[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Br¹zowe loki okalaj¹ twarz,ró¿e wij¹ce siê wokó³ altany.Policzki p³on¹ plamami czerwieni.- Spójrz, panie Lisie! Jej d³oñ! Bia³a d³oñ!Wyci¹ga j¹ spomiêdzy piersi (pokrytych piegami;marzy³em o tych piersiach),ciska na stó³.Spoczywa tu¿ przede mn¹.Ojciec, bracia, krewnipatrz¹ na mnie zg³odnialikiedy j¹ podnoszê.W³osy by³y rude i cuchn¹ce.Szpony i poduszki szorstkie.Jeden koniec krwawy,krew jednak ju¿ zasch³a.- To nie d³oñ - oznajmiam.Ale pierwszapiêœæ pozbawia mnie tchu,dêbowa pa³ka uderza mnie w ramiê,zrywam siê z miejsca,czarny but powala mnie na ziemiê.A potem spada na mnie grad uderzeñ,zwijam siê w k³êbek, jêczê, modlê siê i œciskam w palcachodciêt¹ ³apê.Mo¿e nawet p³aczê.I nagle widzê j¹,blad¹ dziewczynê o jasnych w³osach,uœmiech dotar³ ju¿ na jej wargi.Kiedy wymyka siê z gospody, szarooka,niezmiernie rozbawiona, widzê d³ug¹ spódnicê.Ma jeszcze do przebycia wiele mil tej nocy.A gdy odchodzi,z miejsca na pod³odze,dostrzegam ogon miêdzy jej nogami;krzykn¹³bym, ale nie mogê ju¿ mówiæ.Pobiegniena czterech ³apach, hen, w dal, bia³¹ drog¹.A jeœli przybêd¹ myœliwi?Jeœli przybêd¹?B¹dŸ œmia³y, szepczê tu¿ przed œmierci¹.Œmia³y, lecz nie nazbyt œmia³y.Tak koñczy, siê moja historia.KRÓLOWA NO¯YMoment ponownego pojawienia siê niewiasty zale¿y wy³¹cznie od naszego uznania.- Will Goldstone, Sztuczki i z³udzeniaGdy by³em ch³opcem, od czasu do czasuodwiedza³em dziadków(starych ludzi: wiedzia³em, ¿e s¹ starzy czekoladki w ich domupozostawa³y nie zjedzone, póki siê nie zjawi³em;wówczas tak w³aœnie wygl¹da³a staroœæ).Dziadek zawsze przyrz¹dza³ œniadanie o œwicie:dzbanek herbaty, dla niej, dla niego i dla mnie,tosty i marmoladê(srebrnej i z³otej marki).Lunch i obiadnale¿a³y do babki, kuchniaby³a jej królestwem, rondle i ³y¿eczki,tasak, trzepaczki i no¿e, oto jej wierni poddani.Wraz z nimi pichci³a obiad, nuc¹c pod nosem piosenkê:Daisy, Daisy, odpowiedz proszê mialbo czasami:Pokocha³am ciê, choæ nie chcia³am,Nie chcialam.G³os mia³a kiepski, nie ma o czym mówiæ.Interes nie szed³ najlepiej.Dziadek ca³e dnie spêdza³ na samiutkim strychu,w maleñkiej ciemni, do której nie wolno mi by³o wchodziæwywo³ywa³ z ciemnoœci papierowe twarze,pozbawione radoœci wakacyjne uœmiechy obcych ludzi.Babka zabiera³a mnie na szare spacery promenad¹.Zwykle zwiedza³em ma³¹ mokr¹ ³¹czkê za domem,bujne krzaki je¿yn i ogrodow¹ szopê.Dla dziadków by³ to trudny tydzieñ:musieli zabawiaæ ciekawskiego ch³opca, tote¿pewnego wieczoru zabrali mnie do Królewskiego Teatru Królewskiego.Variétés!Œwiat³a zgas³y, unios³a siê czerwona kurtyna.Popularny komik z tamtych czasówwyszed³ na scenê i j¹kaj¹c siê, przedstawi³ g³oœno (zawsze tak zaczyna³),wyci¹gn¹³ wielk¹ szybê, po czym stan¹³ za ni¹,podnosz¹c rêkê i nogê; ujrzeliœmy ichodbicie,zdawa³o siê, ¿e lata — jego popisowy numer,wybuchnêliœmy zatem œmiechem.Opowiedzia³ dowcip,kiepski.Jego niezdarnoœæ, niezrêcznoœæ- oto, co przyszliœmy ogl¹daæ.Oszo³omiony okr¹g³y okularnik przypomina³ mi nieco mego dziadka.Potem zaœ znikn¹³.Jakieœ panie zaczê³y tañczyæ, machaj¹c nogami.Piosenkarz zaœpiewa³ coœ, czego nie zna³em.Na widowni siedzieli starzy ludzie,podobni do mych dziadków, zmêczeni, na rentach,wszyscy œmiali siê i klaskali.Podczas przerwy dziadekstan¹³ w kolejce po lody i dwie rurki z kremem.Zjedliœmy nasze lody, gdy œwiat³a przygas³y.Kurtyna bezpieczeñstwa unios³a siê, po niej ta w³aœciwa.Grupka pañ znowu odtañczy³a swój taniec,potem znów hukn¹³ grzmot i w ob³oku dymupojawi³ siê magik.Uk³on i oklaski.Zza kulis wysz³a uœmiechniêta pani,Migota³a.Lœni³a.Uœmiecha³a siê.Spojrzeliœmy na ni¹ i w tym momencie z czubków jego palców wyros³y kwiaty,z r¹k posypa³ siê deszcz jedwabnych proporców.Flagi wszystkich narodów - powiedzia³ dziadek, tr¹caj¹c mnie ³okciem.Ukry³ je w rêkawie.Od wczesnej m³odoœci(nie potrafi³em wyobraziæ go sobie jako dziecka),dziadek, wed³ug w³asnych s³Ã³w,by³ jednym z ludzi, którzy wiedz¹, jak siê rzeczy maj¹.Zbudowa³ w³asny telewizor,tu¿ po œlubie z babci¹, sama mi o tym opowiedzia³a;ogromne pud³o z maleñkim ekranem.By³o to w czasach sprzed zwyk³ych programów;ogl¹dali go jednak, niepewni,czy widz¹ ludzi, czy te¿ mo¿e duchy.Mia³ te¿ patent na coœ, co sam wynalaz³,ale co nigdy nie trafi³o do produkcji.Kandydowa³ do rady miejskiej, lecz skoñczy³ jako trzeci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]