Wes Craven Stowarzyszenie Fontanna (2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musz�.Moje czeki podró�ne, paszport i wszystkie rzeczy s� tam.No, powiedzteraz.Jeste� jej to winien.- To nie takie �atwe.W bazie jest kto� jeszcze.Zamar�a.Czu�, jakprzygotowuje si� do obrony.- Kobieta?- Tak.- Yvette jest tu z tob�? - zapyta�a, my�l�c, �e to jeden wielki spisek, którymóg�by obejmowa� nawet jego �on�.- Nie.To nie tak.Nie Yvette.- Zamilk�.To by�o ponad jego si�y.- Nie znaszjej, uwierz.Ale nie mog� jej zostawi�.Jest zbyt niebezpiecznie.- Jest w to wpl�tana tak jak ty?- Tak, i to bardzo.Wiele ryzykuje.A ty.ty te� jeste� wniebezpiecze�stwie.Skin�a lekko, próbuj�c co� z tego zrozumie�.- Ten cz�owiek, o którym wspomnia�e�? Pu�kownik? Peter wzi�� j� za r�k�.Spojrza� jej w oczy.O tym akurat móg� powiedzie�.- Ma wielk� w�adz�.nie do opisania - zacz�� i zamilk� natychmiast,pomy�lawszy o w�asnym �yciu, obecnie zagro��onym, i zda� sobie spraw�, �eprzyj�cie tu dzi� by�o zupe�nie niedorzeczne.Henderson i wszyscy pozostalimieli na uwadze tylko badania.Nikt nie jest nie do zast�pienia, ��cznie z nimsamym, zw�aszcza �e po pijanemu pochwali� si� Freddy'emu swoim sukcesem wbadaniach nad broni�.Nara�a� si�, mówi�c mu o tym.W duchu �mia� si� z w�asnejg�upoty.Jak na ironi�, chcia� w ten sposób przekona� go o swojej lojalno�ciwobec projektu i udowodni�, �e jego poczynania wyra�nie o tym �wiadcz�.- Ile masz pieni�dzy? Wystarczy, �eby wynaj�� ód�?- Oczywi�cie.Z moj� kart� Visa.- Umiesz prowadzi� �ód�?- Pewnie bym mog�a spróbowa�, ale po co.- Na pewno b�d� obserwowa� lotnisko.Rozumiesz, �e to powa�na sprawa?Skin�a niezbyt przestraszona, ale za to podekscytowana.- P�yniesz ze mn�? Zawaha� si�.- To si� oka�e.- Rozumiem - powiedzia�a, nie kryj�c rozczarowania.- Nie chcesz si�zdeklarowa�.- My�l� o twoim bezpiecze�stwie - o�wiadczy� twar�do.- Moim te�.Jutro opó�nocy czekaj na mnie dwie�cie metrów od brzegu, w po�owie zasieków bazymilitarnej, zaraz za fluorescencyjn� zatok�, tam, gdzie si� spotkali�my.Gdzie si� znów spotkali�my, poprawi� si� w my�li.Ale ona nie zwraca�a uwagi naszczegó�y.Jasnoszare oczy wpatrywa�y si� w niego.- B�d� o pó�nocy.- �ód� musi by� wystarczaj�co du�a, �eby dop�yn�� do Puerto Rico.- A potem?- Z�apiemy samolot.- Razem?Wpatrywa�a si� w niego w napi�ciu, z lekko rozchylonymi ustami.Zamiastodpowiedzie� zacz�� j� ca�owa�.Usiad�a na nim i �ci�gn�a koszulk� przezg�ow�.Dotkn�� delikatnie palcami jej piersi, najdelikatniej jak mo�na, iu�miechn�� si�.Zamkn�a oczy, jakby chcia�a powiedzie�: Znasz mnie.Znasz mnietak doskonale.Po chwili poruszali si� rytmicznie w mi�os�nym u�cisku.Mi�o�� ipo��danie, jakie czu� do tej kobiety, by�y zupe�nie niezrozumia�e, nie mog�awyja�ni� tego pami�� komórkowa ani �adne naukowe teorie.Niepokoi�o go to.Zjak� �atwo�ci� zauwa�a�a ka�d� zmian� nastroju, ka�d� zachciank�.Jakszczególne by�y ich uniesienia i jak� stanowili jedno��.Przera�a�o go to ipodnieca�o.Nadesz�a pó�noc.Czeka�, a� si� ubierze.Wysuszy�a mu ubranie w pralnihotelowej.Zaprowadzi�a Petera do swojego samochodu.Obudzi�a �pi�cego stró�ajednym s�owem: Toro, a on podskoczy� przestraszony i otworzy� bram�.Elizabeth zatrzyma�a auto jakie� pó�tora kilometra od bazy.Przez kwadranssiedzieli, nic nie mówi�c, ale nie mog�c si� rozsta�.W ko�cu Peter otworzy�drzwi i wysiad�.Nim si� odwróci�, ona ju� wysiada�a za nim.Ca�owali si� podroz�gwie�d�onym niebem tak d�ugo, �e przestali si� ba�.Potem patrzy�, jakmanewruje samochodem, by zawróci�, i odje�d�a do Casa del Frances.Przezostatnie dwie godziny �adne z nich nie powiedzia�o ani s�owa.Znam j�, pomy�la� z przestrachem.Znam j� dobrze.Wszystko o niej wiem, nie znam tylko jej imienia.A Beatrice?Przez chwil� nie potrafi� wyobrazi� sobie twarzy �ony, nie widz�c jednocze�nietej kobiety.Jakby to by�a ta sama twarz.To wydawa�o si� najstraszniejsze.Elizabeth pakowa�a si� w swoim pokoju.Wygl�da�o na to, �e b�dzie musia�aznikn��.Chwyci�a s�uchawk�, musia�a za�dzwoni� do kilku osób.do Annie,w�a�ciciela mieszkania, które wynajmowa�a, ludzi z Agencji Helvetica.I do Ros� Ann�, matki Hansa.By�a pierwsza w nocy, w Zurychu osiem godzin pó�niej.Po��czy�a si� zinformacj� w Zurychu i poprosi�a o numer Ros�Ann� Brinkman.Podano jej dwa numery, R.Brinkman i Ros� Ann� Brinkman.Po wybraniu pierwszego numeru zg�osi�a si� m�oda kobieta mówi�ca po niemiecku.Kiedy Elizabeth poprosi�a do telefonu Ros� Ann�, dziewczyna powiedzia�a, �e toona.Elizabeth przeprosi�a i wybra�a drugi numer.Us�ysza�a cztery sygna�y.nimkto� podniós� s�uchawk�.- Tak?- Ros� Ann�? Tu Elizabeth.Cisza.- Ros� Ann�, halo?- Elizabeth, gdzie jeste�? Wydaje si�, jakby� dzwoni�a z daleka.Lizzy, nie mówza du�o - ostrzeg�a sama siebie.- Ros� Ann�.Mam szokuj�c� wiadomo��.- O mój Bo�e, powinnam usi��?- Tak - odpar�a Elizabeth i wzi�a g��boki oddech.- To o Hansie.- O Bo�e, co znowu?- Nie, to dobra wiadomo��.On �yje.- Po drugiej stronie zapanowa�a zupe�nacisza.- Ros� Ann�, s�ysza�a� mnie? Dobrze si� czujesz?Us�ysza�a trzask na linii.- Ros� Ann�? Halo?Spojrza�a na telefon, jakby to on mia� wyja�ni� t� cisze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony