[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobili do brzegu; dno czółenka zgrzytnęło o piasek.Ali wyskoczył i przytrzymał łódkę, a Dain wysiadł niosąc w ramionach Ninę, wyczerpaną wrażeniami i długą, nocną podróżą.Almayer wyszedł z czółna ostatni i wciągnął je na brzeg wspólnie z Alim.Malaj położył się w cieniu i zasnął natychmiast, zmęczony długim wiosłowaniem, zaś Almayer siadł na krawędzi czółna, skrzyżował ręce na piersiach i wpatrzył się w morze.Dain ułożył troskliwie Ninę w cieniu krzewów rosnących w środku wysepki i rzucił się na ziemię obok niej.Patrzył z milczącą troską na łzy, co wymykały się spod jej przymkniętych powiek i ginęły w drobnym piasku, na którym leżeli oboje twarzą w twarz.Łzy jej i smutek zastanawiały go jak głęboka, niepokojąca tajemnica.Czemu się martwi teraz, gdy niebezpieczeństwo już minęło? Nie wątpił o jej miłości, jak nie mógł wątpić i o fakcie własnego istnienia, a jednak gdy tak leżał i patrzył żarliwie w jej twarz śledząc jej łzy, rozchylone usta i nawet oddech — czuł z niepokojem, że jest w niej coś, czego on zrozumieć nie może.Nic dziwnego: wszak ona posiada wiedzę istot doskonałych.Westchnął.Poczuł, że przedziela ich niewidzialna jakaś zapora, która mu pozwoli zbliżyć się do niej na pewną odległość, ale nie dalej.Żaden poryw miłości, żaden wysiłek — ani tęsknota, ani nawet wspólne, długie życie— nic nie zdoła usunąć tej nieuchwytnej przegrody.Z przerażeniem, ale także z wielką dumą stwierdził, że przyczyną tego jest niedościgła jej doskonałość.Ta kobieta należy do niego, a jednak przebywa jak gdyby w innym świecie.Jego jest! jego! Radosny tryumf go przeniknął, a zarazem i ból z powodu jej łez.Z nieśmiałą czcią ujął promień jej włosów i w przypływie niezgrabnej tkliwości usiłował otrzeć łzy błyszczące na rzęsach.Przelotny uśmiech go nagrodził rozjaśniając jej twarz na mgnienie, ale wkrótce łzy posypały się jeszcze obficiej.Nie mógł znieść tego dłużej.Powstał i zbliżył się do Almayera, który siedział wciąż na krawędzi czółna, pochłonięty widokiem morza.Nie widział go już bardzo dawno — tego morza, co wszędzie prowadzi, co przynosi wszystko na swych falach, a tak wiele zabiera.Zapomniał prawie, czemu się tu znajduje, i w sennym rozmarzeniu widział całe swoje życie na gładkiej, bezkresnej przestrzeni, mieniącej się blaskiem przed jego oczami.Wstrząsnęło nim dotknięcie ręki Daina i przyzwało z dalekiej zaiste krainy.Odwrócił się, lecz oczy jego zdawały się patrzeć nie na samego Daina, a raczej na miejsce, gdzie stał.Dain uczuł niepokój pod tym nieświadomym spojrzeniem.— Co takiego? — rzekł Almayer.— Ona płacze — szepnął Dain cicho.— Płacze, dlaczego? — spytał obojętnie Almayer.— Przyszedłem ciebie zapytać.Moja rani uśmiecha się, gdy patrzy na kochanego człowieka.To biała kobieta płacze w niej teraz.Powinieneś wiedzieć dlaczego.Almayer wzruszył ramionami i odwrócił się znów ku morzu.— Chodź, tuanie putih — nalegał Dain — chodź do niej.Jej łzy straszniejsze są dla mnie niż gniew bogów.— Doprawdy? Będziesz je nieraz oglądał.Powiedziała mi, że żyć bez ciebie nie może — ciągnął dalej bez cienia wyrazu w twarzy — więc przystoi, abyś prędko do niej wrócił.Nie boisz się, że przez ten czas umrze?Wybuchnął głośnym, przykrym śmiechem.Dain spojrzał na niego z pewną obawą.Biały podniósł się jednak i szedł zwolna ku Ninie spoglądając na słońce.— Więc pojedziecie, gdy słońce znajdzie się nad nami? — zapytał.— Tak, tuanie — odrzekł Dain.— Niedługo będę czekał — mruknął Almayer.— Niezmiernie to dla mnie ważne, abym widział wasz odjazd.Was obojga.To właśnie jest dla mnie najważniejsze — powtórzył i przystanął nagle patrząc uporczywie na Daina.Ruszył znowu ku Ninie, a Dain pozostał w tyle.Almayer zbliżył się do córki i stał przy niej czas jakiś, spoglądając na nią z góry.Nie otworzyła oczu, lecz posłyszawszy kroki szepnęła cicho, szlochając: „Dainie!”Almayer zawahał się chwilę i osunął się w piasek obok niej.Nie słysząc odpowiedzi, nie czując dotknięcia ręki Daina otworzyła oczy i — zobaczywszy ojca — siadła nagłe w przerażeniu.— To ty, ojcze! — szepnęła cicho, zawarłszy w tych słowach cały swój żal, trwogę i budzącą się nadzieję.— Nie przebaczę ci nigdy, Nino — rzekł Almayer obojętnym głosem.— Wydarłaś mi serce, gdy śniłem o twoim szczęściu.Oszukałaś mnie.Twoje oczy, które były dla mnie samą prawdą, kłamały mi każdym spojrzeniem — od jak dawna? sama wiesz o tym najlepiej.Głaskałaś moją twarz, licząc chwile dzielące cię od zachodu, który był hasłem twojego spotkania z tym człowiekiem.Urwał.Siedzieli w milczeniu obok siebie, wpatrzeni w bezkres morza.Słowa ojca osuszyły powieki Niny; stwardniał jej wzrok utkwiony w nieobjętą przestrzeń lazuru, przejrzystą, gładką i spokojną jak niebo.Almayer patrzył weń także, lecz z rysów jego znikł wszelki wyraz i zdawało się, że życie w oczach zagasło.Jego twarz — niby pusta karta — próżna była wzruszenia, czucia, myśli, a nawet i świadomości.Ręka losu starła zeń wszelką namiętność, żal i ból, i gniew, i nadzieję, jak gdyby po ciosie ostatnim wszystko się już wypełniło, jak gdyby wspomnienia nawet stały się czymś zbytecznym.Nieliczni ludzie, którzy widywali Almayera w tym ostatnim, krótkim okresie jego życia, byli zawsze pod wrażeniem jego twarzy, która zdawała się nie wiedzieć o niczym, co się wewnątrz niego dzieje.Podobna była gładkiej pustej ścianie więziennej kryjącej grzech, żal, cierpienie i zmarnowane życie za obojętnym chłodem wapna i kamieni.— Cóż tu jest do przebaczenia? — szeptała Nina nie wracając się do Almayera bezpośrednio, lecz jak gdyby dyskutując sama z sobą.— Czy mi nie wolno żyć własnym życiem, tak jak ty żyłeś swoim? Droga, po której chciałeś, abym poszła, zamknęła się przede mną nie z mojej winy.— Nigdy mi nic nie mówiłaś — szepnął Almayer.— Nie pytałeś mnie nigdy — odrzekła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •