[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wprowadzi³am tê nazwê do rozmowy, alebez reakcji.Myœlê, ¿e mo¿emy j¹ wykreœliæ.Luigi te¿ nie uwa¿a, ¿eby mia³a ztym coœ wspólnego.Z drugiej strony s¹dzi, ¿e Tommy by³a powa¿nie zajêtaGene'em.I Gene chodzi³ z ni¹ powa¿nie.A co ty zdzia³a³eœ w sprawie macochy?- Jest za granic¹.Jutro wraca.Napisa³em do niej list - a raczej kaza³emnapisaæ mojej sekretarce - z proœb¹ o spotkanie.- Dobrze.Ruszyliœmy sprawy z miejsca.Mam nadziejê, ¿e to wszystko niezawiedzie.- Jeœli doprowadzi nas dok¹dkolwiek!- Musi - odpar³a Ginger entuzjastycznie.- Aha! Wróæmy do pocz¹tku tegowszystkiego, do teorii, ¿e ojciec Gorman zosta³ zabity po wezwaniu go doumieraj¹cej kobiety i ¿e zosta³ zamordowany z powodu czegoœ, co mu powiedzia³alub wyzna³a na spowiedzi.Co siê sta³o z t¹ kobiet¹? Czy umar³a? Kim by³a? Topowinno nas do czegoœ doprowadziæ.- Umar³a.Naprawdê nie wiem o niej wiele.Nazywa³a siê chyba Davis.- A nie móg³byœ dowiedzieæ siê trochê wiêcej?- Zobaczê, co siê da zrobiæ.- Gdybyœmy dotarli do jej przesz³oœci, moglibyœmy stwierdziæ, jak zdoby³ainformacje.- Rozumiem, o co ci chodzi.Z³apa³em Jima Corrigana telefonicznie wczesnym rankiem nastêpnego dnia izapyta³em o pani¹ Davis.- Zaraz, zaraz.Posunêliœmy siê trochê dalej, ale nie bardzo.Davis nie by³ojej prawdziwym nazwiskiem, dlatego sprawdzenie zabra³o trochê czasu.Sekundê,zanotowa³em gdzieœ parê rzeczy.O, mam.Jej prawdziwe nazwisko brzmia³oArcher, a jej m¹¿ by³ drobnym oszustem.Zostawi³a go i wróci³a do panieñskiegonazwiska.- Jakiego rodzaju oszustem by³ Archer? I gdzie jest teraz?- Och, bardzo drobne sprawy.Krad³ ró¿ne przedmioty w domach towarowych.Lekkomyœlne wpadki od czasu do czasu.Mia³ kilka wyroków.Co do tego, gdzieteraz jest, to umar³.- Nie za du¿o tego.- Rzeczywiœcie nie.Pani Davis przed œmierci¹ pracowa³a w firmie BRK (BadaniaReakcji Klientów), która najwyraŸniej nie wiedzia³a nic o niej ani o jejprzesz³oœci.Podziêkowa³em mu i roz³¹czy³em siê.XII.RELACJA MARKA EASTERBROOKATrzy dni póŸniej zadzwoni³a do mnie Ginger.- Mam coœ dla ciebie - powiedzia³a.- Nazwisko i adres.Zapisz.Wzi¹³em swójnotes.- Jazda.- Nazwisko Bradley, adres 78 Municipal Square Buildings, Birmingham.- Niech mnie diabli, co to wszystko znaczy?- Bóg raczy wiedzieæ! Ja nie mam pojêcia.W¹tpiê, czy Poppy rzeczywiœcie wie.- Poppy? Czy to.- Tak.Pracowa³am nad Poppy ca³¹ par¹.Powiedzia³am ci, ¿e - jeœli spróbujê -uda mi siê coœ z niej wydobyæ.Kiedy j¹ rozrzewni³am, by³o ju¿ ³atwo.- Jak siê do tego zabra³aœ? - spyta³em z ciekawoœci¹.Ginger zaœmia³a siê.- Wspólne g³upstewka dziewcz¹t.Nie zrozumia³byœ.Rzecz w tym, ¿e gdydziewczyna mówi coœ innej, to siê naprawdê nie liczy.Ona nie s¹dzi, ¿e to maznaczenie.- Wszystko zostaje w rodzinie?- Mo¿na tak powiedzieæ.W ka¿dym razie jad³yœmy razem lunch i ja papla³amtrochê o mojej mi³oœci i ró¿nych k³opotach - ¿onaty cz³owiek, zwi¹zany zokropn¹ ¿on¹, katoliczk¹, która nie chce mu daæ rozwodu i zamienia jego ¿ycie wpiek³o.I ¿e ona choruje, wci¹¿ ma bóle, ale mo¿e ¿yæ jeszcze d³ugie lata.Naprawdê du¿o lepiej dla niej by³oby, gdyby mog³a umrzeæ.Powiedzia³am jej, ¿emia³am pomys³, by spróbowaæ z Bladym Koniem, ale nie wiem, jak zacz¹æ i czy tonie by³oby strasznie kosztowne.A Poppy oœwiadczy³a, i¿ uwa¿a to za mo¿liwe.S³ysza³a, ¿e licz¹ sobie maj¹tek.Zauwa¿y³am, i¿ s¹ pewne widoki.Mamstryjecznego dziadka, bardzo kochanego - nie znoszê myœli, ¿e móg³by umrzeæ -ale ten fakt mo¿e siê przydaæ.Czy wziêliby coœ a conto? Ale jak siê do tegozabraæ? I wtedy Poppy wyst¹pi³a z nazwiskiem i adresem."Musisz najpierw pójœædo niego - powiedzia³a - i za³atwiæ sprawy finansowe".- To fantastyczne! - zawo³a³em.- I owszem.Milczeliœmy chwilê.- Powiedzia³a ci to wszystko otwarcie? Nie wydawa³a siê przestraszona? -spyta³em z niedowierzaniem.- Nie rozumiesz - odpar³a Ginger niecierpliwie.- Opowiedzenie tego mnie nieliczy siê.A poza tym, jeœli uwa¿amy Bladego Konia za prawdziweprzedsiêbiorstwo, to musi byæ mniej lub bardziej reklamowane, prawda? Chcêpowiedzieæ, ¿e musz¹ ca³y czas szukaæ nowych "klientów".- Jesteœmy szaleni, wierz¹c w coœ takiego.- W porz¹dku.Jesteœmy szaleni.Jedziesz do Birmingham zobaczyæ siê z panemBradleyem?- Tak - powiedzia³em.- Zamierzam zobaczyæ siê z panem Bradleyem.Je¿eliistnieje.Nie bardzo wierzy³em, ¿e tak jest.Myli³em siê jednak.Pan Bradley istnia³.Municipal Square Buildings by³ olbrzymim skupiskiem biur.Numer siedemdziesi¹tosiem znajdowa³ siê na trzecim piêtrze.Na drzwiach, na matowym szkle, by³³adny, drukowany napis: C.R.BRADLEY, AGENT HANDLOWY.A ni¿ej, drobniejszymiliterami: PROSZÊ WEJŒÆ.Wszed³em.By³a tam ma³a poczekalnia, pusta, i drzwi z napisem PRYWATNE, lekko uchylone.Odezwa³ siê stamt¹d g³os:- Proszê wejœæ.Gabinet by³ wiêkszy.Znajdowa³o siê tam biurko, parê wygodnych krzese³,telefon, rega³ z przegródkami na akta.Pan Bradley siedzia³ za biurkiem.By³ to drobny, œniady cz³owiek, o ciemnych, przenikliwych oczach.Mia³ na sobieszary garnitur i wygl¹da³ jak uosobienie solidnoœci.- Zechce pan zamkn¹æ drzwi - powita³ mnie uprzejmie.- Proszê siadaæ.Tokrzes³o bêdzie wygodne.Papierosa? Nie? A teraz, co mogê dla pana zrobiæ?Patrzy³em na niego.Nie wiedzia³em, jak zacz¹æ.Nie mia³em najmniejszegopojêcia, co powiedzieæ.Wydaje mi siê, ¿e czysta desperacja podsunê³a mi s³owo,którym go zaatakowa³em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]