[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórym ludziom to, co mówiłam, wydawało się niepokojące, ale większości z nich moje słowa niosły pociechę.Zależy mi na tym, by pomagać wszystkim, którzy do mnie przychodzą, a w zamian proszę tylko, by traktowali mnie i moje zdolności z szacunkiem.Chcę nieść pomoc, ponieważ mam dar od Boga i moim obowiązkiem jest podzielić się nim z innymi.Bonnie regularnie chodziła na zebrania Nowojorskiego Towarzystwa Spirytystycznego, które odbywały się zawsze w pierwszą środę miesiąca.Dziś, zgodnie z jej przewidywaniami, nie pojawiła się tam Gert MacDermott, stała uczestniczka spotkań.Członkowie grupy półgłosem dyskutowali o tragedii, jaka dotknęła jej rodzinę.Gert, nawiasem mówiąc bardzo gadatliwa starsza dama, była niezwykle dumna ze swojej ciotecznej wnuczki, znanej i popularnej młodej kobiety, i często mówiła o jej zdolnościach mediumicznych.Wspomniała nawet o tym, że skłoni Neli do spotkania z grupą, lecz jak dotąd jej namowy nie odniosły skutku.- Poznałem kiedyś męża tej młodej damy, Adama Cauliffa, na jednym z koktajli w domu Gert powiedział Bonnie doktor Siegfried Volk.- Było widać, że Gert bardzo go lubi.Nie sądzę, żeby interesowały go nasze sprawy, ale na pewno sprawił jej radość, przychodząc na przyjęcie.Czarujący człowiek.Wysłałem jej list z wyrazami współczucia i w przyszłym tygodniu zamierzam ją odwiedzić.- Ja też złożę jej wizytę - odrzekła Bonnie.- Chcę zrobić, co w mojej mocy, żeby pomóc jej i całej rodzinie.ROZDZIAŁ 20Tego samego dnia Jed Kapłan wyruszył na przechadzkę swą ulubioną trasą, która wiodła od domu jego matki przy Czternastej Ulicy do brzegu Hudsonu na przystani North Cove obok Światowego Centrum Finansowego, gdzie Adam Cauliff cumował swój jacht motorowy.Piąty dzień z rzędu przemierzał tę drogę, która zwykle trwała ponad godzinę, zależnie od tego, co zajmowało go podczas spaceru, i którą za każdym razem pokonywał z coraz większą radością.Dziś, tak jak poprzedniego dnia, Jed siedział, wpatrując się w daleką rzekę Hudson z lekkim uśmiechem na ustach.Na myśl, że „Cornelia II” nie kołysze się już bezczelnie na falach, czuł przenikający go miły, niemal zmysłowy dreszcz.Rozkoszował się myślą o tym, jak ciało Adama Cauliffa rozpada się na kawałki, chwilą, w której umysł tego człowieka zarejestrował ów moment i Cauliff zorientował się, że naprawdę umiera.Potem myślał o rozdzieranym na strzępy ciele, którego szczątki wzlatują w górę i wpadają do wody - wielokrotnie przeżywał w duchu owo wydarzenie, za każdym razem delektując się nim z coraz większą lubością.Temperatura spadała przez cały dzień i teraz, o zachodzie słońca, wiejący od rzeki zimny wiatr zaczął przenikać Jeda do szpiku kości.Rozejrzał się wokół i zauważył, że ustawione na zewnątrz centrum handlowo-usługowego stoliki, tak zatłoczone w ciągu ostatnich czterech dni, prawie opustoszały.Pasażerowie, którzy przypłynęli promami z Jersey City i Hoboken, szybkim krokiem zmierzali pod dach.Banda tchórzy, pomyślał pogardliwie Jed.Powinni spróbować pomieszkać kilka lat w buszu.Dostrzegł pasażerski liniowiec, prowadzony przez holownik w kierunku cieśniny Narrows.Ciekawe, dokąd płynie - do Europy, do Ameryki Południowej? Do diabła, może sam powinien tam pojechać.Najwyższy czas się stąd ruszyć.Stara zaczynała doprowadzać go do szaleństwa i mógł się domyślać, że sam działa na nią podobnie.Kiedy przygotowała mu śniadanie dziś rano, powiedziała: - Jed, jesteś moim synem i zależy mi na tobie, ale nie znoszę, gdy mnie denerwujesz.Daj sobie z tym spokój.Chociaż wydaje ci się inaczej, Adam Cauliff był miłym człowiekiem, przynajmniej moim zdaniem.Niestety, już nie żyje, więc nie masz powodu dalej go nienawidzić.Czas, abyś się czymś zajął.Dam ci pieniądze, więc będziesz miał od czego zacząć.Na początku zaproponowała mu pięć tysięcy dolców.Zanim Jed skończył śniadanie, udało mu się podbić stawkę do dwudziestu pięciu tysięcy i na dodatek matka pozwoliła mu zajrzeć do swego testamentu, z którego wynikało, że zapisała synowi cały majątek.Zmusił ją, by przysięgła na duszę ojca, że nigdy nie zmieni ostatniej woli i dopiero wtedy zgodził się wyjechać z miasta.Cauliff zapłacił jej za ziemię osiemset tysięcy dolarów.Biorąc pod uwagę oszczędny tryb życia staruszki, istniało duże prawdopodobieństwo, że kiedy wyciągnie nogi, zostawi mu większą część tych pieniędzy.Naturalnie Jed miał nadzieję na większą kasę - działka była warta dziesięć razy tyle - ale musiał się tym zadowolić, zwłaszcza że matka praktycznie za bezcen oddała jego spadek.Jed wzruszył ramionami i wrócił do odtwarzania w wyobraźni śmierci Adama Cauliffa.W „Post” cytowano wypowiedź świadka eksplozji, który wracał łodzią z wycieczki do Statuy Wolności i powiedział: „Jacht stał w miejscu.Domyśliłem się, że rzucili kotwicę, żeby wypić kilka drinków.Woda robiła się niespokojna i pamiętam, jak pomyślałem, że impreza zapewne nie potrwa długo.Nagle ni stąd, ni zowąd - bum! Jakby na łódź spadła bomba atomowa”.Jed wyciął z gazety artykuł i schował do kieszeni koszuli.Cieszył się, czytając go na nowo i wyobrażając sobie ciała i szczątki lodzi wyrzucane w powietrze siłą eksplozji.Naprawdę szczerze żałował, że go przy tym nie było.Jasne, szkoda tych pozostałych ludzi, którzy znajdowali się na jachcie, ale pewnie byli niewiele więcej warci od Cauliffa, skoro z nim pracowali.Prawdopodobnie mieli swój udział w sztuczce z wyszukiwaniem zniedołężniałych wdów, żeby je namówić do odsprzedania ziemi za niewielką część jej wartości.Cóż, przynajmniej nie będzie „Cornelii III”, pomyślał z satysfakcją.- Przepraszam pana.Jed drgnął, zaskoczony głosem, który wyrwał go z rozmyślań, i odwrócił się, gotów wysłać osobę, śmiejącą mu przeszkadzać, do wszystkich diabłów.Jednak zamiast obdartego bezdomnego, jakiego spodziewał się zobaczyć, ujrzał rozumne oczy i nieruchomą twarz poważnie wyglądającego mężczyzny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]