[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziała mi tylko, że tak wyszło.I że chce do ciebie wrócić.A ty nie chcesz.Mniej więcej tyle.Rob, zachęcony moim spokojnym zachowaniem, postanowił wyjaśnić całą sprawę, nim wpadnę jak zwykle w histerię.229- Nie, to już wszystko! Nie ma niczego więcej.Zdarzyło sięjeden raz.I od razu wiedziałem.Wiedziałem.- Co takiego? - spytałam, mając nadzieję, że nie będzie to zbytobrazowe.Nie byłam aż tak dorosła.- Wiedziałem, że już jej nie kocham.Uniosłam brwi.- I poinformowałeś ją o tym dokładnie w tej samej chwili?Czyżbym żartowała? Moje dwie pierwsze możliwości przesta ły istnieć, okazało się bowiem, że jednak zwariowałam.Rob spojrzał na mnie przerażony.- Jak możesz mówić tak spokojnie? A nawet żartować? Zdra dziłem cię.Z Karen.Po tych wszystkich zapewnieniach, że nic do niej czuję.Oszukałem cię i zdradziłem.Jego opowieść zabolała mnie bardziej, niż mogłam to sobie kiedykolwiek wyobrazić.W mojej głowie powstawały obrazy, któ re mogły mi wyrządzić straszną krzywdę.Chciałam wrócić do swojej wczorajszej pozycji, kiedy mogłam zachowywać się obiektywnie.Bardzo, bardzo się starałam.- Wiedziałam, że kłamiesz.A twoja zdrada nie była dla mnie szokiem.Raczej czymś nieprzyjemnym, czego sobie, oczywiście, nie życzyłam, ale zawsze wiedziałam, że mnie to spotka.Taka była prawda, ale w moim sercu nie zadźwięczało to praw dziwie.Racjonalna analiza zupełnie nie pasowała do bólu, jaki czułam w środku.Odetchnęłam głęboko i postarałam się opano wać.Rob objął głowę rękami.- Strasznie się wstydzę.Powód, był.śmieszny.- Niewłaściwe użycie słowa.- Właśnie skończyłem rozmawiać z tobą przez telefon i dowiedziałem się o niespodziance.Poczułem się głupio, a ty mnie dodatkowo pognębiłaś.- Przykro mi.Nieprawda, ale wpływała na mnie uspokajająco.- A kiedy powtórzyłem wszystko Karen, była wprost niepocieszona.Wiedziała, że dziewczynki będą ją za to winiły.I wściekła się, że nikt jej o tym wcześniej nie powiedział.Oboje byliśmy zmęczeni po długiej podróży z dwiema przesiadkami.Spóźniliśmy się na kolację i zaczęliśmy pić.Podniosłam rękę.- Mogę sobie dośpiewać resztę, dziękuję bardzo.Nie potrzebuję szczegółów.Nie chcę ich słyszeć.230- Wstydzę się i mam nadzieję, że mi wybaczysz, i że Karen nic się nie stanie z powodu mojej bezmyślności.Ona wcale nie jest taka zdrowa i pozbierana, jak ci się zdaje.Zdawałam sobie z tego sprawę, ale męczyła mnie jedna rzecz.To znaczy męczyło mnie mnóstwo rzeczy, ale ta jedna szczególnie.- Kiedy zobaczyłam was na lotnisku, wyglądaliście na bardzo sobie bliskich.A później na waszych twarzach pojawiło się poczu cie winy.- Wiem.Bardzo długo rozmawialiśmy.A raczej ja bardzo dużo opowiadałem o tobie, o nas.Karen było bardzo, bardzo przykro.Przedtem myślała, że znów będziemy razem.Musiałem ją długo przekonywać, że nie ma na co liczyć.To, co zrobiliśmy.- Zoba czył, że się skuliłam i ścisnął moją rękę.- Mówię o tym po raz ostami, ale to naprawdę ważne.W tym momencie wszystko się skoń czyło.Dla nas obojga.Karen od razu to zrozumiała.Wyczytała z mojej twarzy.Tak bardzo mi przykro, Lorno.Do końca życia będę ci to wynagradzał.Niemniej jednak to był początek końca.Nim przylecieliśmy na Gatwick, osiągnęliśmy porozumienie.Musieli śmy pamiętać o dzieciach.Jakoś się nam udało.To, co widziałaś, oznaczało absolutny i przyjacielski koniec naszego małżeństwa.A poczucie winy? W końcu mieliśmy powód.- Wiem, te cholerne telewizorki dla dziewczynek!- O Boże, zupełnie zapomniałem.Mówiłem jej, że nie będziesz zadowolona, ale mnie nie posłuchała.- Dziękuję ci, że przynajmniej wiesz, jakie mam na ten temat zdanie.Siedzieliśmy w milczeniu, próbując zrozumieć wszystko, co oboje powiedzieliśmy i usłyszeliśmy.Potem Robowi coś się przypomniało.- Najdziwn iejsze było to, że to twój telefon wreszcie pozwolił mi dojść ze sobą do ładu.Myślałem tylko o tobie i o dziewczynkach planujących tę wycieczkę.Jesteście dla mnie jednością.Czu łem, że sprawiam wam ból.I nagle wszystko stało się proste.Ty należałaś do mojej rzeczywistości.Karen była jedynie niezakoń-czonąhistorią która tym bardziej stawała się fantazją im bardziej przeciągałem przyjęcie ostatecznego rozwiązania.Kiedy wróciła, do głosu doszła nagle fantazja.Chciałem, żeby wróciła dokładnie na to miejsce, z którego odeszła żeby odegrała swoją rolę do szczęśliwego finału.- A potem co?231Thank you for evaluating PDF to ePub Converter.To get full version, you need to purchase the software from: http://www.pdf-epub-converter.com/convert-to-epub-purchase.html- Potem bym wiedział.Potrafiłbym dokonać wyboru.- Rob zamyślił się.- Między mną a nią?- Między miłością, jaką czułem do niej i miłością, jaką czuję do ciebie.Wiedziałam, o co mu chodzi.Simon pomógł mi to zrozumieć.Były zawsze dwa rodzaje miłości: miłość, która wystarcza i mi łość, która nie wystarcza.Nie umiał określić, co czuł do mnie, dopóki nie był pewien, jaką miłością darzy Karen.- I ja wygrałam? - zapytałam martwym głosem, nie odczuwa jąc szczególnego triumfu.Rob podszedł do mnie, ukląkł na podłodze i wziął moje dłonie w swoje ręce.- To, co do niej czułem, było związane z dziećmi.Teraz to wiem.Dała mi czworo dzieci.Nie możesz sobie wyobrazić, jakie to uczucie.- Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.Mocniej ścis nął mnie za ręce.- Przepraszam, źle się wyraziłem.Ale chciałem powiedzieć, że byłem zakochany w całej rodzinie, nie tylko w Ka ren.W trakcie terapii uwierzyła, że wiedziała o tym od początku i że ta świadomość doprowadziła ją do załamania nerwowego.Biedna kobieta.Teraz mnie zrobiło się jej żal.- Widzisz, dała mi to, czego zawsze pragnąłem i za to ją ko chałem.Lecz ty, Lorno, dałaś mi siebie.I w tobie się zakochałem.Twoja osobowość, to co wniosłaś do naszej rodziny, było dodatko wą wartością, jednak kochałem przede wszystkim ciebie.Nadal kocham.Wierzyłam mu całym sercem, czułam tę miłość jako fizyczną siłę.I wierzyłam także rozumem.To, co powiedział, miało sens.Całe życie czekałam na te słowa.Ale.- Wyjdź za mnie, Lorno.Wyjdź za mnie.Chcę się z tobą ożenić i mieć z tobą dziecko.Wtedy zadzwoniła moja komórka.Żeby ją znaleźć, musiałam wstać.Na wyświetlaczu zobaczyłam, że dzwoni Simon.Cholera! Od siódmej rano dzwonił już dwa razy.- Cześć - powiedziałam.- Możesz teraz rozmawiać? - spytał niecierpliwie.- Raczej nie - odparłam, rzucając okiem na Roba, który nie spuszczał ze mnie wzroku.232- Miałaś wczoraj zadzwonić i wyjaśnić mi, jak stoją sprawy między tobą a Robem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]