz do Swiata Zabawek ipowiedz temu czlowiekowi: "Kazano mi stawic sie po przesylke".Zapamietasz?"Kazano mi stawic sie po przesylke".- Co w niej bedzie?- Pewne narzedzia i kilka zabawek dla ciebie.Beda do mnie pasowac.- Metalowafigurka zatarla rece.- Ladne nowoczesne zabawki, dwa czolgi i karabinmaszynowy.Plus czesci zamienne do.Na schodach rozlegly sie kroki.- Nie zapomnij - wtracil nerwowo Pan Mój.- Zrobisz to? Ta czesc planu jestniezwykle wazna.Pelen obaw zalamywal rece.CHLOPIEC KONCZYL wygladzac szczotka sterczace kosmyki.Nalozyl czapeczke ipodniósl swoje podreczniki.Na zewnatrz poranek szarzal przygnebiajaco.Miarowoi bezszelestnie siapil deszcz.Nagle chlopiec z powrotem odlozyl ksiazki.Podszedl do szafy i siegnal dosrodka.Zacisnal palce wokól nogi Tedda i wydobyl go z pudla.Chlopiec usiadl na lózku tulac Tedda do policzka.Trwal tak przez dluzszy czaswraz ze swoim pluszowym misiem, niebaczny na cokolwiek innego.Ni stad, ni zowad zwrócil sie w kierunku komódki.Wyciagniety Pan Mój spoczywaltam w milczeniu.Bobby pospiesznie odniósl Tedda do kartonu.Przeszedl przezpokój.Kiedy otwieral drzwi, metalowa figurka na komódce poruszyla sie.- Pamietaj o Swiecie Zabawek.Drzwi zamknely sie.Pan Mój uslyszal ciezkie kroki Dziecka schodzacego poschodach tupiac nieszczesliwie.Nie posiadal sie z radosci.Szlo jak z platka.Bobby nie chce tego robic, ale nie protestuje.A jak tylko narzedzia, czesci ibron bezpiecznie dotra do srodka, mozliwosc porazki nie bedzie wchodzila wrachube.Moze przejma kolejna fabryke.Albo nawet lepiej: sami stworza sztance imaszyny, aby wyeliminowac potezniejszych Panów.Tak, gdyby tylko mogli bycwieksi, chociaz odrobine wieksi.Byli przeciez tak mali, tak niepozorni,zaledwie kilka cali wysokosci.Czy Stowarzyszenie skazane jest naniepowodzenie, na wymarcie wylacznie z racji tego, ze jego czlonkowie byli malii watli?Ale przy wsparciu czolgów i broni! Jednak ze wszystkich pakunków skladowanychpotajemnie w sklepie z zabawkami, ten jeden, wlasnie ten jeden mial byc.Uslyszal szmer.Pan Mój odwrócil sie gwaltownie.Teddo ociezale wylazil z szafy.- Bonzo - powiedzial.- Bonzo, idz pod okno.Jesli sie nie myle, to wlasnietamtedy dostal sie do srodka.Pluszowy królik jednym skokiem wyladowal na parapecie.Przykucnal, wygladajacna zewnatrz.- Na razie nic.- To swietnie.- Teddo kroczyl w strone komódki.Spojrzal w góre.- Maly Panie,zejdz no tu, prosze.Dosyc sie tam nasiedziales.Pan Mój wlepial w niego oczy.Fred, gumowa swinka, wychodzil z szafy.Posapujaczblizyla sie do komódki.- Wejde do góry i sciagne go - oswiadczyl.- Nie zanosi sie na to, by samraczyl zejsc.Bedziemy zmuszeni mu pomóc.- Co ty wyprawiasz? - krzyknal Pan Mój.Gumowa swinka szykowala sie do skoku zuszami na plask przylegajacymi do glowy.- O co chodzi?Fred skoczyl.W tym samym momencie Teddo zaczal gladko piac sie w góre pouchwytach komódki.Bez trudu dostal sie na szczyt.Pan Mój zmierzal ku scianie,zerkajac na lezaca gleboko w dole podloge.- A wiec to spotkalo pozostalych - mruknal.- Teraz juz rozumiem.Czyhajaca nanas Organizacja.Wszystko jasne.Skoczyl.Kiedy zebrali pokruszone kawalki i wsuneli je pod dywan, Teddo powiedzial:- Ta czesc byla latwa.Miejmy nadzieje, ze pozostale nie okaza sietrudniejsze.- Co masz na mysli? - zapytal Fred.- Ten pakunek.Czolgi i bron.- Och, damy im rade.Pamietasz, jak pomagalismy w sasiedztwie, kiedy pierwszyMaly Pan, pierwszy, z którym mielismy do czynienia.Teddo wybuchnal smiechem.- Wywiazala sie niezla walka.Byla ciezsza niz ta No ale przeciez wspieraly naspandy z naprzeciwka.- Dokonamy tego raz jeszcze - stwierdzil Fred - Zaczyna mi to sprawiacniesamowita frajde.- Mnie równiez - dodal z okna Bonzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]