[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kłaniał się nisko także i pannie Swaffer, która oszczędnie prowadziła ojcu gospodarstwo; była to czterdziestopięcioletnia kobieta o szerokich plecach, grubych kościach i siwych, spokojnych oczach; kieszeń od sukni miała zawsze pełną kluczy.Należała do kościoła anglikańskiego - jak twierdzono - (ojciec jej był natomiast kuratorem kaplicy baptystów); u pasa nosiła mały stalowy krzyżyk.Nie zdejmowała nigdy surowej czarnej sukni przez pamięć na jednego z niezliczonych Bradleyów z sąsiedztwa, za którego miała wyjść za mąż przed jakimiś dwudziestu pięciu laty, był to młody farmer, który skręcił sobie kark na polowaniu w wigilię ślubu.Panna Swaffer miała obojętną twarz ludzi głuchych, mówiła bardzo rzadko, a wargi jej, cienkie jak u ojca, zdumiewały czasami tajemniczą ironią wyrazu.Takim to ludziom przybłęda winien był posłuszeństwo.Przytłaczająca samotność zdawała się na niego padać z ołowianego nieba podczas tej zimy bez słońca.Wszystkie twarze były smutne.Nie mógł mówić do nikogo i nie miał nadziei, iż kiedykolwiek kogo zrozumie.Zdawało mu się, że to są twarze ludzi z tamtego świata - ludzi umarłych - jak mi nieraz mówił całe lata później.Słowo daję, dziwię się, że nie zwariował.Nie wiedział, gdzie jest.Gdzieś bardzo daleko od swoich gór - gdzieś nad wodą.Był bardzo ciekaw, czy to nie Ameryka?Gdyby nie stalowy krzyżyk u pasa panny Swaffer - wyznał mi kiedyś - nie byłby wiedział, czy w ogóle znajduje się w kraju chrześcijańskim.Rzucał na ów krzyżyk ukradkowe spojrzenia i to go pocieszało.Wszystko tu było inne niż w jego ojczyźnie.Ziemia i woda były inne; nie spotykało się wizerunków Zbawiciela nad drogami.Nawet trawa była inna, a także i drzewa; wszystkie drzewa prócz trzech starych norweskich sosen rosnących na kawałku łąki przed domem Swaffera, które przypominały mu ojczyznę.Wyśledzono go raz o zmierzchu, jak oparł czoło o pień jednej z nich szlochając i mówiąc coś do siebie.Utrzymywał później, że te świerki były mu jak bracia.Wszystko poza tym wydawało mu się obce.Niechże pani sobie wyobrazi życie tego rodzaju - mroczne, dławione przez wydarzenia powszedniego dnia jak przez senne zmory.W nocy, gdy nie mógł spać, myślał wciąż o dziewczynie, która dała mu pierwszy kawałek chleba zjedzony; przez niego w tym obcym kraju.Nie była dla niego ani zła, ani okrutna i nie bała go się.Pamiętał jej twarz, jedyną zrozumiałą wśród wszystkich tych twarzy równie zamkniętych, równie tajemniczych i równie niemych jak twarze umarłych, którzy posiadają wiedzę dla żywych niedosięgłą.Ciekaw jestem, czy to pamięć o jej współczuciu wstrzymywała go od poderżnięcia sobie gardła? Ale dość tego! Jestem prawdopodobnie starym romantykiem i zapominam o wrodzonej miłości do życia, którą może zwyciężyć jedynie siła wyjątkowej rozpaczy.Powierzoną sobie robotę wykonywał z inteligencją, która zadziwiała starego Swaffera.Z czasem okazało się, że umiał pomagać przy orce, doić krowy, karmić byki w cielętniku, że można się nim było wyręczać przy owcach.Zaczął też szybko chwytać pojedyncze słowa; i nagle, pewnego pięknego wiosennego poranku uratował od przedwczesnej śmierci wnuczkę starego Swaffera.Młodsza córka Swaffera jest za Willcoxem, adwokatem i urzędnikiem magistratu w Colebrook.Regularnie dwa razy na rok Willcoxowie przyjeżdżają na kilka dni, aby pobyć ze starym.Jedyne ich dziecko, dziewczyneczka nie mająca jeszcze wówczas trzech lat, wybiegła sama z domu w białym fartuszku i przebrnąwszy przez trawę ogrodu schodzącego tarasami zleciała z niskiego murku, głową naprzód, do stawu, w którym pławiono zwykle konie na podwórzu.Rozbitek był razem z woźnicą przy pługu i orał pole blisko domu.W chwili gdy zawracał, aby zacząć świeżą bruzdę, zobaczył przez szparę w bramie coś, co dla każdego innego człowieka byłoby tylko mignięciem czegoś białego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •